26/12/16

Sprzedaż wiązana

Adam Poprawa

Strona cyklu

Niepogubione afekty
Adam Poprawa

(ur. 1959) – filolog, krytyk literacki i muzyczny, edytor, pisarz. Wydał m.in. monografię Kultura i egzystencja w poezji Jarosława Marka Rymkiewicza (Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 1999), zbiór szkiców Formy i afirmacje (Universitas, Kraków 2003), tomy prozatorskie Walce wolne, walce szybkie (WBPiCAK, Poznań 2009), Kobyłka apokalipsy (WBPiCAK, Poznań 2014), zbiór Szykista. Felietony po kulturze (WBPiCAK, Poznań 2020). Przetłumaczył Epifanie Jamesa Joyce’a (Biuro Literackie, Stronie Śląskie 2016). Przygotował poprawioną (odcenzurowaną i uzupełnioną) edycję Pamiętnika z powstania warszawskiego Mirona Białoszewskiego (PIW, Warszawa 2014). Opracował poszerzone wydanie Języka poetyckiego Mirona Białoszewskiego (Ossolineum, Wrocław 2016) oraz tom Odbiorca ubezwłasnowolniony. Teksty o kulturze masowej i popularnej Stanisława Barańczaka (Ossolineum, Wrocław 2017). Jest felietonistą „Nowych Książek”.

Daw­no, daw­no temu, pewien wło­ścia­nin zaszedł był do geesu. Ujrzał tam bla­sza­ne wia­dro, wie­le pożyt­ku przy­no­szą­ce w domu i zagro­dzie. Chło­pek już hej, hej, kie­dy zamia­ro­wał takie wia­dro kupić, cóż, kie­dy nie było… Ura­do­wał się więc teraz nie­zmier­nie, wysu­płał bank­not, iżby dobić tar­gu – rzecz jed­nak nie oka­za­ła się tak pro­sta. Wia­dra albo­wiem przy­szły do geesu wraz z roz­po­rzą­dze­niem: owszem, każ­dy może jed­ną sztu­kę kupić, ale tyl­ko z Oby­wa­te­la­mi Kazi­mie­rza Brandysa(takim socre­ali­stycz­nym powie­ści­dłem, któ­re­go walo­rów for­mal­nych bro­nił autor aż do póź­nych dni swo­ich). Cóż było robić, sko­ro sta­re wia­dro ma ist­ne sito zamiast dna, a i po bokach dziu­ry? Kmio­tek dosu­płał resz­tę i wró­cił do domu z wia­drem i tomem Bran­dy­sa. Dzię­ki temu dru­gie­mu nabyt­ko­wi domo­wa biblio­te­ka powięk­szy­ła się w dwój­na­sób. Nabyw­ca nie bar­dzo wie­dział, co z tymi Oby­wa­te­la­mi zro­bić.

– Co to sąsie­dzie, książ­kę zeście kupi­li? Do szkół chce­cie cho­dzić?
–A kiej­by też! Kaza­li w geesie.

No ale gdzie toto scho­wać? Baba popa­trzy­ła, pomiar­ko­wa­ła i wło­ży­ła do kre­den­su, do szu­fla­dy, gdzie leża­ła już od daw­na ksią­żecz­ka do nabo­żeń­stwa. I jed­no, i dru­gie sło­wo pisa­ne prze­cie.

Nie ma już geesów, nie­mniej zasa­dy pozo­sta­ły. Kupu­je czło­wiek Beatle­sów Chri­sten­se­na i co? Wia­dro! Na okład­ce miz­drzy się nachal­nie radio­wa Trój­ka w dwóch oso­bach. Kupu­je kie­dy indziej tom Gał­czyń­skie­go, a tu w środ­ku mały pisar­czyk z „Gaze­ty” (choć już raczej nie­dłu­go, ale zosta­wiam, bo „Gaze­ty” to nie naj­gor­szy aso­nans do Flo­ren­cji) wyle­wa synow­skie uczu­cia. O obu książ­ko­wych ambi­wa­len­cjach pisa­łem; mia­łem prze­cież nadzie­ję, że już star­czy. Tym­cza­sem uka­zał się kolej­ny tom Fistasz­ków zebra­nych: pięk­nie. Obsta­lo­wa­łem w sie­ci, przy­zna­ję: nie przyj­rza­łem się dokład­nie lewej stro­nie okład­ki. Odbie­ram w księ­gar­ni, a tu: „wstęp: Aga­ta Pas­sent”. Pociem­nia­ło mi w oczach, plac Sol­ny prze­sta­wił się z Ryn­kiem, tak że zapy­ta­łem o dro­gę w jakimś przej­ściu pod­ziem­nym.

Ale prze­cież nie zre­zy­gnu­ję z kon­ty­nu­owa­nia Schul­za! Owszem, ory­gi­nal­ne The Com­ple­te Peanuts też mają wstę­py, w tomie 15, zawie­ra­ją­cym paski z lat 1979–1980 auto­rem wpro­wa­dze­nia jest Al Roker. Spraw­dzi­łem, kto zacz, i nie powiem, zwąt­pi­łem, gdy prze­czy­ta­łem w Wiki­pe­dii, że jest on „oso­bo­wo­ścią tele­wi­zyj­ną” i zasły­nął głów­nie jako zapo­wia­dacz pogo­dy. To już napraw­dę nie moż­na dziś ina­czej? Na szczę­ście sam wstęp oka­zał się wca­le cie­ka­wy, facet miał spo­ro nie­bła­hych rze­czy do powie­dze­nia.

