Przeklinając po koreańsku. Tłumaczenie aktów mowy oporu
Lynn Suh
Strona cyklu
WytłumaczeniaLynn Suh
Urodzony w 1982 roku w Bostonie, USA. Tłumacz współczesnej poezji polskiej. Były redaktor naczelny czasopisma poświęconego współczesnej poezji amerykańskiej i polskiej, WIDMA. Jego eseje, przekłady i wiersze są publikowane m.in. w "Berlin Quarterly", "biBLiotece", "Fence", "Kontencie" i "Versopolis". Obecnie mieszka w Seulu w Korei Południowej i jest doktorantem na Wydziale Polonistyki na Hankuk University of Foreign Studies.
Histeria (Yideum Kim)
Rozszarpię zębami tego „człowieka”. Gdybym tylko mogła cię rozszarpać na strzępy w tym pędzącym metrze. Hej, gdzie dotykasz, hej, hej, zabieraj tę łapę! Teraz mogę pęknąć w każdej chwili, czuję, że zaraz pęknę. Drżę, prawie krzyczę, ale dłonią mocno dociskam dół brzucha. Oddycham głęboko. Nie dotykaj mnie. Noż kurwa, przestań się o mnie opierać. Doprowadzasz mnie do szału, ja pier… Spod napiętej, popękanej teraz skóry, lis czy wilk, coś zaraz wyskoczy. Krew się sączy, plamy krwi ścielą się na niebieskim prześcieradle jak księżycowa lisia czapa, a ty mówisz, że to instynkt, że to z powodu pełni? Zamknij się. Dobra kobieto, która mówi prawdę, jeśli tylko znasz prawdę, to zachowaj ją dla siebie. To jest ewangelia nieczystych ludzi. Okresowe krwawienie. Skurcze żołądka. Nie przestanę. Jestem cholernie skomplikowana. Ale ludzie próbują i próbują dostać się do środka. Wiesz co, jestem insiderem. Nie outsiderem. Mamroczesz, nawet kiedy śpisz. Nagły krwotok. Krew się sączy. Świat z dużymi drzwiami. Raz po raz otwierają się i zamykają. Koło, które kręcąc się, raz po raz nieruchomieje. Ta sama trasa w kółko, muszę uwolnić się od niej. Potrzebuję dużej podpaski. A ten tu, nieprzytomny – co za człowiek? Z ręką wsuniętą pod mój płaszcz ten skurwysyn mamrocze przez sen, jakby na głos czytał jakiś nabazgrany list. Chcę uderzyć tego skurwysyna. Ale co potem z jego kochanką? Gdybym tylko mogła zatopić zęby w jego gardle i wyskoczyć z nim z tego pociągu. Biegłabym pędem po torach z grzywą targaną wiatrem w środku nocy. Gdybym tylko mogła udać się na piaszczystą plażę na szkarłatnym wybrzeżu, oświetloną księżycem, i tam, tuż obok studni pełnej ożywczej wody, położyć Ciebie
(tłum. Lynn Suh / red. Ewa Suh)
*
Ostatnio postanowiłem rozpocząć nową przygodę literacką i zabrałem się za tłumaczenie wierszy współczesnych poetów i poetek koreańskich – nie na język angielski (to byłoby zbyt proste, jako że jestem Amerykaninem pochodzenia koreańskiego), ale na język polski (z pomocą Ewy, prywatnie mojej żony). Na szczęście gdy dorastałem w Stanach, mój ojciec dbał o to, abyśmy używali języka koreańskiego w domu. Dzięki temu dzisiaj jestem dość biegły w tym języku.
Jedną z charakterystycznych cech języka koreańskiego jest jego system wyrażeń i konstrukcji grzecznościowych. Istnieją nie tylko uprzejme zwroty, takie jak „Pan” czy „Pani”, ale także specjalne rzeczowniki wyrażające szacunek, grzeczne odpowiedniki zaimków, partykuł i czasowników oraz tendencja do stosowania mniej bezpośrednich, a przez to bardziej grzecznych sformułowań, nie wspominając już o innych różnych uprzejmych gestach pozajęzykowych, które uznaje i odzwierciedla wielki (hierarchiczny) łańcuch bytu zwany społeczeństwem koreańskim. Żeby skomplikować sprawę jeszcze bardziej, nie istnieje tylko jedna formalna odmiana języka, lecz różne stopnie językowej uprzejmości, od umiarkowanego (np. kiedy dziecko zwraca się do swojej babci) do najwyższego (np. kiedy prezydent przemawia do narodu). Używając grzecznego języka, nie tylko okazujemy szacunek naszemu rozmówcy, ale także stawiamy siebie na niższej, skromniejszej pozycji. Być może jest to zbytnie uproszczenie, ale z grubsza można powiedzieć, że kiedy w języku koreańskim podnosimy czyjś status, obniżamy tym samym własny. Z językiem nieformalnym sprawa jest nie mniej skomplikowana – istnieją też inne stopnie nieformalności, od umiarkowanego (np. między kolegami z pracy, którzy są w podobnym wieku) do najniższego (np. kiedy mało kulturalny szef zwraca się do pracownika, który mało go obchodzi). A zatem gdy używamy nieformalnego języka, możemy nie tylko okazywać bliskość drugiej osobie, ale także w pewnych sytuacjach możemy sytuować drugą osobę poniżej siebie – obniżając czyjś status społeczny.
