18/04/16

Nowe sytuacje (2)

Paweł Tański

Strona cyklu

Śpiew języka
Paweł Tański

Urodzony w 1974 roku w Toruniu. Historyk literatury i krytyk literacki. Autor książek o literaturze, współredaktor prac zbiorowych. Mieszka w Toruniu.

Rok 1985 przy­niósł rów­nież debiu­tanc­ki krą­żek Klau­sa Mitf­fo­cha – Klaus Mitf­foch, zawie­ra­ją­cy szes­na­ście rewe­la­cyj­nych utwo­rów, o któ­rym już kie­dy indziej i gdzie indziej pisa­łem, ale tu chciał­bym zwró­cić uwa­gę na pio­sen­kę, któ­ra nie zna­la­zła się na tym albu­mie, wyszła bowiem jako sin­giel w 1983 roku – Jezu jak się cie­szę (2’11’’).

Jezu jak się cie­szę
Z tych kró­ciut­kich wskrze­szeń
Kie­dy peł­ną kie­szeń zno­wu mam
Zno­wu mogę myśleć
Tro­chę jak­by ści­ślej
I wymy­ślać śmia­ło nowy plan

I pięk­nie jest
Nie­skrom­nie bar­dzo jest

Kie­dy mija, tak jak wszyst­ko
Ta eufo­ria kil­ku­dnio­wa

Wsta­wać i pra­co­wać i mieć
Nie bar­dzo mogę
Nie bar­dzo chcę

Wsta­wać i pra­co­wać i mieć
Nie bar­dzo mogę
Nie bar­dzo chcę

Jezu jak ja lubię
Jak ja bar­dzo lubię
Chy­ba tak nie umie lubić nikt
Lubię się zaszy­wać
Lubię nad­uży­wać
Szu­kam wciąż oka­zji
I je mam

I pięk­nie jest
Nie­skrom­nie bar­dzo jest

Kie­dy mija tak jak wszyst­ko

Wsta­wać i pra­co­wać i mieć
Nie bar­dzo mogę
Nie bar­dzo chcę

Wsta­wać i pra­co­wać i mieć
Nie bar­dzo mogę
Nie bar­dzo chcę

Jezu jak się cie­szę
Z tych kró­ciut­kich wskrze­szeń
Kie­dy peł­ną kie­szeń zno­wu mam
Zno­wu mogę myśleć
Tro­chę jak­by ści­ślej
I wymy­ślać śmia­ło nowy plan

I pięk­nie jest
Nie­skrom­nie bar­dzo jest

Pio­sen­ka Lecha Janer­ki wyra­ża radość z powo­du zaro­bie­nia pie­nię­dzy i jed­no­cze­śnie iro­nicz­ny żal, że stan posia­da­nia fun­du­szy jest nad­zwy­czaj krót­ko­trwa­ły. Utwór roz­po­czy­na się od przy­wo­ła­nia imie­nia boskie­go w codzien­nym uży­ciu języ­ko­wym: jak poda­je Słow­nik Języ­ka Pol­skie­go – „Jezu” to „wykrzyk­nie­nie wyra­ża­ją­ce róż­ne sta­ny i posta­wy emo­cjo­nal­ne”, w przy­pad­ku tek­stu basi­sty for­ma­cji Klaus Mitf­foch – to wyraz rado­ści, eufo­rii, szczę­śli­we­go uczu­cia z powo­du chwi­lo­we­go przy­pły­wu pie­nię­dzy, zresz­tą w dal­szej czę­ści pio­sen­ki wprost jest o tym mowa: „Jezu jak się cie­szę”. W kolej­nym wer­sie został uży­ty cie­ka­wy rym do sło­wa „cie­szę”, mia­no­wi­cie – „wskrze­szeń”, we fra­zie „Z tych kró­ciut­kich wskrze­szeń”, ozna­cza­ją­cej wła­śnie zaro­bek. Zdrob­nie­nie „kró­ciut­kich” dodat­ko­wo wzmac­nia efekt nie­trwa­ło­ści sta­nu posia­da­nia fun­du­szy. Świet­nie dopeł­nia ten dwu­wers trze­cia linij­ka, z kolej­nym rymem do wyra­zu „cie­szę” – „kie­szeń”, w sfor­mu­ło­wa­niu: „Kie­dy peł­ną kie­szeń”. To zna­ko­mi­ty począ­tek pio­sen­ki, w humo­ry­stycz­ny, żar­to­bli­wy, pełen iro­nii spo­sób opo­wia­da­ją­cy o zna­nej chy­ba każ­de­mu sytu­acji życio­wej – kie­dy zaro­bio­ne pie­nią­dze top­nie­ją w zasta­na­wia­ją­co bły­ska­wicz­nym tem­pie. Kolej­ne trzy wer­sy potę­gu­ją stan eufo­rii:

