22/02/16

Na czeskich wybrzeżach

Adam Poprawa

Strona cyklu

Niepogubione afekty
Adam Poprawa

(ur. 1959) – filolog, krytyk literacki i muzyczny, edytor, pisarz. Wydał m.in. monografię Kultura i egzystencja w poezji Jarosława Marka Rymkiewicza (Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 1999), zbiór szkiców Formy i afirmacje (Universitas, Kraków 2003), tomy prozatorskie Walce wolne, walce szybkie (WBPiCAK, Poznań 2009), Kobyłka apokalipsy (WBPiCAK, Poznań 2014), zbiór Szykista. Felietony po kulturze (WBPiCAK, Poznań 2020). Przetłumaczył Epifanie Jamesa Joyce’a (Biuro Literackie, Stronie Śląskie 2016). Przygotował poprawioną (odcenzurowaną i uzupełnioną) edycję Pamiętnika z powstania warszawskiego Mirona Białoszewskiego (PIW, Warszawa 2014). Opracował poszerzone wydanie Języka poetyckiego Mirona Białoszewskiego (Ossolineum, Wrocław 2016) oraz tom Odbiorca ubezwłasnowolniony. Teksty o kulturze masowej i popularnej Stanisława Barańczaka (Ossolineum, Wrocław 2017). Jest felietonistą „Nowych Książek”.

„Trze­ba nam podob­no scho­wać dudy w miech i wynieść się za drzwi”. Tak kon­sta­ta­cję Pierw­sze­go Muzy­kan­ta z Romea i Julii prze­tłu­ma­czył Józef Pasz­kow­ski. I chy­ba też trze­ba się będzie wynieść za drzwi. Świa­ta, bo coraz mniej róż­ne tu rze­czy rozu­miem. Dotąd na przy­kład wyda­wa­ło mi się, że przy oka­zji Szek­spi­ra cho­dzi głów­nie o to, żeby go czy­tać, z przy­jem­no­ścią i uważ­nie, żeby do wie­ków recep­cji doda­wać i nasze kul­tu­ro­we, spo­łecz­ne, egzy­sten­cjal­ne przy­miar­ki. Cza­sem uczy­nić Ham­le­ta czy­tel­ni­kiem gazet, kie­dy indziej namó­wić do tej roli aktor­kę – cze­mu nie? Owszem, zda­wa­łem sobie spra­wę, że przy Szek­spi­rze liczy się rów­nież parę innych rze­czy, ale żeby aż tak? Żeby te róż­no­ści zaczę­ły domi­no­wać?

Któ­re­goś stycz­nio­we­go wie­czo­ru prze­czy­ta­łem w „Gaze­cie” arty­kuł Joan­ny Der­ka­czew-Craw­ley pt. Mar­ka Szek­spir ma 400 lat i potem dłu­go nie mogłem zasnąć. Tak tedy „400. rocz­ni­ca śmier­ci Szek­spi­ra ma obfi­to­wać nie tyl­ko w wyda­rze­nia arty­stycz­ne, ale też w akcje spo­łecz­ne”. Już zaczy­na­łem wkła­dać szla­frok posta­no­wiw­szy wynieść się za drzwi świa­ta, ale poło­ży­łem się do łóż­ka z powro­tem. No bo wła­ści­wie dla­cze­go tyl­ko wyda­rze­nia arty­stycz­ne? To jakoś mało, no i prze­cież nie każ­dy musi chcieć czy­tać, nie każ­dy może mieć czas na teatr. Poza tym sztu­ka to nie wszyst­ko. Jest więc na przy­kład kam­pa­nia (jak jej nazwę odda­je po pol­sku publi­cyst­ka) Szek­spir żyje – ode­graj swo­ją rolę. Akcja „ma zachę­cać inter­nau­tów, by na Twit­te­rze i Face­bo­oku dzie­li­li się ulu­bio­ny­mi cyta­ta­mi z Szek­spi­ra”. No pew­nie, wziąć książ­kę może każ­dy głu­pi, a do umiesz­cze­nia w necie trze­ba już inte­li­gen­cji spo­łecz­nej.

To oczy­wi­ście dale­ko nie wszyst­ko, ho, ho! „Dokład­nie w rocz­ni­cę śmier­ci, w week­end 23–24 kwiet­nia, Lon­dyn prze­mie­ni się w wiel­kie kino ple­ne­ro­we. W ramach Com­ple­te Walk czte­ro­ki­lo­me­tro­wy odci­nek od opac­twa west­min­ster­skie­go po most Tower zosta­nie pokry­ty ekra­na­mi poka­zu­ją­cy­mi 37 dzie­się­cio­mi­nu­to­wych fil­mów inspi­ro­wa­nych sztu­ka­mi Bar­da”. Nie­ste­ty, autor­ka nie wyja­śnia, dla­cze­go 37, a nie 38, czy­li tyle, ile dra­ma­tów liczy biblio­te­ka Szek­spi­ra. Ale bez prze­sa­dy, dzien­ni­kar­ka nie musi o tym tak dokład­nie wie­dzieć. Pisze za to o tych fil­mach. „Każ­dy z nich nakrę­co­ny został w miej­scu odpo­wia­da­ją­cym dane­mu dra­ma­to­wi – Anto­niusz i Kle­opa­tra krę­co­ny był u pod­nó­ża pira­mid, Ham­let – w Danii na ska­łach duń­skie­go Elsy­no­ru, Kupiec wenec­ki – w wenec­kiej dziel­ni­cy żydow­skiej”. Impo­nu­ją mi logi­ka i pre­cy­zja Joan­ny Der­ka­czew-Craw­ley. Jak w Danii, to Elsy­nor musi być duń­ski, jasne to i kla­row­ne.

