Polski gotyk?
Lynn Suh
Strona cyklu
WytłumaczeniaLynn Suh
Urodzony w 1982 roku w Bostonie, USA. Tłumacz współczesnej poezji polskiej. Były redaktor naczelny czasopisma poświęconego współczesnej poezji amerykańskiej i polskiej, WIDMA. Jego eseje, przekłady i wiersze są publikowane m.in. w "Berlin Quarterly", "biBLiotece", "Fence", "Kontencie" i "Versopolis". Obecnie mieszka w Seulu w Korei Południowej i jest doktorantem na Wydziale Polonistyki na Hankuk University of Foreign Studies.
(pisklęta) (Paulina Pidzik)
pamiętasz siostro jak próbowałyśmy ocalić chore pisklęta?
dawałyśmy im imiona ciepło kaflowego pieca czułość dłoni
wkładałyśmy w usta krwawnik i pokrzywy
umierały ale nigdy nie widziałyśmy ich zimnych ciał
chował je ojciec
obok grobów kociąt starego psa i kur którym jastrzębie wyrwały dusze
wiesz gdzie jest to miejsce?
ojciec milczy o nim
tam skończą się nasze historie
(hatchlings) (by Paulina Pidzik)
remember, sister, how we tried to revive the sick hatchlings?
we gave them names warmth by the furnace sympathy of hands
we put yarrow and nettle leaves in their mouths
they died but we never got to see their cold corpses
father buried them
next to the kittens the old dog and hens whose souls hawks had snatched
do you know where is that place?
father doesn’t say
there our histories shall end
*
Kiedy ostatnio przetłumaczyłem dla siebie wiersz Pauliny „(pisklęta)”, przypomniałem sobie temat ostatniego numeru „WIDM” [1] – stosunek pomiędzy miastem, a tym, co „niemiejskie”, naturalne, wiejskie. Komentowałem we wstępie do tego numeru, że długotrwała skłonność do „miejskości” w poezji spowodowała, że poezja tworzona na wsi wydaje się surowa, nawet zaskakująca – pochodząca z bardziej odległych, ciemniejszych zakątków naszej zbiorowej wyobraźni. Pisałem tam również o tym, że na amerykańskiej wsi lub prowincji istnieje długa tradycja gotyku w sztuce i literaturze, a wytwory tej tradycji są inspirowane obrazami amerykańskiego Południa, stąd nazwa „Southern Gothic”, czyli „gotyk Południa”. Czerpiący z symboliki chrześcijańskiej gotyk Południa ma w sobie element wzniosłości, przemocy i groteski. Pojęcia dobra i zła są tam jak najbardziej aktualne.
Poezja Pauliny przypomina mi taki stosunek do świata, a zarazem ten gatunek literacki, po części ciemny, jednocześnie ciepły, czasem duchowy, czasem groźny, a także cielesny i ziemisty. W jej poetyckim świecie Chrystus jest symbolicznie obecny, jak w wierszu „(prawo lasu)”: „próbujemy przełamać różowy opłatek karmić / hostią zwierzęta”. Przemoc, prawdziwa czy wymyślona, jest wszechobecna jak w „(ziemi)”: „podglądamy zastygłe ciała / za chwilę ktoś wyciągnie nóż ktoś będzie nosił krew / do kogoś…” Jest dużo krwi. I zła, jak w wierszu „(poznanie)”: „podchodzą od strony lasu ciemne mętne źrenice / jak u dotkniętych złym wilków jeszcze niewidoczne”.
Czy istnieje polski gotyk? Z pewnością nie jestem wystarczająco kompetentnym krytykiem literackim, żeby odpowiedzieć na to pytanie. Coś jednak jest na rzeczy, skoro ze stanu między białym szumem miasta a ciemnym szumem lasu wyrywa mnie jej głos, surowy, ziemisty, duchowy, gwałtowny, groteskowy. Otwiera mi oczy na ciemność przyrody i jądro ciemności. A co do groteski, to nie polega ona na przesadzie ani na niedorzeczności. W przypadku poezji Pauliny chodzi bardziej o coś „nieprzyjemnego” czy nawet „ohydnego” – krew na dłoniach lub zmasakrowane ciała zwierząt. Seamus Heaney miał podobne spostrzeżenia, pisząc o swoim dzieciństwie na wsi, jak w wierszu „The Early Purges” [Wczesne czystki]: „Miałem sześć lat, kiedy po raz pierwszy widziałem, jak kocięta tonęły / Dan Taggart je wyrzucił, Te chuderlawe, maleńkie gówna” [2]. Można wysnuć wniosek, że odmienna rzeczywistość, inny sposób radzenia sobie ze śmiercią istnieje na wsi, w odróżnieniu od miasta, gdzie ludzie często „uważają śmierć za nienaturalną”.
Ale poezja Pauliny idzie o krok dalej, przekracza granicę śmierci, przypuszczalnie także i czasu, dociera tam, „gdzie skończą się nasze historie”. Nawiasem mówiąc, nie jestem do końca zadowolony z mojego tłumaczenia tej linijki. Wieloznaczność polskiego słowa „historia” nie istnieje bowiem w angielskim słowie „history”, które zawsze sugeruje bardziej naukowy porządek wydarzeń. Kusiło mnie zatem, by użyć angielskiego słowa „chronicle”, które ma to bardziej naukowe znaczenie, a jednocześnie może po prostu oznaczać opowieść. Dodatkowo, dzięki jego etymologii, to słowo sugeruje upływ czasu. „There our chronicles shall end”. Brzmi to jednak trochę pompatycznie, a głos Pauliny nie jest nigdy pompatyczny. Stąd mój wybór padł na angielskie „histories”, a ja pogodziłem się z niedoskonałością tego tłumaczenia.
Przypisy:[1] „WIDMA” to czasopismo poetyckie wydawane w Krakowie. W każdym numerze prezentujemy utwory amerykańskich oraz polskich poetek i poetów.
[2] Moje skromne tłumaczenie.