Kartoteka 25: Wiersze (1)
Karol Maliszewski
Strona cyklu
Kartoteka 25: WierszeKarol Maliszewski
Urodzony w 1960 roku w Nowej Rudzie. Poeta, prozaik, krytyk literacki. Absolwent filozofii na Uniwersytecie Wrocławskim. Założyciel Noworudzkiego Klubu Literackiego „Ogma”. Laureat nagrody im. Marka Jodłowskiego (1994), nagrody im. Barbary Sadowskiej (1997), nagrody im. Ryszarda Milczewskiego-Bruno (1999). Nominowany do NIKE za zbiór krytyk literackich Rozproszone głosy. Notatki krytyka (2007). Pracuje w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Mieszka w Nowej Rudzie.
Miało być 25 wierszy na 25 lecie Biura Literackiego, lecz gdy zacząłem wczytywać się w wydane przez te lata tomiki, wyszło inaczej. Nie sposób było z takiego bogactwa wybrać jakiejś symbolicznej namiastki. Gdybym to zrobił, odbyłoby się to kosztem wielu głosów, poetyk, zjawisk. I tak musiałem to i owo pominąć, na przykład pierwsze skromne, kserowane arkusze, które dołączano do poszczególnych wieczorów autorskich, w żartobliwy i niebanalny sposób prezentując postać autora i jego twórczość. Tego typu arkuszy wyszło osiemnaście. Potem było czternaście niewielkich rozmiarów książeczek, których w tym wyborze też nie uwzględniam. Historię wydawniczą Biura zaczynam od roku 1990, od Piosenki pasterskiej Piotra Sommera wydanej w Legnicy. I tak rok po roku kolejne fascynujące tomiki, a w nich jakiś wiersz, który już wcześniej albo dopiero teraz zwrócił moją uwagę. Pod wybranymi utworami umieszczam krótkie, różnego rodzaju, raczej dość osobiste i swobodne komentarze. Zapraszam czytelników na wspólną podróż w czasie. W czasie zmieniającego się polskiego wiersza.
Piotr Sommer
Piosenka pasterska
Czytaj te parę zdań, jakbym był
obcym, innym
językiem, którym może wciąż jestem
(choć mówię twoimi słowami, posługuję się
twoimi słowami);
którym byłem mówiąc
twoim językiem,
stojąc za tobą i słuchając
bez słowa,
śpiewając
w twoim języku
moją melodię.
Czytaj, jakbyś miał słuchać,
nie rozumieć.
[z tomu Piosenka pasterska, Legnica 1999]
Ktoś „jakby jest” dzięki temu konkretnemu, niepowtarzalnemu czytaniu (słuchaniu). Wybrzmiewający performatyw jako drwiące przeciwieństwo strof z marmuru, gotowych na to, by wskoczyć z dostojnym szumem do jakiegoś podręcznika. Sytuacyjność wybija na plan pierwszy rzekomą obcość języka, (w) którym się jest, a który jest brany ze wspólnej, mikrospołecznej przestrzeni. Brany, by brzmieć. Brany, by go odsłuchiwać wciąż na nowo. Wiersz ten jest zarazem instrukcją obsługi tomiku, bezpośrednim zwrotem do czytelnika, któremu proponuje się echolaliczne zatracenie, ucieczkę od dosłowności interpretowania. Bo trzeba pamiętać, że „melodia” pozostaje odmienna, osobna, wręcz dzika i nieobliczalna, śpiewana w obcym (twoim, naszym) języku. Taką mam melodię z Ciebie, na jaką mi pozwolisz? Owszem, ale i to do pewnego stopnia.
Andrzej Sosnowski
Czym jest poezja
Zapewne nie jest strategią przetrwania,
ani sposobem na życie. Twój upór jest śmieszny,
kiedy wspominasz zaklęte jeziora,
szumiące bory i głuche jaskinie, w których głos
idzie echem i pewnie trwa wieki. Groty
Sybilli? Ważne są liście i jeszcze chyba rym
„głos — los”, bo głosy prą na świat i losy
właśnie liściom powierzają miana.
Ale spróbuj je schwytać! Tylko spróbuj
dotknąć ziemi i polecieć dalej
jak płaski kamyk po wodzie — ile razy?
Pięć czy dwanaście? Seria wierszy i odbić,
seria liści, a przecież wszystkie kamyki i liście
leżą jeden przy drugim w odwiecznym porządku,
kształty nieprzejrzyste. Zatem jest jaskinia
albo tyci pokój. Ale ten podmuch!
Przeciąg, gdy otwierasz drzwi i wiatr
rozprasza liście, a świat staje dęba
i słowa idą jak confetti w rozsypkę.
Lecz nie patrz wilkiem i nie odchodź jeszcze
z odętymi ustami. Żadnej zwłoki nie żałuj,
bo może sama zaśpiewa? Może nagle powie
jakie są ludy i wojny, jakie mozoły i rejsy,
jak sprawy stoją, a jak interesy?
[z tomu Wiersze, Legnica 2001]
Wiew albo raczej podmuch, oto istota poezji, rozpraszanie słów, permanentne rozsypywanie gotowych zdań. Nie ma co się upierać przy jej metafizycznej koncepcji, nie ma co robić z niej strategii. Poezja jest czymś znacznie skromniejszym, niemal ubocznym. Rozproszone głosy (tak jak i losy), a nie „trwający wieki” Głos, pewny swoich transcendentnych unaocznień Los. Można być pewnym tylko „przeciągu, gdy otwierasz drzwi”. On jest zawsze, to jedyny trwały składnik egzystencji wiedzionej w „tycim pokoiku”. Owszem, można wspominać „zaklęte jeziora” i „groty Sybilli”. Nie można się jednak dać nimi zatruć. „Ważne są liście” i ten niby odwieczny, a wciąż się reorganizujący porządek otaczających nas drobiazgów.