A! Może dla­te­go wła­śnie 37 fil­mów? Miej­scem czę­ści akcji Zimo­wej opo­wie­ści są, jak gło­szą dida­ska­lia, „Cze­chy. Pusta oko­li­ca nad morzem” (według Leona Ulri­cha) lub „Wybrze­że Czech” (wer­sja Sta­ni­sła­wa Barań­cza­ka), a takie­go obsza­ru nie zna geo­gra­fia. Może zresz­tą orga­ni­za­to­rzy wysła­li jed­ną z ekip fil­mo­wych na cze­skie wybrze­ża, i ślad po niej zagi­nął? Nie wiem, w każ­dym razie nie z powo­du cze­skie­go morza jest 37 zamiast 38 fil­mów: Zimo­wa opo­wieść roz­gry­wa się rów­nież na Sycy­lii, a tam tra­fi­li­by dzi­siaj nawet uczest­ni­cy przed­się­wzięć all inc­lu­si­ve.

Nie powiem, nie­po­ko­ją mnie te mor­skie brze­gi w Cze­chach. Teraz pew­nie już za póź­no; szko­da, bo moż­na było posta­rać się wcze­śniej o środ­ki unij­ne, tro­chę wyrów­nać góry na gra­ni­cach, czy­li prak­tycz­nie naoko­ło pań­stwa, następ­nie tę zamknię­tą krzy­wą pogłę­bić, zalać wodą i poso­lić. Jaki to był­by pro­jekt! Ile by przy­by­ło miejsc pra­cy. No i prze­sta­no by się wresz­cie śmiać z bied­ne­go Wil­la, że napi­sał o Cze­chach nad morzem.

Nie­mniej – w porząd­ku, nie będę się już wię­cej spie­rał – tych 37 fil­mów to świet­ny pomysł. Jak poda­je dzien­ni­kar­ka, idea nawią­zu­je do zekra­ni­zo­wa­nych przez BBC wszyst­kich dra­ma­tów Szek­spi­ra. Ach, z jaką przy­jem­no­ścią lata temu te spek­ta­kle oglą­da­łem! Żeby jed­nak nie skła­mać, trwa­ły one po dwie, a nawet po trzy godzi­ny i dłu­żej. Trud­no wyma­gać od dzi­siej­sze­go odbior­cy, żeby tyle cza­su poświę­cał na jed­ną sztu­kę. Wystar­czy się kop­nąć do Lon­dy­nu na week­end, w jed­ną noc zali­czyć całość Szek­spi­ra i nie­zły spa­cer. I ilu nowych przy­ja­ciół pozna się przy oka­zji. Może być napraw­dę przy­jem­nie.

Poza tym szes­na­sto­oso­bo­wa eki­pa The Glo­be ruszy­ła w dro­gę, „by dotrzeć z pro­duk­cją [takie­go sło­wa uży­ła autor­ka] Ham­le­ta do naj­bar­dziej zagro­żo­nych przez klę­ski żywio­ło­we i kon­flik­ty zbroj­ne regio­nów na świe­cie”. Pozo­stań­my z nadzie­ją, iż zespół wró­ci w sta­nie mniej naru­szo­nym niż dra­ma­tis per­so­nae przed­sta­wia­nej tra­ge­dii. Dzien­ni­kar­ka też ma zastrze­że­nia do tej wypra­wy, choć z inne­go powo­du. „Podróż zespo­łu The Glo­be przez zagro­żo­ne tery­to­ria wyda­je się cie­ka­wym pomy­słem, ale nasta­wio­na jest na prze­kaz jed­no­kie­run­ko­wy – świat zachod­ni pro­mu­je swo­je­go naj­waż­niej­sze­go auto­ra, a resz­ta ma wdzięcz­nie słu­chać. Było­by świet­nie, gdy­by przy kolej­nych rocz­ni­cach poja­wił się ele­ment wymia­ny kul­tu­ro­wej”.

Będę więc miał pro­blem. W cią­gu lat nazbie­ra­ło mi się tro­chę Szek­spi­ra: pięć gru­bych tomów z PIW-owskiej Biblio­te­ki Poezji i Pro­zy w sta­rych tłu­ma­cze­niach, kom­plet Słom­czyń­skie­go, wszyst­ko, co zdą­żył prze­ło­żyć Barań­czak, całość w ory­gi­na­le w jed­nym tomisz­czu, kil­ka­na­ście pin­gwi­nów z poszcze­gól­ny­mi tytu­ła­mi, do tego ileś wydań poje­dyn­czych, a jesz­cze przy­mie­rza­łem się do Kamiń­skie­go. Jak mam to wszyst­ko ście­śnić, żeby nie było tak jed­no­kie­run­ko­wo? Muszę prze­cież zna­leźć miej­sce na wymia­nę kul­tu­ro­wą.