03/05/16

Miejsca styku

Grzegorz Wróblewski

Strona cyklu

Matrix
Grzegorz Wróblewski

Urodzony w 1962 roku w Gdańsku. Poeta, prozaik, dramatopisarz i artysta wizualny. Autor wielu książek (poezja, dramat, proza); ostatnio m.in. Miejsca styku (2018), Runy lunarne (2019), Pani Sześć Gier (2019), Tora! Tora! Tora! (2020), Cukinie (2021), Letnie rytuały (2022), Niebo i jointy (2023), książka asemic writing Shanty Town (2022), tłumaczony na kilkanaście języków, m.in. na język angielski (Our Flying Objects - selected poems (2007), A Marzipan Factory - new and selected poems (2010), Kopenhaga - prose poems(2013), Let's Go Back to the Mainland (2014), Zero Visibility (2017), Dear Beloved Humans (2023). Dwukrotnie wyróżniony w Konkursie na Brulion Poetycki (1990, 1992). Stypendysta Duńskiej Rady Literatury i Duńskiej Państwowej Fundacji Sztuki. Należy do Duńskiego Związku Pisarzy (Dansk Forfatterforening). Od 1985 roku mieszka w Kopenhadze.

Kar­na­wał na dobre nam się zakoń­czył? Zresz­tą nie tyl­ko nam… Podob­nie zaczy­na być tak­że w innych kra­inach. Czy wszy­scy babi­loń­scy dzia­ła­cze i akty­wi­ści, któ­rzy do tej obec­nej „arki przy­szło­ści” tak dziel­nie się przy­czy­ni­li, czu­ją już się usa­tys­fak­cjo­no­wa­ni?

„Zasko­czy­ła Cię bura­cza­no-kon­ser­wa­tyw­na twarz Kuki­za?” – pyta ktoś na FB.
„A co robi man­da­la na peru­wiań­skiej pusty­ni?” – zasta­na­wia się kil­ka lini­jek dalej pan­na z ufar­bo­wa­ną na zie­lo­no grzyw­ką.

Kali­fat pol­ski trzy­ma-roz­wi­ja się coraz lepiej. Zno­wu tam przegrywałem/konwersowałem (z debi­la­mi nie dało rady kon­wer­so­wać!) i zno­wu mam nowe obser­wa­cje. Prze­strzeń wyraź­nie się rady­ka­li­zu­je. Każ­de­go dnia cho­ro­bli­we idee, para­no­idal­ne pomy­sły. Stra­szą agre­syw­ny­mi usta­wa­mi i sztucz­ną mgłą (pier­dol­nię­ci, myślą, że świat zezwo­li na bom­bę ato­mo­wą!), zaba­wia­ją się z Kowal­ski­mi na całość… Chy­ba rodzaj kosz­mar­ne­go eks­pe­ry­men­tu (racja z Bal­lar­dem i jego wizją). Czyż­by zapla­no­wa­ne, pato­lo­gicz­ne bada­nie odpor­no­ści na czar­ną falę? Jak to ina­czej wytłu­ma­czyć?

Pię­ści wła­dzy! Po bizo­nach i wycin­ce (kor­ni­ki) pusz­czy, zabra­li się za cia­ła kobiet, maci­cę itd. Marzy im się naro­do­wy pro­gram roz­rod­czy. Zgod­nie z prze­wi­dy­wa­nia­mi, jakaś tam część Pola­ków jed­nak zare­ago­wa­ła. Coś roz­sąd­ne­go zaczy­na powsta­wać (np. dzie­wu­chy), ale kon­fron­ta­cja z fana­ty­ka­mi potrwa zapew­ne lata, a może nawet deka­dy. Z dwóch (powią­za­nych ze sobą) powo­dów. Opo­zy­cja nie jest w tych dniach wia­ry­god­na (przej­rzy­sta), nie posia­da kon­kret­ne­go pomy­słu, a ruchy oby­wa­tel­skie jesz­cze zbyt ze sobą skłó­co­ne, natu­ral­nie cha­otycz­ne. Rezul­tat więc ewi­dent­ny. Eks­tre­mi­ści mają nadal rela­tyw­nie duże popar­cie, czę­sto wśród bar­dzo mło­dych ludzi. Sytu­ację wzmac­nia ogól­no­świa­to­we przy­gnę­bie­nie, kry­zy­sy z uchodź­ca­mi, woj­ny, kon­flik­ty („dia­beł szu­ka zemsty”, w wie­lu zakąt­kach Zie­mi powrót do cza­sów ciem­no­ści). Waria­ci tra­fi­li ze swo­imi popu­li­stycz­ny­mi hasła­mi w dzie­siąt­kę. Mani­pu­la­cje… Umie­jęt­nie zastra­szy­li pod­da­nych i tych nie wie­rzą­cych w baran­ka. Wła­dza księ­ży nad Pola­ka­mi to koniecz­ność? Abp Gądec­ki: „Dla owiec to oka­zja do reflek­sji”…