Zno­wu mogę myśleć
Tro­chę jak­by ści­ślej
I wymy­ślać śmia­ło nowy plan

Szcze­gól­nie war­to­ścio­wa jest tu fra­za: „wymy­ślać śmia­ło nowy plan”, któ­ra świet­nie odda­je emo­cje boha­te­ra tek­stu – życio­wą ener­gię, poczu­cie siły, mocy, nadziei wygra­nia z kło­po­ta­mi. Kolej­ne linij­ki wprost wyra­ża­ją radość z zaist­nia­łej sytu­acji:

I pięk­nie jest
Nie­skrom­nie bar­dzo jest

To odwró­ce­nie szy­ku zda­nia: „nie­skrom­nie bar­dzo jest” zamiast „jest bar­dzo nie­skrom­nie”, tak­że świad­czy o poczu­ciu humo­ru Lecha Janer­ki, jest sfor­mu­ło­wa­niem iro­nicz­nym, dodat­ko­wo wzmac­nia­ją­cym wymo­wę począt­ko­we­go frag­men­tu tek­stu, hiper­bo­li­zu­ją­cym emo­cje zwią­za­ne z poczu­ciem szczę­ścia, pły­ną­cym z napły­wem gotów­ki. Ale opo­wieść toczy się dalej – nastę­pu­je zmia­na uczuć, poja­wia się znie­chę­ce­nie i apa­tia, ponie­waż fun­du­sze się koń­czą i pozo­sta­je żal, że tak krót­ko trwał stan rado­ści:

Kie­dy mija, tak jak wszyst­ko
Ta eufo­ria kil­ku­dnio­wa

Wsta­wać i pra­co­wać i mieć
Nie bar­dzo mogę
Nie bar­dzo chcę

W dru­giej czę­ści pio­sen­ki nar­ra­cja doty­czy odczuć pod­mio­tu lirycz­ne­go, któ­ry oznaj­mia, że darzy ogrom­ną sym­pa­tią pew­ne sfe­ry rze­czy­wi­sto­ści, tu rów­nież mamy hiper­bo­li­za­cję, któ­ra pod­kre­ślić ma jak­że pozy­tyw­ny sto­su­nek boha­te­ra tek­stu do nie­któ­rych ele­men­tów świa­ta:

Jezu jak ja lubię
Jak ja bar­dzo lubię
Chy­ba tak nie umie lubić nikt

Po tym frag­men­cie nastę­pu­je wyja­śnie­nie, cze­go doty­czy ów dobry stan śpie­wa­ją­ce­go:

Lubię się zaszy­wać
Lubię nad­uży­wać
Szu­kam wciąż oka­zji
I je mam

To zatem radość pły­ną­ca z odosob­nie­nia, z uciecz­ki do swo­ich spraw („lubię się zaszy­wać”, czy­li cho­wać), z peł­ne­go odda­nia się swo­im pasjom – „lubię nad­uży­wać”, i nie cho­dzi tu, jak moż­na by mnie­mać na pierw­szy rzut oka, o „nad­uży­wa­nie alko­ho­lu”, a o „nad­uży­wa­nie” w zna­cze­niu iro­nicz­nym – tak pod­dać się pew­nym waż­nym dla nas spra­wom, że aż sobie zaszko­dzić, zgod­nie z tym, co poda­je Słow­nik Języ­ka Pol­skie­go: „uży­wać cze­goś w nad­mier­nych ilo­ściach, zwy­kle ze szko­dą dla zdro­wia”, w utwo­rze Janer­ki cho­dzi zatem o uży­wa­nie życia w peł­ni, z całą mocą. W koń­co­wej par­tii tej czę­ści tek­stu mowa jest rów­nież o wyko­rzy­sty­wa­niu szans, jakie nam daje egzy­sten­cja, i tu rów­nież śpie­wa­ją­cy basi­sta użył iro­nicz­ne­go stwier­dze­nia:

Szu­kam wciąż oka­zji
I je mam

To poczu­cie pano­wa­nia nad swo­im życiem jest opty­mi­stycz­ne i peł­ne wigo­ru, jak­by na prze­kór temu, że zaro­bio­ne pie­nią­dze tak szyb­ko top­nie­ją i nic nie moż­na bez nich zdzia­łać, Lech Janer­ka wyra­ził tu pogląd, że spra­wy ducha są waż­niej­sze od spraw mate­rial­nych trosk, że czło­wiek pomy­sło­wy i zarad­ny jest w sta­nie sobie pora­dzić oraz że poczu­cie rado­ści życia jest sil­niej­sze niż prze­mi­ja­ją­ce walo­ry mamo­ny. W tle prze­bi­ja rów­nież myśl o pra­cy, któ­ra słu­ży nie tyl­ko zara­bia­niu pie­nię­dzy, ale jest spo­so­bem na życie, pasją, siłą, napę­dza­ją­cą czło­wie­ka do dzia­łań.

