27/06/17

Morteusze

Bronka Nowicka

Strona cyklu

Poręczne pudełka z zagładą. Tryptyki intermedialne
Bronka Nowicka

artystka interdyscyplinarna, pisarka, wykładowczyni Wydziału Reżyserii Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Absolwentka PWSFTviT oraz Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Publikuje w magazynach i antologiach, m.in.: „Poetry Wales”, „Modern Poetry in Translation” (Anglia, 2017), „The Cinnamon Review of Short Fiction” (Anglia, 2018), „Michigan Quarterly Review”, „Tripwire”, „LIT” (USA, 2019), „Znak” (2017/2019), „Pismo” (2019), „Powidoki” (2019/2020). Laureatka Nagrody Literackiej Nike oraz Złotego Środka Poezji za książkę Nakarmić kamień (2016). W 2017 roku została laureatką projektu New Voices from Europe realizowanego w ramach platformy Literary Europe Live i wspierającego wyróżniających się europejskich pisarzy po debiucie.

„Mówi się na to staj­nia, bo tam sto­ją. Nie zda­rza­ją
się im czyn­no­ści pozio­me. Matu­za­le­mów zwo­żą
do bok­sów, gdy ci już tyl­ko są – ich bycie
prze­cho­dzi w for­my jed­no­staj­ne”.

Bestia­riusz, frag­ment

Powie­dzia­no: nie grzeb­cie przed­mio­tów przed cia­łem, czło­wiek nie powi­nien prze­żyć swo­ich rze­czy. Sta­jen­ni drwią z przy­ka­zań: już otwar­li bra­my dla wozów z popio­łem – na każ­dym jego kop­cu palacz skre­ślił znak. Z kośla­we­go pisma paty­ków i ludzi odczy­tu­ją imio­na innych kupek pro­chu, któ­re – wywo­ła­ne – przy­cho­dzą na plac. Star­cy, przy­sta­jąc naprze­ciw swych stert, pró­bu­ją pojąć zna­ne kie­dyś przed­mio­ty spro­wa­dzo­ne przez ogień do cia­śniej­szych form. Zro­zu­mieć, jak w mące utar­tej przez żywioł bytu­ją sto­ły, ubra­nia i sza­fy. Cie­ka­wi, czy zdo­ła­ją wyro­bić z niej cia­sto, któ­re by moż­na cof­nąć w prze­szłe kształ­ty, plu­ją na ręce i zle­pia­ją gru­dy. Sita­mi z gar­ści prze­sie­wa­ją popiół, chcą zna­leźć w nim zęby pamię­ta­nych rze­czy, meta­lo­we koron­ki albo drza­zgi kości. I nic. Pył się wznie­ca, a póź­niej osia­da, jak­by ktoś deko­ro­wał smut­nych ludzi kurzem.

Nie­dzie­la w staj­niach: wiel­kie lon­żo­wa­nie, żywe cyr­kle w ruchu. Sta­re, pod­ku­te tre­pa­mi, kre­ślą koła w bło­cie. Gdy drep­czą po okrę­gach, roi się im: bie­gną. Mizer­ne chcą tyć od wia­tru – łapią go w koszu­le. Roz­kła­da­ją ręce, robią z sie­bie żagle, cią­gną kiec­ki do góry po desecz­kach ud. Łysa­we roz­pusz­cza­ją ogo­ny war­ko­czy, odsła­nia­ją skór­ki, w któ­rych mia­ły pier­si. Siwe trze­pią gło­wa­mi na boki i w tył, myślą – znów są mło­de. Szar­pią się na linach, któ­re je trzy­ma­ją, wyrzu­ca­ją na szy­je strycz­ki z wła­snych żył. Sły­szą kata­ryn­ki. Widzą świa­tło, bro­kat – sypią go gar­ścia­mi amo­ry z pla­sti­ku. Sta­re czu­ją się koby­ła­mi wiel­kiej karu­ze­li, pod któ­rą ruszył popsu­ty mecha­nizm. Sta­jen­ni, ścią­ga­jąc lon­że, widzą to ina­czej: wie­trzą je, gonią z nich mole, wytrze­pu­ją z kła­ków.

Sta­rzec się maże w zadym­ce. Cią­gnie ślad po śnie­gu, jak­by kre­dą szki­co­wał podwój­ną zni­ko­mość. Zerwał się z lon­ży, ale go nie gonią, za krót­ka mu u szyi wisi lin­ka życia, gdy za nią pocią­gnąć, nic się nie roz­dzwo­ni. Sta­rzec nie­sie garb zaspy, w któ­rą mu się zsia­da wod­ni­ste mle­ko spa­da­ją­ce z góry. Zbieg się sła­nia, upa­da, a pró­bu­jąc wsta­wać, chwy­ta się hory­zon­tu – bie­rze go za sznu­rek roz­pię­ty przez baby od drze­wa do drze­wa. Ucze­pio­ny powro­za chciał dobrnąć do dro­gi, bo widział na jej koń­cu dym, komin i dom, ale się postro­nek rap­tem uciął  w pej­zaż. Sta­rzec się zachwiał, prze­wró­cił i już tyl­ko leży: czar­no na bia­łym – cia­ło jest jak fakt, prze­czy mu coraz bar­dziej pada­ją­cy śnieg. Sta­jen­ni patrzą ze wzgó­rza na wyma­zy­wa­nie. Wio­sną szreń odda sta­re­go, wte­dy go zabio­rą. Zro­bią to, nim się sta­nie jadal­ny dla wron.


 

BRONKA - MORTEUSZE - FOTOGRAFIA I

BRONKA - MORTEUSZE - FOTOGRAFIA II

BRONKA - MORTEUSZE - FOTOGRAFIA III

Bron­ka Nowic­ka, „Przed­mio­ty”, foto­gra­fia

Bron­ka Nowic­ka, „Przed­mor­ta­le”, tomo­wi­deo
Cykl pro­mie­nio­gra­ficz­nych por­tre­tów rze­czy po zmar­łych.
Rze­czy zosta­ły zeska­no­wa­ne tuż przed ich uni­ce­stwie­niem poprzez spa­le­nie lub pogrze­ba­nie.