Trzeba tu wspomnieć, że wiersz „Histeria” poetki Yideum Kim został w całości napisany mało formalnym językiem, a momentami także językiem o najniższym stopniu nieformalności, który całkowicie obniża status adresata i jednocześnie wyraża w stosunku do niego odrazę i pogardę. W społeczeństwie, które wciąż boryka się z patriarchalizmem, rozpad hierarchii językowej ustępuje miejsca surowej ekspresji gniewu kobiety, która padła ofiarą molestowana seksualnego w metrze. Metro służy tutaj za alegorię koreańskiego społeczeństwa – szybkiego, zatłoczonego, w którym przeważnie każdy chce być „insiderem”. To prowadzi mnie do kolejnej (i nieco oczywistej) kwestii, którą chciałbym poruszyć na temat języka koreańskiego. Korzystając z nieformalnego języka, podmiot wiersza jest w stanie wyrazić nieprzefiltrowane, surowe emocje, które zwykle są tłumione za sprawą honoryfikatywnych sformułowań i pozostają uwięzione w ciele. Teraz mogą nareszcie zostać błyskawicznie wyrażone i „przybiera(ć) wojenne barwy słońca”, cytując fragment z poezji Joanny Oparek. W rozmowie dla amerykańskiego czasopisma „The Margins” Yideum Kim powiedziała:
Piszę ciałem. O rzeczach, których doświadczyłam, o rzeczach, które wycierpiałam. Nie zawsze o rzeczach, których doświadczyłam osobiście, ale takich, o których słyszę od moich znajomych lub w wiadomościach. Dlatego ciało często jest obecne [w moich wierszach]. Najpierw odczuwam wszystko w ciele, a po takim doświadczeniu piszę. Piszę, ponieważ moje serce bije i boli mnie […] kiedy piszę, czuję się lepiej.
Wyzwaniem związanym z tłumaczeniem tego wiersza było zatem oddanie tej surowej mocy za pomocą języka polskiego przy jednoczesnym uwzględnieniu faktu, że niektóre agresywne koreańskie wyrażenia mogą brzmieć tak, jakby brakowało im tej wściekłości i wyrazu obrzydzenia, które po polsku bywają ewidentne.
Ciekawą cechą języka koreańskiego jest to, że nie trzeba koniecznie używać przekleństw, aby głęboko kogoś urazić.Weźmy za przykład pierwsze zdanie tego wiersza. Chodzi o koreańskie słowo in-gan, które dosłownie znaczy „człowiek”. W niektórych kontekstach jednak ten wyraz działa również jako poniżenie adresata, tak jakby nie zasługiwał na miano „człowieka”. Dlatego w swoim tłumaczeniu zdecydowałem się na polskie słowo „człowiek” ujęte w cudzysłów: „Rozszarpię zębami tego ‘człowieka’”. W niektórych przypadkach jednak trudno było uniknąć przekleństwa, jak w następującym zdaniu: „Nie dotykaj mnie. Noż kurwa, przestań się o mnie opierać. Doprowadzasz mnie do szału, ja pier…”. Bardziej dosłowne tłumaczenie brzmiałoby: „Nie dotykaj mnie. Przestań się o mnie opierać, serio. Dlaczego doprowadzasz mnie do szału?”. Jak twierdzi Wittgenstein w Dociekaniach filozoficznych, znaczenie słowa to jego użycie, zatem takie słowa jak „serio” i „dlaczego” po koreańsku rzucone bez zwrotów grzecznościowych mogą działać mocno, niczym przekleństwa.
Słuszność tego twierdzenia Wittgensteina jest chyba najbardziej widoczna w społeczeństwie, w którym języki publiczne i prywatne mogą zajmować często odległe i czasem sprzeczne sfery, jak w Korei. Czasami można odnieść wrażenie, że słowa funkcjonują mniej jako słowa, a bardziej jako akty, jako akty mowy. Pojedyncze mało przyjazne słowo może w jednej chwili zlikwidować społeczny dystans między dwiema osobami. Jedno małe słowo, które jest konfrontacyjne, „brudne” czy powodujące dysonans, może rozpętać piekło, spowodować wielki konflikt, zdestabilizować sferę publiczną, ujawnić linie dialektycznego uskoku, tak jak dzieje się to w „Histerii” Yideum Kim oraz w następującym wierszu tej poetki:
Bez przeprosin
co mam zrobić, skoro dostałam coś innego, skoro pojawiło się coś droższego niż to, co zamówiłam, no co mam zrobić, zamówiłam jajangmyeon[1], a dostałam jajangmyeon z owocami morza, proszę Pana, zamówiłam zwykły jajangmyeon, to nieprawda, Pani powiedziała jajangmyeon z owocami morza, co robić, czy wołać właściciela i prosić o zwykły jajangmyeon, no co robić, jeśli to zrobię, ten pracownik prawdopodobnie zostanie zbesztany, prawdopodobnie odliczą mu cenę makaronu z owocami morza od wypłaty, ostatecznie mogą go nawet zwolnić, cholera, co mam zrobić, gdyby przeprosił, zjadłabym to, co jest, nawet nie dostałam marynowanej rzepy, ach, gdyby tylko przeprosił, powiedziałabym, że wszystko w porządku, ach, kiedyś, kiedy przeprosiłam, zamiast przebaczenia musiałam wziąć na siebie całą winę, ach, no tak, wtedy zostałam usunięta, zbanowana dlatego, że nie miałam ochoty walczyć, ach, co mam zrobić, to nie tak, że nie wiem, jak jest u niego, dobra, może źle to wymówiłam, ach, co mam zrobić, nie lubię ani słuchotek, ani pokrojonych warzyw
(tłum. Lynn Suh / red. Ewa Suh)
[1] Jajangmyeon (dżadżang mjon) to popularne w Korei danie z makaronem typu fast food.