Utwór koń­czy się tym samym frag­men­tem tek­stu, któ­rym się zaczy­nał, a zatem mamy powrót do zdań:

Jezu jak się cie­szę
Z tych kró­ciut­kich wskrze­szeń
Kie­dy peł­ną kie­szeń zno­wu mam
Zno­wu mogę myśleć
Tro­chę jak­by ści­ślej
I wymy­ślać śmia­ło nowy plan

I pięk­nie jest
Nie­skrom­nie bar­dzo jest

Ta kom­po­zy­cja klam­ro­wa ma na celu pod­kre­śle­nie cyklicz­no­ści zda­rzeń zarob­ko­wa­nia, pra­cy, odpo­czyn­ku, życia, pio­sen­ka koń­czy się pomyśl­nie, rado­śnie, jak­by na prze­kór nie­we­so­łe­mu momen­to­wi, gdy się stwier­dza, że ma się pusty port­fel…

W 1986 roku uka­za­ła się pły­ta zespo­łu Sie­kie­ra, zaty­tu­ło­wa­na Nowa Alek­san­dria, zawie­ra­ją­ca dzie­sięć świet­nych utwo­rów, do któ­rych sło­wa i muzy­kę napi­sał gra­ją­cy na gita­rze woka­li­sta, Tomasz Adam­ski. Przyj­rzyj­my się pio­sen­ce Idzie­my przez las (4’40’’), roz­po­czy­na­ją­cej krą­żek:

Idzie­my przez las,
Idzie­my przez las,
Idzie­my przez las,
Idzie­my przez las.
Pija­ni od słów,
Pija­ni od słów,
Pija­ni od słów,
Pija­ni od słów.
Idzie­my przez las,
Idzie­my przez las,
Idzie­my przez las,
Idzie­my przez las.
Pija­ni od słów,
Pija­ni od słów,
Pija­ni od słów,
Pija­ni od słów.

Idzie­my przez las!
Idzie­my przez las!
Idzie­my przez las!
Idzie­my przez las!

Idzie­my przez las,
Idzie­my przez las,
Idzie­my przez las,
Idzie­my przez las.
Pija­ni od słów,
Pija­ni od słów,
Pija­ni od słów,
Pija­ni od słów.
Idzie­my przez las,
Idzie­my przez las,
Idzie­my przez las,
Idzie­my przez las.
Pija­ni od słów,
Pija­ni od słów,
Pija­ni od słów,
Pija­ni od słów.

Idzie­my przez las!
Idzie­my przez las!
Idzie­my przez las!
Idzie­my przez las!

Idzie­my przez las,
Idzie­my przez las,
Idzie­my przez las,
Idzie­my przez las.
Pija­ni od słów,
Pija­ni od słów,
Pija­ni od słów,
Pija­ni od słów.

Idzie­my przez las,
Idzie­my przez las,
Idzie­my przez las,
Idzie­my przez las.
Pija­ni od słów,
Pija­ni od słów,
Pija­ni od słów,
Pija­ni od słów.

Idzie­my przez las!
Idzie­my przez las!
Idzie­my przez las!
Idzie­my przez las!

Utwór słow­no-muzycz­ny zespo­łu Sie­kie­ra zawie­ra zale­d­wie dwie fra­zy, sześć słów,
w tym mię­dzy inny­mi dwa rze­czow­ni­ki, jeden cza­sow­nik oraz jeden przy­miot­nik, powta­rza­ne wie­lo­krot­nie. Ta lapi­dar­ność środ­ków wyra­zu języ­ko­we­go idzie w parze z mini­ma­li­zmem muzycz­nym, ten zabieg arty­stycz­ny i este­tycz­ny jest cha­rak­te­ry­stycz­ny dla wypo­wie­dzi twór­czej lide­ra gru­py – Toma­sza Adam­skie­go, któ­ry wyra­ża w ten spo­sób swój sto­su­nek do świa­ta, czło­wie­ka i języ­ka – zna­ne z hasła Awan­gar­dy Kra­kow­skiej zawo­ła­nie: „mini­mum słów, mak­si­mum tre­ści”. Moż­na do tego dodać oczy­wi­ście sfor­mu­ło­wa­nie: „mini­mum dźwię­ków, muzy­ki, mak­si­mum tre­ści”.

