Kartoteka 25: Wiersze (13)
Karol Maliszewski
Strona cyklu
Kartoteka 25: WierszeKarol Maliszewski
Urodzony w 1960 roku w Nowej Rudzie. Poeta, prozaik, krytyk literacki. Absolwent filozofii na Uniwersytecie Wrocławskim. Założyciel Noworudzkiego Klubu Literackiego „Ogma”. Laureat nagrody im. Marka Jodłowskiego (1994), nagrody im. Barbary Sadowskiej (1997), nagrody im. Ryszarda Milczewskiego-Bruno (1999). Nominowany do NIKE za zbiór krytyk literackich Rozproszone głosy. Notatki krytyka (2007). Pracuje w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Mieszka w Nowej Rudzie.
Filip Zawada
[Na pogrzebie mojej babci myślałem o tym,]
Na pogrzebie mojej babci myślałem o tym,
że się nie ogoliłem i swędzi mnie szyja.
Na pogrzebie mojej cioci myślałem o spodniach,
które mnie uwierały w kroku,
bo powinienem je wyrzucić zaraz po maturze.
Tylko w czym poszedłbym na pogrzeb?
Na pogrzebie pradziadka myślałem o klockach Lego.
Na pogrzebach człowiek się cofa.
Cofa się do życia.
[z tomu Świetne sowy, Wrocław 2013]
„Cofnięcie się”, uchylenie – jako konieczność życia. Pierwszeństwo daje się życiu i żaden pogrzeb nie zmaże wymowy tego prawa. Tu wrażenie powstaje na styku bezradności i bezczelności (bezwstydu?). Wrażenie obcowania z dużym dzieckiem, które wszelkie ustalenia rytualno-funeralne ma za nic, które w groteskowy sposób je odsuwa. Na pogrzebach często myśli się o czymś innym (nieraz dlatego, żeby się nie rozpłakać). Rzadko się o tym mówi, bo jakoś wstyd się przyznać. Temu poecie nie wstyd. I jest mu z tym do twarzy. Taka poetyka.
Jacek Łukasiewicz
Znaki
Znak ważki, która z gąszczu w gąszcz leci nad ścieżką;
znak muchy z brązowymi kuleczkami ślepi;
znak ślimaka, co za dnia nie wychodzi z cienia,
chroniąc wilgoć; znak mrówki, która błądzi, jak mi się wydaje, bez celu
w tej gromadzie bezładnej wznoszącej mrowisko; znak mrowiska;
znak rowerzysty, co wita się szybkim „moin, moin”,
i znak twojej twarzy, Tereso, który znaczy
długi wspólny los.
[z tomu Rytmy jesienne, Wrocław 2014]
Jednak mrówki nie błądzą bez celu, gdy trudzą się nad konstrukcją nowego znaku, a potem znaczenia: mrowiska. Wzruszający liryk poświęcony żonie Teresie jako nadznakowi wnoszącemu poczucie sensu przygodnych znaków i nadającemu wyjątkowe znaczenie tropieniu pisma świata. Podobnie poeta nie błądzi bez celu, kiedy spaja w jedno pozornie przypadkowe znaki. Wszystkie układają się w znaczącą całość przeżycia, doświadczenia, a wreszcie afirmacji. Stwierdza się wyraźnie, że bez miłości nie dałoby się dojrzeć owej „całości”, brakowałoby jakieś klamry. „Znak twojej twarzy”, bliskiej i kochanej, decyduje o wydźwięku całości, o naszej postawie wobec świata, wobec losu.
Jacek Podsiadlo
Przychodzi starość
Kruku-kruku, mówiłem, porzuciło cię niebo,
czemu twój dziób nie uderza, skrzydło nie młóci,
oko okrywa się bielmem a szpon nic trzyma się darni,
dlaczego stąpasz po ziemi niczym po równoważni?
Trzeba mu przyznać, potrafił zachować się godnie, nie krzyczał:
„Ach, jakże boleję nad sobą, umierram, bogowie, umierrram”,
ślizgając się na gumoleum dbał o to, by stać dziobem do mnie,
do końca wydawał się groźny, nawet jeżeli przysypiał.
Dziwił go wrzask telefonu, słuchał, jak staram się wzruszyć
towarzystwo Przyjaciół zwierząt i ogród zoologiczny,
kochają cię, zrozum, mówiłem, po prostu nie mają czasu,
chuchałem mu w pierze na karku, by przemówiło ciepło.
Poranna gazeta doniosła: kobieta zabiła niemowlę,
175 ciosów nożyczkami od paznokci, zadziobała jak ptak.
Kruku, nadaję ci imię, szeptałem nasłuchując,
czy nie nadchodzi Herod którejś ze spraw bieżących.
Wzięli go wreszcie do ZOO. Drżał w tekturowym pudełku.
Teraz spokojnie dożywa w raju zoologicznym;
dużo drzemie, czasem zaczepi strusia albo papugę,
łagodnie doniesie: „Nie umieram bezimiennie. Jestem Erwin”.
91.10.22
[z tomu Być może należało mówić, Wrocław 2014]
Tak dużo mówi się dzisiaj o ekokrytyce, a nie pamięta się o jej pionierach. Dlatego demonstracyjnie wracam do tego wiersza Podsiadły, pokazując „pierwszeństwo” autora i w tym zakresie. Już trzydzieści lat temu proponował inne podejście, stwarzał nowe zasady traktowania przyrody. W wierszu „Przychodzi starość” oddaje głos przygarniętemu krukowi, nie przesłaniając jego życia swoim, i – mówiąc pół żartem, pół serio – nie wywyższając antropologii kosztem ornitologii. Podobnie jak w „Szóstym wierszu przeciw państwu” istotne jest tło, które wyznacza obszar kontestacji. Bohater przeciwstawia mu czystość i jasność zasad rządzących światem przyrody. Tam „nacjonalistyczne szaleństwo”, wojny i knowania polityków, mocno zaburzone tak zwane życie społeczne, tu codzienne, domowe szaleństwo („kobieta zabiła niemowlę”) dokładnie i wręcz kompulsywnie odtwarzane przez media. Rozmowa z krukiem pozwala bohaterowi oderwać się od medialnego szumu i szaleństwa świata. Przygarnięcie i wyleczenie przedstawiciela innej, poza-ludzkiej rzeczywistości wydaje się lekarstwem na bezsens egzystencji wyłącznie ludzkiej, trawionej przez niesłychane absurdy, idiotyzmy, wypaczenia i zbrodnie. Staremu, dożywającemu swoich dni krukowi przypisywane są godność i inne wartości (czy też zachowania) z rzadka zdarzające się wśród przedstawicieli rodzaju ludzkiego. Wydaje się, że poeta bez tego ptasiego sprzymierzeńca byłby nieco bezradny w swojej walce z bezdusznym światem.