16/09/15

O kruchości żywych ciał

Julia Fiedorczuk

Strona cyklu

Ule i mrówki
Julia Fiedorczuk

Urodzona w Warszawie. Prozaiczka, poetka, tłumaczka. Na Uniwersytecie Warszawskim prowadzi zajęcia z literatury amerykańskiej, teorii literatury i ekokrytyki. Nagrodzona przez Polskie Towarzystwo Wydawców Książek za najlepszy debiut (2002). Laureatka austriackiej nagrody Huberta Burdy (2005). Członkini ASLE (Association for the Study of Literature and the Environment). Mieszka w Warszawie.

Wiersz „Lwy giną w Bag­da­dzie” Ada­ma Plusz­ki jest medy­ta­cją o nie-ludz­kich ofia­rach ludz­kich wojen. Plusz­ka przy­glą­da się losom zwie­rząt z bag­dadz­kie­go Zoo po ame­ry­kań­skiej inter­wen­cji w Ira­ku:

Czte­ry wygłod­nia­łe lwy, któ­re ucie­kły
z bag­dadz­kie­go zoo, zosta­ły zastrze­lo­ne
przez ame­ry­kań­skich żoł­nie­rzy, mówi woj­sko.
Dwa lwy rzu­ci­ły się na oddział, oddział

otwo­rzył do nich ogień, mówi jeden z żoł­nie­rzy.

Bez­na­mięt­ny ton tej rela­cji kłó­ci się z jej ponu­rą tre­ścią. „Głod­ne lwy” w pierw­szej chwi­li koja­rzą się z jakąś prze­ra­ża­ją­cą baśnią, ten obraz jed­nak szyb­ko, bo już z koń­cem dru­giej linij­ki (prze­rwa­nej po sło­wie: „zastrze­lo­ne”), ustę­pu­je inne­mu, bar­dziej reali­stycz­ne­mu, wzbu­dza­ją­ce­mu empa­tię. Wiersz posłu­gu­je się języ­kiem komu­ni­ka­tu pra­so­we­go, to rela­cja z woj­ny, zaczy­na­my więc zda­wać sobie spra­wę z fak­tu, iż zastrze­lo­ne lwy są ofia­ra­mi ludz­kich kon­flik­tów zbroj­nych, są cywil­ny­mi ofia­ra­mi woj­ny. Powtó­rzo­ne dwu­krot­nie na koń­cu pierw­szej stro­fy sło­wo „oddział” wywo­łu­je nie­po­kój: sło­wo to nale­ży do reje­stru mili­tar­ne­go (koja­rzą­ce­go się z prze­mo­cą), z kolei ryt­micz­ne powtó­rze­nie („oddział, oddział”) przy­wo­łu­je na myśl coś lek­kie­go – może pio­sen­kę? Ten sam efekt obec­ny jest w całym wier­szu, pro­zo­dycz­nie dość regu­lar­nym (dłu­gość wszyst­kich przy­to­czo­nych wer­sów mie­ści się w prze­dzia­le od 11 do 14 zgło­sek). Wiersz nie jest więc tyl­ko komen­ta­rzem do woj­ny i jej kon­se­kwen­cji dla zwie­rząt w miej­skim zoo, jest też osten­ta­cyj­nie wier­szem, arte­fak­tem, nie­za­leż­nym mate­rial­nym bytem. Spo­sób, w jaki Plusz­ka opra­co­wu­je „zna­le­zio­ny” mate­riał (ready-made) pro­wa­dzi do udziw­nie­nia, defa­mi­lia­ry­za­cji, języ­ka maso­wych mediów, a zwłasz­cza sprzecz­nych skłon­no­ści tego języ­ka do sen­sa­cji i eufe­mi­zmu. Efekt osią­gnię­ty w wier­szu jest jed­no­cze­śnie komicz­ny i bole­sny:

Oprócz lwów z zoo zbie­gło kil­ka­set zwie­rząt.
Wie­le z nich zosta­ło ukra­dzio­nych albo ucie­kło
wsku­tek zaję­cia sto­li­cy Ira­ku przez Ame­ry­ka­nów.

