Wyjechały
Wioletta Grzegorzewska
Strona cyklu
WyspaWioletta Grzegorzewska
Pseudonim Wioletta Greg; urodzona w 1974 roku w Koziegłowach. Po ukończeniu filologii mieszkała w Częstochowie, a następnie na wyspie Wight w Wielkiej Brytanii. Opublikowała kilka tomów poetyckich, wybór wierszy i próz Wzory skończoności i teorie przypadku/ Finite Formulae and Theories of Chance (wiersze przełożył Marek Kazmierski), minibook Polska prowincja (wraz z Andrzejem Muszyńskim), książkę prozatorską Guguły, której adaptację (w Polsce i w Mołdawii) wystawiał białostocki Teatr Dramatyczny (reż. Agnieszka Korytkowska-Mazur). Laureatka Złotej Sowy Polonii w Wiedniu oraz finalistka nagród literackich: Nike, Gdynia oraz międzynarodowej The Griffin Poetry Prize w Kanadzie. Przekładana na angielski, hiszpański, kataloński, francuski i walijski.
Marta, tłumaczka, związana zawodowo z brytyjskim wydawnictwem Pan Macmillan, w chwili przeprowadzki do Wielkiej Brytanii ma za sobą jakieś pięć lat zawodowego przekładu: ustnego, pisemnego, literackiego, akademickiego, z angielskiego i na angielski; do Londynu jedzie w lipcu 2011 – jak mówi przekornie, całe życie temu. W Swansea czeka na nią wynajęte mieszkanie. Południe Walii przypomina jej Śląsk, gdzie się wychowała. Rząd ceglanych domków przy fabryce w Newport to prawie katowicki Nikiszowiec, który był kiedyś osiedlem robotniczym dla górników. Za oknem nowego mieszkania Marta widzi przepiękną zatokę Swansea Bay, odkłada walizki i chodzi po mieszkaniu, jakby nie mogła uwierzyć, że to już, i że na dłużej.
Marzena jest tłumaczką literatury koreańskiej, agentką literacką, od jedenastu lat mieszka w Maidenhead nad Tamizą, gdzie prowadzi szkołę językową dla dzieci. Dzięki swej elastyczności i poświęceniu zdołała już zrealizować część swoich planów: wraz z koleżanką ze studiów, Edytą, założyła w Polsce pierwsze na świecie wydawnictwo promujące literaturę koreańską, przełożyła ulubione koreańskie powieści. Do Polski jeździ często ze względu na wydawnictwo i sprawy osobiste; czuje, że już zawsze będzie miała dwa domy.
Anna, tłumaczka i poetka, pochodzi ze Słupska, wyjeżdża do Londynu w grudniu 2003 roku, gdzie jakiś czas pracuje jako niania. W wierszu zapisuje: „Co wieczór uczę się tu dnia na pamięć”, ale nie ma poczucia, że jest w obcym miejscu, zna stolicę Wielkiej Brytanii na wylot, bo od matury przyjeżdża tu w wakacje, żeby szkolić angielski. Przez pierwszych kilka miesięcy trzyma się twardo opcji, że po roku wróci do kraju. Zresztą, jak mówi, wszystko w Polsce zostawiła „zawieszone na haczyku” na rok: mieszkanie, pracę, przyjaźnie, całe życie, by było do czego wracać; a może jednak fajnie było sobie udowodnić, że zapuszczenie korzeni w jednym miejscu nie oznacza, że nie można się już nigdzie indziej przesadzić, choćby tymczasowo?
Małgorzata, poetka i redaktorka, nie jedzie w nieznane, wybiera się do mężczyzny, który, jak czuje, jest częścią jej. Zanim 10 sierpnia 2012 roku wieczorem wyleci z Poznania do Dublina, musi pozamykać wszystkie sprawy związane z domem, przygotować dokumenty, pożegnać się ze znajomymi, rodziną. Poetka zatrzymuje się na irlandzkiej prowincji Connachtu. Wyjazd ma zmienić w jej życiu wszystko. W kraju czekałyby na nią: rywalizacja o pracę, o znaczenie, o życie. W Irlandii znajduje wszystko, co kocha: góry, ocean, ale czy to wystarczy, żeby zostać tam na stałe?
Agnieszka, tłumaczka, nauczycielka języka angielskiego, autorka biografii o Izyku-Mendlu Bornsteinie, pochodzi ze Szczekocin. W Rosh Haayin w Izraelu mieszka od 2010 roku. Na decyzję wyjazdu mają wpływ tragiczne wydarzenia z przeszłości, dzięki którym, paradoksalnie, odnajduje miłość swego życia: „Zostałam gojowskim Żydem-tułaczem” – myśli któregoś razu na lotnisku: Ben Guriona czy Fryderyka Chopina, po których tuła się od kilku lat. Polska, Izrael, Polska. Nie wie, gdzie wraca, a gdzie wyjeżdża. Nie wie, gdzie jest jej dom.
Joanna jest poetką i psycholożką. W 1992 roku jej ojciec dostaje pracę na dalekiej Północy, w norweskim Kirkenes, gdzie zima trwa od października do maja. W roku 2012 poetka debiutuje tomem wierszy po norwesku i tłumaczy fragmenty Kronosa Witolda Gombrowicza, mieszka w niedaleko centrum Oslo, w dzielnicy zwanej Góra Świętego Hansa, w wielkim ceglanym budynku, gdzie wcześniej mieszkali robotnicy, a teraz głównie studenci i młodzież. – Bycie człowiekiem to przeżywanie wszystkiego zawsze od nowa – opowiada Joanna.
Maria, tłumaczka i redaktorka, niewiele pamięta z dnia wyjazdu. Nic dziwnego. Ma zaledwie cztery lata, gdy jej rodzina postanawia skorzystać z okazji i decyduje się na opuszczenie kraju. Jest rok 1957, czasy odwilży gomułkowskiej, gdy wreszcie można załatwić paszport, a władza znosi zakaz posiadania obcych walut. Nie jadą w ciemno. W Londynie czekają na nich dziadkowie. Maria jest znaną w Wielkiej Brytanii poetką, ale na publikację pierwszego tomu Cedry z Walepole Park w Polsce musi czekać kilkadziesiąt lat. Nigdy nie zmienia trudnego do wypowiedzenia w anglojęzycznym świecie nazwiska, a jej rodzina do dziś przechowuje bilet z pierwszego lotu Warszawa–Bruksela–Londyn.
Ja ułożyły się ich losy poza Polską? Co zapamiętały z dnia wyjazdu i czy zdecydowały się na powrót do kraju? Zapraszam do lektury moich rozmów z cyklu „Wyjechały”, które, dzięki uprzejmości Biura Literackiego, będę publikować w 2016 roku biBLiotece.