Wolał­bym, żeby pol­skie edy­cje, dobrze tłu­ma­czo­ne przez Micha­ła Rusin­ka i pięk­nie wyda­wa­ne, powta­rza­ły rów­nież prze­kła­dy ory­gi­nal­nych dodat­ków. A jeśli już pro­po­no­wać pol­skim auto­rom zastęp­stwo, to prze­cież moż­na rozej­rzeć się poważ­niej (jak w wypad­ku przy­naj­mniej nie­któ­rych tomów poprzed­nich).

Żebym jed­nak nie prze­ho­lo­wał w kry­ty­ce: Aga­ta Pas­sent roz­po­czy­na od impo­nu­ją­cej pano­ra­my histo­rycz­nej, któ­ra mia­ła być chy­ba szki­cem kontekstu:„Przełom lat 70. i 80., kie­dy powsta­ły skła­da­ją­ce się na ten tom odcin­ki Fistasz­ków, to był czas mojej pod­sta­wów­ki. Ponu­ra sza­rzy­zna szkół tysiąc­la­tek i straj­ki w Ursu­sie, roz­we­se­la­ne cukier­kiem od Gier­ka oraz gaze­tą »Świat Mło­dych«”.

Pod­da­ję się: nie dam rady zro­zu­mieć, dla­cze­go wia­do­mość o tym, iż na prze­ło­mie lat 70. i 80. Aga­ta Pas­sent uczęsz­cza­ła do szko­ły pod­sta­wo­wej, ma być infor­ma­cją wpro­wa­dza­ją­cą do dzie­ła Schul­za… W każ­dym razie autor­ka wpro­wa­dza intry­gu­ją­cą inno­wa­cję w dzie­dzi­nie perio­dy­za­cji histo­rii, sko­ro prze­łom roz­cią­ga wstecz aż na rok 1976, kie­dy były straj­ki w Ursu­sie. Straj­ki, jak pisze Pas­sent, „roz­we­se­la­ne cukier­kiem od Gier­ka”. Cho­dzi jej o rym wewnętrz­ny w pro­zie? Pro­te­sty 1976 roku spo­wo­do­wa­ne były, jak wia­do­mo, nagłą pod­wyż­ką cen żyw­no­ści, w tym wła­śnie cukru! Pro­test – cukier – cukie­rek – Gie­rek. Być może więc Aga­ta P. nader kry­tycz­nie oce­nia tam­ten epi­zod powo­jen­nej histo­rii Pol­ski?

Poza tym na prze­ło­mie lat 70. i 80., dokład­niej w roku 1980, po sierp­nio­wych straj­kach, Gie­rek stra­cił wła­dzę. Może innych przy­wód­ców autor­ka woli nie wspo­mi­nać, z sobie tyl­ko wia­do­mych wzglę­dów?

Czy­taj­my dalej, może będzie jaśniej. W któ­rymś tedy miej­scu Pas­sent ude­rza porów­na­niem par excel­len­ce inter­dy­scy­pli­nar­nym: „Na korzyść Fistasz­ków prze­ma­wia­ło rów­nież to, że Char­les M. Schulz, w prze­ci­wień­stwie do naszych twór­ców kina moral­ne­go nie­po­ko­ju, był mistrzem cię­cia i rady­kal­ne­go skró­tu”.

Jasny gwint, nie myśla­łem, że Schulz potrze­bu­je aż tak namięt­nej apo­lo­gii. Jak już się pod­nie­sie­my po spad­nię­ciu z krze­sła, to po chwi­li Pas­sent dopro­wa­dza myśl do ściany:„Mamy tu »fast strip«, a nie »slow cine­ma«.

Nie żebym zaprze­czał: ana­lo­gicz­nie Tytus de Zoo nie jest Leopol­dem Blo­omem, Ogniem i mie­czem to nie Siód­ma pie­częć, tak jak w ogó­le na przy­kład mysz nie jest na przy­kład górą, a Aga­ta Pas­sent Char­le­sem M. Schul­zem. Poza tym Kału­żyń­ski z „Poli­ty­ki” odma­wiał war­to­ści kinu moral­ne­go nie­po­ko­ju. Być może autor­ka przej­mu­je tę opi­nię, ale fil­my Zanus­sie­go, Kie­ślow­skie­go, Hol­land i innych auto­rów z lat 70. to jed­nak nie slow cine­ma. Nie wyklu­czam, że Aga­ta Pas­sent sper­so­na­li­zo­wa­ła to para­ga­tun­ko­we okre­śle­nie i do slow cine­ma zali­cza wszyst­ko, co ją nudzi i/lub cze­go nie rozu­mie.

I wresz­cie koniec wstępu:„W rze­czy­wi­sto­ści zdo­mi­no­wa­nej przez adre­na­li­nę, napa­rzan­ki, kra­iny alter­na­tyw­ne, tech­no­lo­gię i prze­moc napraw­dę wiel­kim tera­peu­tycz­nym odpo­czyn­kiem jest zaglą­da­nie do wszyst­kich tomów Fistasz­ków”.

W przy­pad­ku Aga­ty Pas­sent tera­pia się jed­nak nie powio­dła.