Zło­dzie­je zosta­wi­li jed­nak w klat­kach
sie­dem lwów i dwa tygry­sy, któ­rych
przez dzie­sięć lub wię­cej dni nikt nie kar­mił.
Dwa lwy natar­ły na naszych chłop­ców,

musie­li­śmy je zdjąć (sier­żant Mat­thew Oli­ver).
Sier­żant Mat­thew Oli­ver powie­dział,
że trzy lwi­ce i jeden samiec wydo­sta­li się,
pazu­ra­mi wydra­pu­jąc dziu­rę
w roz­pa­da­ją­cej się ścia­nie zagro­dy.

Pew­ne frag­men­ty tego opi­su brzmią pra­wie sur­re­ali­stycz­nie, pomi­mo – a może z powo­du – pre­cy­zji uda­ją­cej obiek­ty­wizm: „sie­dem lwów i dwa tygry­sy…”. „trzy lwi­ce i jeden samiec…” Obraz dzi­kich zwie­rząt buszu­ją­cych w mie­ście dotknię­tym woj­ną przy­wo­dzi na myśl jakiś apo­ka­lip­tycz­ny film, jed­nak wiersz, dzię­ki mister­nej struk­tu­rze brzmie­nio­wej, odwo­dzi uwa­gę czy­tel­ni­ków od wizu­al­ne­go aspek­tu pre­zen­to­wa­nej sytu­acji i każe raczej myśleć o dziw­no­ści języ­ka, któ­ry tę sytu­ację rela­cjo­nu­je. Sier­żant Mat­thew Oli­ver, nie­szczę­sny anty­bo­ha­ter wier­sza wyja­śnia, iż lwy zaata­ko­wa­ły „chłop­ców”: ten popu­lar­ny eufe­mizm przed­sta­wia żoł­nie­rzy tak, jak­by byli bawią­cy­mi się dzieć­mi,  przez co woj­na może wyda­wać się grą, pozba­wio­ną poważ­niej­szych kon­se­kwen­cji. Wiersz łączy w sobie dwa nie­kom­pa­ty­bil­ne reje­stry – infan­tyl­ny i nie­wy­po­wie­dzia­nie tra­gicz­ny. Iro­nicz­nie sam­plu­je śmier­cio­no­śną reto­ry­kę woj­ny, pro­wa­dzą­cą do prze­mo­cy nie tyl­ko wobec ludzi. Moc­ną stro­ną poezji Plusz­ki jest spo­sób, w jaki wybi­ja ona na pierw­szy plan kwe­stię kru­cho­ści życia, ludz­kie­go i nie-ludz­kie­go. Nie­trwa­łość żywych ciał, ulot­ność ist­nie­nia doty­czy zarów­no ludzi, jak i lwów. W kon­tek­ście tej kru­cho­ści z całą bez­względ­no­ścią wybrzmie­wa okru­cień­stwo mili­ta­ry­stycz­nej reto­ry­ki, w ramach któ­rej inwa­zja to eufe­mi­stycz­ne „zaję­cie”, a zastrze­lić – to „zdjąć”. Kwe­stia sym­bo­licz­nej prze­mo­cy i jej natych­mia­sto­wych, mate­rial­nych kon­se­kwen­cji dla życia zwie­rząt i nie­któ­rych ludzi (u Plusz­ki czę­sto są to dzie­ci) to powra­ca­ją­cy temat wier­szy auto­ra Zesta­wu do besz­tań. Iro­nia jest narzę­dziem, któ­re pozwa­la mu dystan­so­wać się od “zna­le­zio­ne­go” mate­ria­łu wyko­rzy­sta­ne­go w wier­szach, dzię­ki cze­mu czy­tel­ni­cy zde­rza­ją się z czy­stą bru­tal­no­ścią dys­kur­su maso­wych mediów, a tak­że – ze swo­ją wła­sną kru­cho­ścią. Podat­ność żywe­go cia­ła na zra­nie­nie to – jak chce Judith Butler – moc­na pod­sta­wa dla mię­dzy­ludz­kiej soli­dar­no­ści. Jak poka­zu­je twór­czość Plusz­ki, jest zara­zem punk­tem wyj­ścia dla więk­szej empa­tii wobec nie-ludzi.