Wybieganie z jasności
Lynn Suh
Strona cyklu
WytłumaczeniaLynn Suh
Urodzony w 1982 roku w Bostonie, USA. Tłumacz współczesnej poezji polskiej. Były redaktor naczelny czasopisma poświęconego współczesnej poezji amerykańskiej i polskiej, WIDMA. Jego eseje, przekłady i wiersze są publikowane m.in. w "Berlin Quarterly", "biBLiotece", "Fence", "Kontencie" i "Versopolis". Obecnie mieszka w Seulu w Korei Południowej i jest doktorantem na Wydziale Polonistyki na Hankuk University of Foreign Studies.
Wybieganie z raju (Tomasz Pułka)
Kominy pracują na nasze zamyślenie, mają astmę,
oddychają ciężko. Czekam aż skończysz wpatrywać się
w tę niebieską cegłę wiszącą nad nami, zauważyłeś,
jak rzadko używamy w rozmowie kolorów? Każde
dopowiedzenie kończy się na brzegu ławki, martwieje.
Wiesz dobrze jak była nieśmiała. Zawsze siadała
na moich kolanach, a ty w myślach cedziłeś: dziwka.
Teraz myślę że brało się to ze zwyczajnego zrozumienia,
nie z zazdrości, a rodzinnego powinowactwa.
Chodź, bo spadnie nam jeszcze na głowy. Byłoby
niedobrze wracać do domu z oskarżeniem
o dewastację nieba. Przyspiesz kroku,
ta cegła obrasta sadzą. Rzęsy się tlą.
Running from Paradise (by Tomasz Pułka)
Chimneys labor in our thoughts, have asthma,
and breathe heavily. I’m waiting till you finish gazing
at the blue brick hanging above us; you noticed
how rarely we employ colors in our conversation? Each
additional remark concludes on the edge of a bench, becomes numb.
You know well how shy she was. She always sat
on my knees, and you said to yourself: slut.
Now I think that that was to be understood simply as empathy,
not jealousy, but family affinity.
Let’s get going because it’s going to fall on our heads. It’d be
no good to return home being accused
of devastating the sky. Hurry up,
the brick is cloaked in soot. Eyelashes are smoldering.
*
Jeśli chodzi o potrzebę, aby wiersze znaczyły coś, jakże nieszczelne są granice niektórych współczesnych wierszy, a zwłaszcza wierszy Tomasza Pułki – wszelkie pozory znaczenia w jego poezji zawsze jakoś wyciekają zanim się zdąży wyciągnąć ręce, aby pochwycić „przebłysk mądrości”. To akurat była główna skarga pewnego Pana na festiwalu Stacja Literatura 22. w Stroniu Śląskim w tym roku, kiedy miał przypuszczalnie swoją pierwszą okazję usłyszeć wiersze Pułki. ‘Nic nie znaczą. Po co czytać?’ I większość z nas naraz wstrzymała oddech, bo ile razy można odgrzewać tego samego kotleta, odgrzewanego pewnie z milion razy, albo i więcej, przez ostatnie 95 lat, od czasu publikacji Ziemi jałowej T. S. Eliota, kiedykolwiek to miało miejsce dokładnie. Nie mam tu zamiaru dorzucać swoich trzech groszy, bo perora to perora.
Ale tamtego wieczoru miałem ochotę zareagować na stwierdzenia tego Pana. Nie mogłem z dwóch powodów. Po pierwsze, bałem się, że moja nerwowość rozerwie mój język polski na niezrozumiałe strzępy, i po drugie, trudno mi było przypomnieć sobie dokładnie, co chciałem powiedzieć dlatego, że chciałem po prostu papugować to, co usłyszałem w radiu dawno temu. Teraz, pisząc we własnym pokoju, mogę powtórzyć główny wątek tej audycji: to błąd łączyć brak jasności z niezrozumiałością, a co więcej, niejasność może wiele znaczyć i przekonywać z większą mocą niż jasność. A czyje to słowa? Nikogo innego jak tylko John’a Ashbery’ego, który nazywał siebie nieobliczalnym surrealistą, albo według jego własnych słów: „a hare-brained surrealist”.
W pewien sposób, może dzięki Ashbery’emu i temu, co zrobił dla języka amerykańskiego, tłumaczenie wierszy Pułki było w miarę łatwe. To Ashbery, wraz z Frankiem O’Harą i innymi, był tym, który otworzył bramy poezji amerykańskiej i wpuścił wszelki rodzaj odchyleń, i od tamtego czasu wszystko, prawie wszystko, stało się poetycko koszerne w Stanach, jak w wizji tego świętego, któremu wręcz nakazano jeść wszystkie zwykłe i ‘nieczyste’ zwierzęta, bo nareszcie wolno było jeść swobodnie. A wracając do Pułki, tłumacząc, miałem wrażenie, że język amerykański przyjął poezję Pułki z otwartymi ramionami i jakby z gotowością do bycia rozciąganym przez jego wyobraźnię (niekoszerną dla niektórych) – może to trochę głupie, ale taka ceremonia powitalna miała miejsce w mojej głowie. Jednocześnie, muszę przyznać, że wybrałem do tłumaczenia na Stację Literatura 22. te nieco łatwiejsze wiersze, a to z uwagi na ograniczenia czasowe, więc nie jestem w stanie w pełni ocenić trudności przekładu poezji Pułki na angielski.
I jeszcze jedna sprawa: sadza, która pojawia się w ostatniej linijce wiersza przestawionego powyżej. Jest jej sporo w Krakowie, i wraz z nadejściem zimy będzie jej więcej, w powietrzu, na ścianach i oknach, i ostatecznie w płucach. Dlatego często przypominam sobie w zimie wiersz Franka O’Hary zatytułowany „Pieśń”: „Czy to jest brudne / czy to wygląda na brudne / o tym myślisz w mieście co / … / nie odmawiasz oddychania, czyż nie”. Na tak postawione pytanie zawsze odpowiadam, że jednak czasem odmawiam oddychania w Krakowie, szczególnie idąc Mostem Dębnickim, ale obawiam się, że odbiegam od tematu. W tym samym wierszu czytam: „przejedź palcem po umyśle nie pokrytym mchem / ta sadza to nie myśl”. Powiem tylko tyle, że dostrzegam interesujący rezonans między tym wierszem O’Hary, a wierszem Pułki. Obaj oni piszą o nieładzie miejskim… ładnie, i o tych dwóch wierszach będę pamiętał, chodząc ulicami Krakowa tej zimy, wstrzymując oddech.