Po raz kolej­ny (histo­ria!) wycią­gnę­li z ręka­wa nega­tyw­ną wizję Obce­go. „Wszy­scy prze­ciw­ko wszyst­kim” – wła­śnie na tym pole­ga dyk­ta­tu­ra. Na skłó­ce­niu ze sobą jak naj­więk­szej ilo­ści ludzi, podzie­le­niu rodzin i gene­ra­cji, żeby sku­tecz­niej płu­kać im mózgi…

Już widzę ponu­rych eks­per­tów, jak doko­nu­ją „rewo­lu­cyj­ne­go” zwro­tu w kul­tu­rze. Przy­du­pa­sy zaczną na nowo ana­li­zo­wać Kon­ra­da Wal­len­ro­da, nato­miast Ludzie bez­dom­ni (czy inna Siłacz­ka) znaj­dą się na indek­sie. Wia­do­mo, Żerom­ski też moc­no skom­pro­mi­to­wa­ny & podej­rza­ny (chy­ba że go wybro­nią pro­fe­so­rzy z magicz­nych Kielc). O Gom­bro­wi­czach tu oczy­wi­ście nawet nie wspo­mi­na­my… Kla­sycz­ny rechot fal! Powrót – tak nam bli­skiej – swoj­sko­ści. Wal­ka z Obcym, ze zbo­kiem, bakła­ża­nem i inny­mi dewian­ta­mi. Z kobie­tą („kobie­ta nie jest czło­wie­kiem”), gen­der i kotem. Nie mówiąc już o tury­stach z Syriu­sza! I żad­na tam opty­ka feno­me­no­lo­gicz­na. Co naj­wy­żej tra­dy­cyj­ne ognie ben­gal­skie przed wypra­wą na Zło­tą Ordę. Jak ktoś posia­da u sie­bie Zabój­cze toż­sa­mo­ści Maalo­ufa czy nie daj panie boże Topo­gra­fię Obce­go Wal­den­fel­sa, to niech zako­pie głę­bo­ko w ogród­ku, gdyż może szyb­ko stra­cić pra­cę, sza­cu­nek soł­ty­sa i roz­grze­sze­nie…

Pej­zaż więc mało cie­ka­wy, ale ponoć nigdy nie pod­da­je­my się. Soku­shin­but­su? To nie musi być jedy­ne wyj­ście. Bar­dziej nie­ustan­na, sen­sow­na pra­ca-dzia­łal­ność, w każ­dych tzw. oko­licz­no­ściach natury/przyrody. Nie dawać sobie napluć w twarz, iść pod prąd. Roz­wój (mimo wszyst­ko).

