Kartoteka 25: Wiersze (3)
Karol Maliszewski
Strona cyklu
Kartoteka 25: WierszeKarol Maliszewski
Urodzony w 1960 roku w Nowej Rudzie. Poeta, prozaik, krytyk literacki. Absolwent filozofii na Uniwersytecie Wrocławskim. Założyciel Noworudzkiego Klubu Literackiego „Ogma”. Laureat nagrody im. Marka Jodłowskiego (1994), nagrody im. Barbary Sadowskiej (1997), nagrody im. Ryszarda Milczewskiego-Bruno (1999). Nominowany do NIKE za zbiór krytyk literackich Rozproszone głosy. Notatki krytyka (2007). Pracuje w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Mieszka w Nowej Rudzie.
Krzysztof Siwczyk
Brzask
Kompleksowy światłowstręt, okład z jaśka i symulacja.
Przegląda się w ciemności, ciężko zamiatając rzęsami
po materiale i widzi się w dobrym, starym świetle.
Unieruchomiony, dysponując jedynie zaparowanym wizjerem,
bada nieregularne konwulsje sobie podobnych przedmiotów,
przedmiotów wspomnień? To oszałamiająco nudne jak szybko
przechodzi się z dnia do nocy, z podmiotu do przedmiotu i
co najśmieszniejsze, z przypuszczeń do twierdzeń. Celuje w tym.
Z czasem nie można obejść się bez zdań typu kropka i koniec.
Nie inaczej. To zupełnie zrozumiałe w wypadku istot,
których życie chyba najtrafniej określają dwa wyrazy.
Fanaberia i smród. Trzeba o tym pamiętać w momentach
rozstań, zamknięć i samotnych spacerów w deszczu
przez miasta reklam i uśmiechu, koloru i słońca,
które z wrzaskiem ujawni i
rozłoży nas.
[z tomu Dane dni, Legnica 2001]
Wymykająca się metaforyzacja; człowiek zbyt podkręcił język i teraz nad nim nie panuje – zwykłe przedmioty tak lekko przechodzą w „przedmioty wspomnień”, niepokoją płynne granice między kolejnymi hipostazami. To wszystko piętrzy się i zalega. Pamiętam moje ówczesne wrażenie: Siwczyk wpada tam (do tych składów i składzików) z hukiem, żeby zrobić porządek. Po jakimś czasie wycofuje się rakiem, stwierdziwszy, że istotą rzeczy (i słów udających rzeczy) jest coś w rodzaju permanentnej anarchii, zaś wspomniane piętrzenie jest stanem naturalnym logosu. W tym siedzi Siwczyk, to bada od lat – „nieregularne konwulsje” i „fanaberie” – przy okazji ujawniając „smród”. Ten najgłębszy, egzystencjalny, Cioranowski. To poeta zgody na bałagan i niezgody na smród, czyli rozkład za życia. Owszem, dni są dane, ale nie do końca określone, zawsze coś z absurdem i „oszałamiającą nudą” można zrobić. Od lat podpatruję, jak on to robi. I nie mogę wyjść ze zdumienia, obserwując w jaki sposób „przechodzi z przypuszczeń do twierdzeń”.
Wojciech Bonowicz
Gruz
Moi przyjaciele stoją na wysokim brzeżku.
Jeden z największym nieruchomym brzuchem.
Przyjemny: nie bierze cudzych poglądów za własne.
Drugi tak hałaśliwy że mógłby być centrum miasta.
Wahał się czy tu przyjść. Teraz mruży oczy.
Trzeci opowiada jak nakrył czyjeś zwłoki marynarką.
Kiedy odbierał ją z pralni miała już inny kolor.
Czwarty z twarzą przeciętną. Niepokojem w głosie
jakby okradli go wczoraj. A okradli go dawno.
A ten najniższy z nogami jak jaszczurka.
Przyprowadził dwie córki i rozmawia z nimi.
Jest jeszcze siódmy – boi się ciemności.
Zaprasza kobiety. Coraz to inne. A matka płacze.
