Zegarek Derridy
Tadeusz Pióro
Strona cyklu
Osobista historia językaTadeusz Pióro
Urodzony 15 marca 1960 roku w Warszawie. Poeta, tłumacz, felietonista. W roku 1993 obronił doktorat na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley (o twórczości Jamesa Joyce'a i Ezry Pounda). Do roku 1997 wykładał na Southern Methodist University w Dallas, obecnie adiunkt anglistyki w Instytucie Anglistyki. W latach 2000-2005 felietonista kulinarny „Przekroju”, oraz miesięcznika „Pani” (w latach 2005-2013). Redaktor naczelny „Dwukropka” (2002-2003). Mieszka w Warszawie.
Na konferencji w nadmorskim kurorcie we Włoszech spotykam Jacquesa Derridę. Jest bardzo serdeczny. Zachęca, by dać mu książki do podpisania. Mam trzy książki, choć nie jego autorstwa. Podpis wygląda mniej więcej tak:
&
Trochę mnie to dziwi, bo widziałem już całkiem inny podpis Derridy na końcu eseju „Signature Event. Content”. Ale może to z pośpiechu, przez całą konferencję Derrida nic, tylko podpisuje książki, chyba właśnie po to tam przyjechał.
Po konferencji idziemy do kawiarni. Derridzie podoba się zegarek kelnera. Kelner jest Polakiem, więc Derrida prosi, żebym zapytał, za ile go odstąpi. Jednocześnie wyjmuje z kieszeni gruby plik dolarów. Widząc to, kelner mówi, że za trzy tysiące. Derrida wymienia pieniądze na zegarek. Zegarek jest duży i kanciasty, wygląda jakby połączono w nim kilka urządzeń do pomiaru nie wiadomo czego, na tarczach i monitorach kręcą się wskazówki i migają cyferki. Derrida zakłada go na przegub i mówi: A miałem wracać do Paryża taksówką…