22/01/16

Stachura Organka (1)

Paweł Tański

Strona cyklu

Śpiew języka
Paweł Tański

Urodzony w 1974 roku w Toruniu. Historyk literatury i krytyk literacki. Autor książek o literaturze, współredaktor prac zbiorowych. Mieszka w Toruniu.

Celem niniej­sze­go tekstu[1] jest inter­pre­ta­cja tego, jak zna­czą tek­sty Edwar­da Sta­chu­ry w pio­sen­kach Toma­sza Organ­ka. Inny­mi sło­wy – chcę przyj­rzeć się temu, co muzyk, kom­po­zy­tor i woka­li­sta zro­bił z utwo­ra­mi auto­ra Całej jaskra­wo­ści i jakie jako­ści arty­stycz­ne i este­tycz­ne dzię­ki temu zosta­ły wydo­by­te na świa­tło dzien­ne.

Tomasz Orga­nek to zna­ko­mi­ty gita­rzy­sta, śpie­wa­ją­cy swo­je tek­sty i ukła­da­ją­cy do nich muzy­kę, zna­ny przede wszyst­kim z wystę­pów w zespo­le Sofa, z któ­rym nagrał trzy stu­dyj­ne albu­my. W roku 2013 powo­łał do ist­nie­nia gru­pę Orga­nek, pod jej szyl­dem uka­za­ła się w roku 2014 pły­ta pod tytu­łem Głu­pi, zna­ko­mi­cie przy­ję­ta przez kry­ty­kę.

Orga­nek wyśpie­wał dwa tek­sty Edwar­da Sta­chu­ry – Jestem niczyj oraz Wędrów­ką życie jest czło­wie­ka[2]. Nim przej­dę do głów­ne­go wąt­ku mojej reflek­sji, chciał­bym posta­wić tezę, iż autor Dużo ognia pisał dobre tek­sty pio­se­nek, któ­rych zale­tą jest to, że dzię­ki odpo­wied­nim kom­po­zy­cjom muzycz­nym zysku­ją na wyra­zie arty­stycz­nym i este­tycz­nym.

Moim zda­niem Sta­chu­ra był dobrym tek­ścia­rzem, pisał cie­ka­we tek­sty pio­se­nek, a pamię­taj­my, że – jak twier­dzi Simon Frith, wybit­ny badacz muzy­ki popu­lar­nej, w książ­ce Sce­nicz­ne rytu­ały. O war­to­ści muzy­ki popu­lar­nej:

[…] dla­cze­go tekst pio­sen­ki nie jest poezją i dla­cze­go żad­ne sło­wa pio­sen­ki nie wytrzy­mu­ją – w mojej opi­nii – pró­by jako tekst dru­ko­wa­ny. Dobre tek­sty pio­se­nek nie są dobry­mi wier­sza­mi, bo nie muszą. Wier­sze są zapi­sa­ną w samych sło­wach „par­ty­tu­rą” wyko­na­nia, czy­li odczy­ta­nia. Sło­wa są po czę­ści dobra­ne ze wzglę­du na spo­sób, w jaki kie­ru­ją nami, metrycz­nie i ryt­micz­nie, dzię­ki swe­mu ukła­do­wi na stro­nie (wiersz jest prze­zna­czo­ny do czy­ta­nia, choć­by bez­gło­śne­go, a tego rodza­ju wska­zów­ki doty­czą­ce odczy­ta­nia są w rów­nej mie­rze aspek­tem form wier­sza „wol­ne­go” co for­mal­nie ustruk­tu­ry­zo­wa­ne­go). W prze­ci­wień­stwie do tego „par­ty­tu­rą” dla tek­stów jest sama muzyka[3].

I wła­śnie tak jest z tek­sta­mi Sta­chu­ry – sło­wa jego pio­se­nek nie muszą wytrzy­my­wać pró­by jako tekst dru­ko­wa­ny, nato­miast zna­czą jako utwo­ry wyśpie­wa­ne. Poznał się na tym wybit­ny kry­tyk lite­rac­ki i poeta, Zbi­gniew Bień­kow­ski, któ­ry jako jeden z nie­licz­nych oddał spra­wie­dli­wość tej odmia­nie sztu­ki sło­wa auto­ra Wal­ca nad Mis­si­si­pi, wpi­su­jąc pio­sen­ki Sta­chu­ry w kon­wen­cję son­gu, pod­czas gdy więk­szość kry­ty­ków i bada­czy lite­ra­tu­ry uwa­ża­ła pio­sen­ki Ste­da za sła­be. Przy­po­mnij­my, co pisał Bień­kow­ski:

