06/02/17

Koperta i motyle

Małgorzata Kolankowska

Strona cyklu

Ogród kobiety
Małgorzata Kolankowska

Hispanistka, medioznawca, tłumacz przysięgły. Doktor nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa. Adiunkt w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego.

Czu­ła deli­kat­ne mro­wie­nie w dole brzu­cha, jak­by wszyst­kie mię­śnie wibro­wa­ły. To przez to drże­nie w jego gło­sie. Oglą­da­ła nagra­nie z jego wypo­wie­dzią na youtu­bie. Popa­trzy­ła na te cie­lę­ce oczy i zro­bi­ło jej się przy­kro, bo zno­wu mil­czał. Co chwi­lę ner­wo­wo zer­ka­ła na ekran komór­ki, ale nie było upra­gnio­nej koper­ty. Cisza. Cisza, któ­ra ozna­cza­ła zawsze to samo: „Koniec”. Mówi­ła i pisa­ła to tysią­ce razy. Po paru lub paru­na­stu dniach zawsze przy­cho­dzi­ły cho­ciaż dwa zda­nia. I mogła żyć dalej. Napi­sał! I co z tego?… On już daw­no miał ocho­tę prze­stać z nią kore­spon­do­wać, ale jej roz­pacz­li­we maile budzi­ły w nim litość i od cza­su do cza­su wystu­kał kil­ka słów, żeby nie rycza­ła przed ekra­nem. Wła­ści­wie już mu się znu­dzi­ło to cią­głe odpi­sy­wa­nie. Po co? Już daw­no dała mu do zro­zu­mie­nia, że nie ma na co liczyć. Miał nadzie­ję, że przed pięć­dzie­siąt­ką posma­ku­je jesz­cze mło­de­go cia­ła. Pod­nie­ca­ła go, strasz­nie. Nie wie­dział nawet, że jesz­cze może się czuć jak mło­dy bóg, bo cza­sa­mi mu szwan­ko­wał. A przy niej z tru­dem mógł się opa­no­wać. Ale była nie­do­stęp­na, co wzbu­dza­ło jesz­cze więk­sze pożą­da­nie. Miło było dosta­wać ckli­we listy, ale nie miał już pomy­słów, jak się przed nimi bro­nić, bo cza­sa­mi była namol­na. Jak new­slet­ter. Przez moment pochle­bia­ło mu, że pyta go o zda­nie, chwa­li. To mile łech­ta­ło jego próż­ność.

Ona czu­ła się wte­dy bar­dzo samot­na i zała­ma­na. Cze­ka­ła na choć­by jed­no sło­wo, ufa­jąc, że spo­tka­ła miłość swo­je­go życia.

Wysko­czy­ła koper­ta. Poczu­ła lek­kie mdło­ści i z drże­niem klik­nę­ła na wia­do­mość: „Zaczą­łem nowy pro­jekt. Mam wspa­nia­łe per­spek­ty­wy. Co u Cie­bie. Buzia­ki”. Dupek. Jak zawsze zapa­trzo­ny w sie­bie. Nie odpi­sa­ła. Ani tego, ani następ­ne­go dnia, ani po tygo­dniu.

Wysłał jeden mail: „Co u Cie­bie sły­chać?” Dru­gi, trze­ci. Zaczął pisać codzien­nie. Poczuł, że cze­goś mu bra­ku­je. Drżał w środ­ku. Cze­kał. Cisza.

Zno­wu mogła oddy­chać. Moty­le odle­cia­ły.