W 2015 Moria Books (Chi­ca­go) wyda­ło książ­kę Pio­tra Gwiaz­dy Aspects of Stran­gers. Moria to cie­ka­we miej­sce, zna­ne tak­że z e‑booków. Wypu­ści­li wcze­śniej spo­ro inte­re­su­ją­cych auto­rów, takich jak choć­by Anny Bal­lar­di­ni czy Mark Young (mój ulu­bio­ny, oprócz Kin­sel­li i Tran­te­ra, współ­cze­sny poeta austra­lij­ski). Piotr Gwiaz­da, uro­dzo­ny w Pol­sce, jest ame­ry­kań­skim poetą, kry­ty­kiem i tłu­ma­czem. Obec­nie wykła­da na Uni­ver­si­ty of Mary­land Bal­ti­mo­re Coun­ty (UMBC). Aspects of Stran­gers są zde­cy­do­wa­nie sil­ną, bar­dzo uda­ną kon­ty­nu­acją jego poprzed­nich zbio­rów poetyc­kich: Gaga­rin Stre­et (2005) oraz Mes­sa­ges (2012). Książ­ka skła­da się z trzech czę­ści – Aspects of Stran­gers, Ozo­ne i Moral Com­mer­ce. Two­rzą one hybry­dycz­ną całość, wier­sze bar­dziej „regu­lar­ne” gra­ni­czą z pro­za­mi poetyc­ki­mi czy minisz­ki­ca­mi. To for­mal­ne roz­wią­za­nie dzia­ła nie­zwy­kle prze­ko­ny­wu­ją­co, nie ma tu jakie­goś sztyw­ne­go zabie­gu. I nigdzie nie wyczu­wa się upior­ne­go ozdob­nic­twa, tak cha­rak­te­ry­stycz­ne­go dla natchnio­nych spe­cja­li­stów od „meta­fi­zycz­nej” liry­ki. Rzad­ko kie­dy moż­na mieć do czy­nie­nia z tak dobrze prze­pro­wa­dzo­nym reje­strem o ilu­zo­rycz­no­ści gra­ni­cy mię­dzy zna­nym (bez­piecz­nym?) a obcym (nie­zro­zu­mia­łym). Ja – Ty. Inte­gra­cja. Dez­in­te­gra­cja… Miej­sca sty­ku. Poszcze­gól­ne „cząst­ki” moc­no pozo­sta­ją w pamię­ci, np.:

They com­mu­ni­ca­te with the­ir hands more effec­ti­ve­ly than
with words. After the per­for­man­ce, they applaud (tho­ugh
witho­ut enthu­siasm). After the fune­ral, they con­sign the­ir
bodies to the fla­mes. They are like tug­bo­ats in win­ter,
moving along the river of time.

Czy inna prze­strzeń pozwa­la nam auto­ma­tycz­nie spoj­rzeć na spra­wy pla­ne­ty w bar­dziej roz­wo­jo­wy, ela­stycz­ny spo­sób? Za bar­dzo nie wie­rzę. Są to chy­ba przygody/przypadki bar­dzo indy­wi­du­al­ne. Raczej idzie to (para­dok­sal­nie, gdyż nikt nas prze­cież nie zmu­sza do nie­ustan­ne­go zeka­nia w luster­ko) w stro­nę get­ta, kse­no­fo­bii i stra­chu przed Obcym. Wła­sna pod­mio­to­wość? Wia­do­mo, naj­le­piej czu­je­my się wśród kibi­ców tej samej dru­ży­ny, jak War­sza­wa to oczy­wi­ście Legia i kaba­no­sy (piwo kró­lew­skie), a jak Nowa Zelan­dia to raczej wzdy­cha­nie, ciche marze­nie o Janach Kocha­now­skich. Piotr Gwiaz­da wyraź­nie to wszyst­ko prze­sko­czył. Nie potrze­bo­wał powro­tu do miej­sca począt­ku. Zacy­tu­ję jesz­cze jeden, wspa­nia­ły moim zda­niem, „kawa­łek” z książ­ki Aspects of Stran­gers:

We know all abo­ut Mar­tians, but what abo­ut Venu­sians?
The Venu­sians are dif­fe­rent, with „pret­ty” faces and
„nice” bodies. Be care­ful what youwish for, tho­ugh.
Some are pro­ne to sud­den meta­mor­pho­sis.

They possess many kinds of intel­li­gen­ce (the big­ger the
dum­ber). Due to the­ir uni­que capa­ci­ty for sym­pa­thy, they
inter­na­li­ze one ano­the­r’s pain. The­ir hearts seem to be on
the wrong side of the­ir che­sts.