Song ma swo­ją tra­dy­cję odręb­ną. Żywioł, spon­ta­nicz­ność jest jego, jeśli się tak moż­na wyra­zić, mode­lem. U nas za jedy­ną świa­do­mą pró­bę nawią­za­nia do tego gatun­ku uwa­żam twór­czość pio­sen­kar­ską Edwar­da Sta­chu­ry. Sta­chu­ra pisze wła­śnie songi[4].

Są to, zda­niem kry­ty­ka, „bar­dzo inte­re­su­ją­ce i prze­ko­ny­wa­ją­ce pró­by uzy­ska­nia spon­ta­nicz­no­ści pry­mi­ty­wu, gdzie nie o dosko­na­łość wyra­zu cho­dzi, ale o zapi­sa­nie nie­za­fał­szo­wa­nej przez żad­ną kon­wen­cję emocji”[5]. Moim zda­niem wła­śnie o to cho­dzi w pio­sen­kach auto­ra Falu­jąc na wie­trze, a co świet­nie uchwy­cił Bień­kow­ski – o rodzaj szla­chet­nej pro­sto­ty tych tek­stów, ocie­ra­ją­cej się o wyra­że­nie pry­mi­tyw­nych, pier­wot­nych instynk­tów i doświad­czeń czło­wie­ka. Kon­wen­cja son­gu nie tyl­ko nie fał­szu­je tych sta­nów emo­cjo­nal­nych, ale je wydo­by­wa, pozwa­la na zna­le­zie­nie takich spo­so­bów wypo­wie­dzi – wyśpie­wów pio­sen­ko­wych, któ­re odda­ją uczu­cia w ich suro­wej, jeśli moż­na tak okre­ślić, for­mie.

To też wła­śnie uda­ło się Toma­szo­wi Organ­ko­wi – zna­leźć odpo­wied­ni język muzy­ki i gło­su, by wyśpie­wać tre­ści dwóch son­gów Edwar­da Sta­chu­ry.

Posłu­chaj­my naj­pierw pio­sen­ki Jestem niczyj (czas trwa­nia: 3’30’’). Wer­sja Organ­ka róż­ni się od wer­sji auto­ra Jak, dla­te­go spójrz­my naj­pierw na tekst Stachury[6], a następ­nie
na tekst zmie­nio­ny przez muzy­ka:

Mia­łem ojca, mia­łem mat­kę,
Mia­łem bra­ci, mia­łem sio­strę,
Mia­łem też,
Mia­łem też przy­ja­ciół trzech.
Było dobrze, było źle,
Ale zawsze jakoś było.

Potem ona się zja­wi­ła,
Wszyst­ko dla niej porzu­ci­łem
I kocha­łem ją, kocha­łem,
Śmier­ci nic się nie lęka­łem,
Potem poszła, luty był,
Już nie żyje ten, co żył.

Nie mam ojca, nie mam mat­ki,
Nie mam bra­ci, nie mam sio­stry,
Nie mam też (szum, wie­trze, szum),
Nie mam też przy­ja­ciół już.
Cho­dzę tu, cho­dzę tam,
W tłu­mie ludzi zawsze sam.

Nie mam już nic.
Nie mam już nic.
Ale też nikt mnie nie ma.
Nikt mnie nie ma.
Nikt mnie nie ma.
Nie ma mnie nikt.

Jestem niczyj.
Jestem niczyj.
Jestem niczyj.

Wer­sja Toma­sza Organ­ka:

Mia­łem ojca, mia­łem mat­kę,
Mia­łem bra­ta, mia­łem sio­stry,
Mia­łem też,
Mia­łem też przy­ja­ciół trzech.

Potem ona się zja­wi­ła,
Wszyst­ko dla niej porzu­ci­łem
I kocha­łem ją, kocha­łem,
Śmier­ci nic się nie lęka­łem,
Potem poszła, luty był,
Już nie żyje ten, co żył.

Nie mam ojca, nie mam mat­ki,
Nie mam bra­ta, nie mam sióstr,
Nie mam też,
Nie mam też przy­ja­ciół już.
Cho­dzę tu, cho­dzę tam,
Z tłu­mem ludzi zawsze sam.