[z tomu Wiersze ludowe, Legnica 2001]
Po co ta nagła zbiórka? Kto wysłał hasło, by zebrać się w jednym wierszu? Stoją „na brzeżku” (nawet nie na brzegu), patrząc na gruz. Każde życie tak można podsumować. Zebrać w dwa epitety, zaopatrzyć w metaforę. Każdemu według zasług lub ich braku. Lista przyjaciół ledwie zaczęta, ten wiersz w mojej głowie pisze się dalej. Szczególnie wtedy, gdy studenci na zajęciach dopisują „szóstego”, tego brakującego, dają mu głos. Niektórzy mówią, że to sam autor jest „szóstym”. Piszą na przykład: „szósty nic nie mówi, wymyśla ten wiersz”. Czym mógłby podzielić się szósty? Co przynieść? Jaki gruz przedstawić? Kogo przyprowadzić? Niepokojąca pustka po szóstym sprawia, że ten utwór wciąż żyje. I nawet kiedy autor w następnych wydaniach ujednolicił arytmetykę, ten wiersz wciąż pulsuje czymś niepokojącym.
Tomasz Majeran
Lekcja 15
Wchodzą, wychodzą. Sprawdzają mieszkanie.
Kręcą kurkami, okna domykają i liczą walizki. Wszystko
w pośpiechu. Cała ta rajzefiber przez jeden zegarek,
który przepadł bezbłędnie jak gówno
w kuwecie. Szukali w szufladach, szukali w akwarium.
Ale tam co być mogło? Tylko głupie rybki.
Poszli. Ja osobiście przedkładam baleron nad rybki,
więc pod tym kątem przeszukałem mieszkanie.
I nic. Ni w ząb. Kompletny brak baleronu, nawet w akwarium.
„Wszystko
gówno”
‒ pomyślałem i pod szafą dostrzegłem zegarek,
dokładnie tam, gdzie go schowałem. Zegarek
jak zegarek, jeszcze chodził ‒ nie to, co rybki:
pływające gówno,
co niepotrzebnie zajmuje mieszkanie.
Rozumiem w misce. Rozumiem wszystko.
Ale w akwarium?
Gruba przesada. Ja im dopiero pokażę akwarium!
Olał zegarek!
Olał wszystko!
Olał baleron i rybki!
Zanim wrócą, mieszkanie
zmieni się w jedno wielkie gówno.
Wskoczyłem na jukę, z juki na szafę. Gówno
zobaczą, a nie akwarium.
Jednym kocim ruchem to rybie mieszkanie
strącę tam, gdzie leży zegarek.
Jeśli ktoś tu ma dni policzone, to tylko rybki,
które zrobiłyby wszystko,
naprawdę wszystko,
abym zmienił się w gówno
w czystej postaci. No, ale rybki
głosu nie mają. Akwarium
pięknym łukiem walnie w zegarek
i woda zaleje mieszkanie…
Te sukinkoty sprawdziły wszystko, całe mieszkanie.
I w obawie o rybki przykleiły akwarium
na amen. Pieskie życie, słowo daję. Gówno kotu nie zegarek.
[z tomu Koty. Podręcznik użytkownika, Legnica 2002]
Gdy już nic nie pomaga i część audytorium nadal nie rozumie bądź nie czuje sestyny, sięgam po Majerana. Wtedy otwierają się wszystkie głowy i usta w uśmiechu. Współczesna poezja może nie tylko irytować, ale zajmować i bawić – mówią oczy studentów dziennikarstwa. I jakichkolwiek innych studentów też. Dopiero po „lekcji” Majerana zaczynają pisać, przestają być tacy spięci. Jadą równo. Za chwilę albo na następnych zajęciach czytają swoje sestyny. Lekkie, łatwe, bez strachu. Nikt z nich oczywiście nie jest w stanie dogonić mistrza w brawurze, inteligencji, błyskotliwości i opanowaniu warsztatu. Wiadomo, każdy po swojemu, pod nieco innym „kątem przeszukuje mieszkanie”. Właściwie po co? By trafić na gówno? Bywa i tak. Choć niektórym przydarza się zegarek. A jeszcze innym – mądry, gadający kot. Tak że pamiętaj, popularyzatorze młody, gdy ci audytorium zasypia przy współczesnej poezji, niechybnie zbudzisz ich Majeranem. Jego Lekcją 15.