Aver­se to tech­no­lo­gy, they live in pri­mi­ti­ve sub­urbs.
Insi­de the­ir impro­vi­sed dwel­lings they pro­du­ce dazed
new­borns. The­ir only expres­sions are pha­tic expres­sions,
which are uni­ver­sal expres­sions.

All in all, the Venu­sians are more gen­tle and peace­ful
than humans. When you sta­re at them for too long, they
chan­ge into basalt rock. When you touch them, they emit
a loud pier­cing sound.

Adam Zdro­dow­ski, zapy­ta­ny o naj­cie­kaw­sze wyda­rze­nia poetyc­kie obsza­ru anglo­ję­zycz­ne­go w 2015 (por­tal scroll.in), wymie­nił Aspects of Stran­gers obok ksią­żek takich autorek/autorów jak Eile­en Myles, Eli­za­beth Wil­lis, Rod Men­gham, John Ash­be­ry, JH Pryn­ne. W zupeł­no­ści podzie­lam jego zda­nie. O mojej współ­pra­cy z Pio­trem Gwiaz­dą wie­lo­krot­nie wspo­mi­na­łem na BLo­gu „Matrix”, a tak­że w róż­nych wywia­dach. Tutaj roz­mo­wa w „Jacket2”: http://jacket2.org/interviews/passenger-syndrome. Zre­ali­zo­wa­li­śmy ją pod­czas wspól­nej ame­ry­kań­skiej tra­sy w 2014. Cie­szy, że prze­kła­dy wier­szy P. Gwiaz­dy zaczy­na­ją powo­li uka­zy­wać się w Pol­sce. Były publi­ko­wa­ne m.in. w sie­cio­wym „Heli­kop­te­rze”, następ­nie kil­ka z nich umie­ścił w anto­lo­gii Prze­wod­nik po zami­no­wa­nym tere­nie Krzy­siek Śliw­ka. Na dniach kolej­ny zestaw ujrzy­my w FA-arcie. Dotych­czas tłu­ma­czy­li go na język pol­ski Piotr Siwec­ki, Adam Zdro­dow­ski i Jacek Guto­row. Wycho­dzi im to opty­mal­nie! Dobrze, gdy­by mogło uka­zać się jakieś szer­sze opra­co­wa­nie w posta­ci wybo­ru wier­szy. Na zakoń­cze­nie pozwo­lę sobie wkle­ić jeden z utwo­rów Pio­tra, któ­ry swe­go cza­su opu­bli­ko­wał „Heli­kop­ter” (prze­ło­żył Adam Zdro­dow­ski):

Usuwalne tatuaże

W modzie są pierw­sze przy­czy­ny. Tak jak trans­ak­cje ter­mi­no­we
i mło­da różo­wa rze­pa. Kul­tu­ra jest na topie,
anar­chia pra­wie na wylo­cie. Tatu­aże moż­na usu­nąć,
Juda­sza Iska­rio­tę reha­bi­li­to­wać.

Wiel­ka tra­dy­cja ściem­nia­nia histo­rii
dobie­ga koń­ca. Idee są nie­czy­ste,
komi­cy nie­udol­ni, gwóźdź w ścia­nie
jest tyl­ko gwoź­dziem w ścia­nie, ale kto by się skar­żył?

Co sześć mie­się­cy nale­ży zmie­nić
hasło pocz­ty elek­tro­nicz­nej i/lub part­ne­ra sek­su­al­ne­go.
Pew­ne­go sło­necz­ne­go popo­łu­dnia zasną­łeś
i obu­dzi­łeś się w środ­ku gwał­tow­ne­go gra­do­bi­cia.

A jed­nak nie wszyst­ko stra­co­ne, kie­dy poeci –
zmę­cze­ni kon­kur­sa­mi, znu­dze­ni mani­fe­sta­mi –
impro­wi­zu­ją sub­tel­nie nastro­jo­nym Sprech­stim­me
pio­sen­ki wąt­pli­wej wagi i nie­uchwyt­nej uro­dy.

Mes­sa­ges, 2012