Nie mam ojca,
Nie mam mat­ki.
Jestem niczyj, niczyj.
Ale też nikt nie ma mnie.
Jestem niczyj.
Ale też nikt nie ma mnie.

Pier­wo­druk tego tek­stu miał miej­sce w „Kame­nie”, w nume­rze 15., 16 lip­ca 1972 roku. Ta pio­sen­ka o zła­ma­nej miło­ści w inter­pre­ta­cji muzycz­nej i gło­so­wej Toma­sza Organ­ka dosko­na­le wpi­su­je się w wyśpie­wa­ny przez nie­go świat emo­cji na pły­cie Głu­pi, sądzę, że jest dal­szym cią­giem opo­wie­ści tego pie­śnia­rza o „ranie w ser­cu”. „Nazy­wam się Orga­nek / mam w ser­cu ranę”, „Nazy­wam się Orga­nek / mam w ser­cu kamień” – tak śpie­wa w roz­po­czy­na­ją­cym pły­tę utwo­rze pod tytu­łem Nazy­wam się Orga­nek. Nic dziw­ne­go zatem, że arty­sta się­gnął wła­śnie po ten tekst Sta­chu­ry – uczy­nił z tego son­gu swo­ją wła­sną wypo­wiedź, to kolej­na opo­wieść o samot­no­ści i gnie­wie, wpi­su­ją­ca się w całość jede­na­stu pio­se­nek albu­mu Głu­pi. Krą­żek ten jest bowiem kohe­rent­ną i kon­se­kwent­ną kom­po­zy­cją histo­rii o rela­cjach dam­sko-męskich, o pul­su­ją­cych uczu­cia­mi związ­kach kobiet i męż­czyzn.

Jestem niczyj to pro­sta w war­stwie słow­nej opo­wieść o porzu­ce­niu męż­czy­zny przez uko­cha­ną, wspo­mnie­nie dobre­go i złe­go cza­su miło­ści – szcze­gól­nie inte­re­su­ją­cy wyda­je mi się w tym tek­ście wers „Śmier­ci nic się nie lęka­łem”, któ­ry wpi­su­je się w całość twór­czo­ści Sta­chu­ry, ponie­waż obse­syj­nie pisał on o śmier­ci i prze­mi­ja­niu, to był głów­ny temat jego pro­zy i poezji. Anna Mał­czyń­ska, autor­ka wyda­nej w roku 2014 książ­ki Z padłych wsta­wa­nie. O melan­cho­lii w pisar­stwie Edwar­da Sta­chu­ry[7], świet­nie opi­sa­ła to, że cała twór­czość auto­ra Sanc­tus sytu­uje się w polu oddzia­ły­wa­nia melan­cho­lii, pio­sen­ka Jestem niczyj to przy­kład na taki wła­śnie rodzaj wypo­wie­dzi melan­cho­lij­nej, w któ­rej znać poczu­cie utra­ty, kru­cho­ści ist­nie­nia, samot­no­ści, lęku, doj­mu­ją­ce­go smut­ku i żalu. W inter­pre­ta­cji Toma­sza Organ­ka ten song ma blu­eso­we zabar­wie­nie – opo­wieść pie­śnia­rza o kobie­cie, któ­ra ode­szła od męż­czy­zny, jest uni­wer­sal­ną histo­rią o depre­syj­nym wrzu­ce­niu w stan bez­na­dziei i bez­sen­su. Wyśpie­wa­nie powtó­rzeń ma na celu wykrzy­cze­nie bólu, znie­chę­ce­nia, roz­pa­czy, „czar­nej żół­ci”, a nade wszyst­ko – pora­ża­ją­cej samotności[8]. Tomasz Orga­nek nie­co zmie­nił tekst Sta­chu­ry, ale nie uszko­dził przez to wymo­wy utwo­ru, tekst nie stra­cił przez to na kom­po­zy­cyj­nej war­to­ści. Wyda­je mi się, że głos śpie­wa­ją­ce­go gita­rzy­sty rewe­la­cyj­nie oddał sens son­gu – ból i gniew po stra­cie uko­cha­nej, emo­cje pora­nio­ne­go czło­wie­ka, lament zała­ma­ne­go męż­czy­zny. Pro­ste rymo­wa­nie odsy­ła zresz­tą do gatun­ku śre­dnio­wiecz­nych lamentów[9], utwór wyra­ża żało­bę po stra­cie miło­ści, cier­pie­nie i smu­tek, jest napi­sa­ny w kon­wen­cji supli­ka­cji, lamen­tu z cha­rak­te­ry­stycz­nym dla tych gatun­ków nie­co pry­mi­tyw­nym rymo­wa­niem, co w tej pio­sen­ce świet­nie się spraw­dza. Song – lament po stra­cie uko­cha­nej kobie­ty uda­ło się wyśpie­wać Toma­szo­wi Organ­ko­wi w prze­ko­nu­ją­cy arty­stycz­nie i este­tycz­nie spo­sób, jego gra na gita­rze dopeł­ni­ła ten kapi­tal­ny wyraz – dzię­ki takiej kom­po­zy­cji muzycz­nej, opar­tej na blu­eso­wym idio­mie i zaaran­żo­wa­nej w roc­ko­wym, dyna­micz­nym, peł­nym wita­li­zmu i gnie­wu brzmie­niu, sło­wa Sta­chu­ry zna­la­zły zna­ko­mi­te muzycz­ne dopeł­nie­nie, a przez to nie rażą banal­no­ścią, widocz­ną w tym tek­ście w dru­ku. Zasłu­gą Organ­ka jest oca­le­nie utwo­ru auto­ra Glo­rii, woka­li­sta i gita­rzy­sta spra­wił, że pio­sen­ka ta żyje i może spra­wiać słu­cha­czo­wi przy­jem­ność este­tycz­ną.