Pod­miot śpie­wa­ją­cy wyra­ża, poprzez zasto­so­wa­nie licz­by mno­giej, doświad­cze­nie nie tyl­ko poje­dyn­cze­go czło­wie­ka, ale nas wszyst­kich, ludzi, to opo­wieść o wędrów­ce przez życie, las jest meta­fo­rą egzy­sten­cji, niczym w Boskiej Kome­dii Dan­te­go. W tej dro­dze przez bycie jeste­śmy „pija­ni” – moż­na to inter­pre­to­wać jako meta­fo­rę upo­je­nia, ale też zagu­bie­nia, chwi­lo­wej eks­ta­zy, lecz rów­nież – nie­na­tu­ral­ne­go sta­nu, sztucz­nie wywo­ła­ne­go. Jeste­śmy jed­nak „pija­ni” nie od wra­żeń pły­ną­cych ze świa­ta, ale „od słów”, ozna­czać to może wyraz zarów­no zachwy­tu nad języ­kiem, jak i nie­uf­no­ści wobec nie­go. Mowa może przy­bli­żać do sen­su i praw­dy, ale rów­nie dobrze może mamić, zwo­dzić na manow­ce, kła­mać i ranić. War­stwa muzycz­na tej opo­wie­ści nie wyra­ża rado­ści i eks­ta­tycz­nych chwil, jest melan­cho­lij­na, depre­syj­na, peł­na smut­ku, bólu, nie­po­ko­ju oraz zbli­ża­nia się do gra­nic odczu­cia absur­du świa­ta i poczu­cia obłę­du, podob­nie zresz­tą jak cała pły­ta Nowa Alek­san­dria. Boha­ter tych histo­rii to czło­wiek w cho­ro­bie śmier­ci i życia, w trans­owych wyśpie­wach pró­bu­ją­cy wyrwać się z sie­ci traum i sza­leństw, cho­ro­by i cier­pie­nia. Waż­ny jest rów­nież kon­tekst tytu­łu pły­ty – to meta­fo­ra ozna­cza­ją­ca sza­rą, cia­sną, bez­na­dziej­ną prze­strzeń małe­go mia­sta, w któ­rej ludzie się duszą.
W tym zna­cze­niu „las” może być inter­pre­to­wa­ny jako prze­strzeń chwi­lo­wej wol­no­ści, odde­chu, spo­ko­ju i uciecz­ki. War­to jesz­cze dodać, iż do pły­ty nie dołą­czo­no tek­stów, a zatem może­my usły­szeć nie tyl­ko fra­zę „pija­ni od słów”, lecz tak­że: „las / pija­ny od słów”, w tym odsłu­chu inter­pre­ta­cja może nam mówić o tym, iż nie tyl­ko prze­strzeń mia­sta jest zawłasz­czo­na przez ska­żo­ną ludz­ką mowę, ale tak­że prze­strzeń „lasu”, czy­li sfe­ra wol­no­ści, nie­za­leż­no­ści i eko­lo­gicz­nej niszy. Takie odczy­ta­nie jest jesz­cze bar­dziej pesy­mi­stycz­ne, mówi bowiem o tym, że czło­wiek nisz­czy bez­względ­nie świat, w któ­rym dane mu jest żyć.

Czas na pod­su­mo­wa­nie. Czte­ry nie­zwy­kłe pol­skie pio­sen­ki roc­ko­we lat osiem­dzie­sią­tych XX wie­ku, wyśpie­wa­ne przez czte­ry elek­try­zu­ją­ce gło­sy: Grze­go­rza Cie­chow­skie­go, Paw­ła Kuki­za, Lecha Janer­kę oraz Toma­sza Adam­skie­go są nie tyl­ko śla­dem tam­tych lat, z ich bez­na­dziej­ną rezy­gna­cją, pul­su­ją­cym gnie­wem wobec miał­kich warun­ków życia i nie­ist­nie­nia wol­no­ści, ale są rów­nież uni­wer­sal­ny­mi opo­wie­ścia­mi o pró­bach umo­co­wa­nia się w egzy­sten­cjal­nych zagad­kach codzien­no­ści (Repu­bli­ka), o tera­pii w trau­mach czło­wie­czych doświad­czeń (Aya RL), o upo­je­niu mową i wędrów­ką przez życie, cho­ro­bie języ­ka i rze­czy­wi­sto­ści (Sie­kie­ra), wresz­cie – o zwy­kłej rado­ści, pły­ną­cej z zaro­bie­nia pie­nię­dzy, by po pro­stu mieć na życie (Klaus Mitf­foch). Wyda­je mi się, że te czte­ry histo­rie o ludziach, któ­rzy zma­ga­ją się z powsze­dnio­ścią, poli­ty­ką, świa­tem, sobą, dro­gą przez bycie
i język, by jakoś prze­trwać w pust­ce i bólu, zosta­ną w naszej pamię­ci.