02/04/14

Laura Freixas

Małgorzata Kolankowska

Strona cyklu

Ogród kobiety
Małgorzata Kolankowska

Hispanistka, medioznawca, tłumacz przysięgły. Doktor nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa. Adiunkt w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego.

Lau­ra Fre­ixas jest mi wyjąt­ko­wo bli­ska ze wzglę­du na swój dzien­nik Una vida sub­ter­ránea. Dia­rio 1991–1994 (Pod­ziem­ne życie). To intym­ne wyzna­nie, roz­li­cze­nie się ze zma­gań z sobą samą. Autor­ka cier­pi, szu­ka sen­su w swo­im życiu. Kocha, jest kocha­na, marzy o dziec­ku, ale nie może zajść w cią­żę. To sil­ne pra­gnie­nie chwi­la­mi ją para­li­żu­je. Pisze o tym w zadzi­wia­ją­co bez­po­śred­ni spo­sób, bez ogró­dek. Chwi­la­mi spra­wia wręcz, że czy­ta­ją­cy czu­je się nie­swo­jo, jak gdy­by za dale­ko wkro­czył w jej pry­wat­ność. Lau­ra opi­su­je wizy­ty u leka­rza, spo­tka­nia z psy­cho­te­ra­peu­tą. Odzie­ra swo­je intym­ne życie z tabu, pozo­sta­wia­jąc jedy­nie nie­wiel­ki mar­gi­nes. Czas, w któ­rym pisze dzien­nik, to moment, w któ­rym bar­dzo wyraź­nie uświa­da­mia sobie, że chce pisać, a nie tyl­ko odtwa­rzać, wcho­dząc w rolę tłu­ma­cza. Doj­rze­wa w niej powieść. To wła­śnie wte­dy odkry­wa, że pisa­nie daje uko­je­nie. To rów­nież czas, kie­dy wal­czy z depre­sją zatru­wa­ją­cą jej życie: nie­ocze­ki­wa­ne zmia­ny nastro­ju, napa­dy pła­czu, zamy­ka­nie się w sobie, ukry­wa­nie się przed świa­tem…

Kie­dy piszę do niej po raz pierw­szy, jest zasko­czo­na. Od razu pro­po­nu­je mi inne opo­wia­da­nia niż to, któ­re wybra­łam. Tłu­ma­czy, że go nie lubi i pod­sy­ła inne tek­sty. W kore­spon­den­cji jest ser­decz­na, nie ma w sobie nic z gwiaz­dor­skie­go zacię­cia. Spo­ty­ka­my się, gdy mija ponad rok od pierw­szej wymia­ny maili. Idzie­my na kawę. Ma krót­ko przy­strzy­żo­ne wło­sy, sub­tel­ny maki­jaż i pod­kre­śla­ją­cą jej uro­dę bluz­kę w kolo­rze fuk­sji. Jest może lek­ko skrę­po­wa­na, na pew­no mniej niż ja.  Poma­łu nawią­zu­je­my kon­takt. Chęt­nie opo­wia­da, uważ­nie słu­cha. Mówi o pisa­niu, kobie­tach, lite­ra­tu­rze. Jest bar­dzo zaan­ga­żo­wa­na w spra­wę kobie­cą. Pytam ją też o pisa­nie, o to publicz­ne obna­ża­nie się w posta­ci pamięt­ni­ka. „To już minę­ło. To zamknię­ty czas. Niko­go tym nie ranię, a ja już nie jestem tą samą oso­bą. Zmie­ni­łam się. Prze­szłam ewo­lu­cję. Tam­ten okres jest już zamknię­ty”. Kie­dy prze­kro­czy­ła pięć­dzie­siąt­kę, poczu­ła się ina­czej. Ma w sobie spo­kój, któ­re­go bra­ko­wa­ło jej w wie­ku trzy­dzie­stu pię­ciu lat, gdy zagu­bio­na pisa­ła pamięt­nik. Teraz czu­je się doj­rza­łą, speł­nio­ną kobie­tą. Speł­ni­ło się jej ówcze­sne marze­nie i pozna­ła smak macie­rzyń­stwa. Teraz jest szczę­śli­wą mat­ką dwój­ki doro­słych już dzie­ci. Teraz patrzy na to z innej per­spek­ty­wy: „Bycie mamą nada­ło moje­mu życiu inny wymiar. Jestem szczę­śli­wa, że mam syna i cór­kę, cie­szę się, że łączy nas tak inten­syw­na więź. Z dru­giej stro­ny macie­rzyń­stwo ma wie­le minu­sów: jest wyczer­pu­ją­ce, nud­ne i dro­gie. Uwa­żam, że po pierw­szym zachwy­cie, olśnie­niu, cha­rak­te­ry­stycz­nym dla pierw­szych chwil czy mie­się­cy, naj­lep­szym momen­tem w byciu mamą jest ten, w któ­rym dzie­ci wyfru­wa­ją z gniaz­da i pozo­sta­je się z nimi w (pra­wie) rów­no­rzęd­nej rela­cji jak pomię­dzy dwo­ma nie­za­leż­ny­mi oso­ba­mi”. Wie, czu­je, że dzie­ci są z niej dum­ne.

Kie­dy nie pisze, lubi spo­ty­kać się z przy­ja­ciół­ka­mi, cho­dzić na rand­ki z narze­czo­nym (to już kolej­ny męż­czy­zna w jej życiu), do teatru i podró­żo­wać. Lubi te bab­skie spo­tka­nia, bo wie, że z dziew­czy­na­mi łączy ją coś wyjąt­ko­we­go, coś na kształt inte­lek­tu­al­ne­go poro­zu­mie­nia, któ­re­go nie doświad­cza w kon­tak­tach z inny­mi. Jest pra­co­wi­ta, odda­na temu co robi i bar­dzo ambit­na w naj­lep­szym tego sło­wa zna­cze­niu. Kie­dy chce odpo­cząć, zwi­ja się na kana­pie i czy­ta – to naj­bar­dziej ją relak­su­je. Nie zno­si prac domo­wych. Uwa­ża, że są nud­ne i nie dają jej satys­fak­cji porów­ny­wal­nej z tą, któ­rej doświad­cza w pra­cy zawo­do­wej – zwią­za­nej z ukoń­cze­niem książ­ki, przy­jem­no­ścią czer­pa­ną z tego, że jest się czy­ta­ną czy satys­fak­cji finan­so­wej.

Była już w paru związ­kach. Teraz wresz­cie czu­je się szczę­śli­wa. Męż­czy­zna,  z któ­ry­mi jest zwią­za­na, speł­nia wszyst­kie warun­ki: słu­cha i potra­fi roz­ma­wiać, wspie­ra ją, opie­ku­je się nią i pozwa­la się sobą zaopie­ko­wać. Przy nim czu­je się dobrze i bez­piecz­nie. Łączy ich namięt­ność.

Prze­kro­cze­nie pro­gu pięć­dzie­się­ciu lat nie było dla niej trau­ma­tycz­ne. Uwa­ża, że to naj­lep­szy etap w jej życiu. Czas speł­nie­nia i peł­ni życia.

Pisze­my do sie­bie od cza­su do cza­su. Z przy­jem­no­ścią zanu­rzam się w jej lite­rac­kie świa­ty. Zachwy­ca mnie jej zdol­ność obser­wa­cji i spo­sób prze­ka­zy­wa­nia emo­cji. Tra­fia gdzieś we mnie, głę­bo­ko.