 


[1] Jest to tekst kon­fe­ren­cyj­ny, wygło­szo­ny prze­ze mnie 5 paź­dzier­ni­ka 2015 roku na Ogól­no­pol­skiej Kon­fe­ren­cji Nauko­wej „Edward Sta­chu­ra. For­my pamię­ci, zna­ki cza­su” na Uni­wer­sy­te­cie Miko­ła­ja Koper­ni­ka w Toru­niu. Jego publi­ka­cja zapla­no­wa­na jest w tomie pokon­fe­ren­cyj­nym, któ­ry ma się uka­zać w Toru­niu w tym roku.
[2] Pod­sta­wą inter­pre­ta­cji są wyko­na­nia pod­czas kon­cer­tu zaty­tu­ło­wa­ne­go Wszyst­ko jest poezja, poświę­co­ne­go twór­czo­ści Edwar­da Sta­chu­ry z oka­zji 100-lecia Odno­wie­nia Tra­dy­cji Naucza­nia w Języ­ku Pol­skim na Poli­tech­ni­ce War­szaw­skiej i Uni­wer­sy­te­cie War­szaw­skim, któ­ry odbył się 19 lute­go 2015 r. w Auli Poli­tech­ni­ki War­szaw­skiej. Opu­bli­ko­wa­ny na kana­le YouTu­be 28. 02. 2015 r., dostęp: 4. 10. 2015 r.
[3] S. Frith, Sce­nicz­ne rytu­ały. O war­to­ści muzy­ki popu­lar­nej, przeł. Marek Król, Kra­ków 2011.
[4] Z. Bień­kow­ski, Song, „Kul­tu­ra” 1974, nr 3.
[5] Tam­że.
[6] Korzy­stam z kla­sycz­ne­go wyda­nia: E. Sta­chu­ra, Wier­sze, poema­ty, pio­sen­ki, prze­kła­dy, redak­tor tomu Zie­mo­wit Fedec­ki, wstęp Krzysz­tof Rut­kow­ski, War­sza­wa 1982, s. 222.
[7] A. Mał­czyń­ska, Z padłych wsta­wa­nie. O melan­cho­lii w pisar­stwie Edwar­da Sta­chu­ry, Kra­ków 2014.
[8] Por. D. Kaja, Zjed­no­czo­ne sta­ny samot­no­ści. Dys­kur­sy samot­no­ści ame­ry­kań­skiej w tek­stach lite­ra­tu­ry pol­skiej XX wie­ku, maszy­no­pis pra­cy dok­tor­skiej, Toruń 2013.
[9] Por. A. Litwor­nia, Pro­ble­ma­ty­ka lamen­tów chłop­skich, [w zbio­rze:] Lite­ra­tu­ra i meto­do­lo­gia, red. J. Trzy­na­dlow­ski, Wro­cław 1970.