Zimny drań
Małgorzata Kolankowska
Strona cyklu
Ogród kobietyMałgorzata Kolankowska
Hispanistka, medioznawca, tłumacz przysięgły. Doktor nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa. Adiunkt w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego.
Jest taki typ faceta, który wydaje się wyjątkowo interesujący. Zwykle ma w sobie to coś. To bliżej nieokreślone coś sprawia, że w Polsce mówi się o nim ciacho, a w Hiszpanii bombón (dosłownie: czekoladka, taka wyjęta z bombonierki). Ciacho i cukiereczek łączą się ze słodyczą, są zwykle apetyczne, lśniące, lukrowane bądź polane smakowitym kremem. Przyciągają wzrok, budzą pożądanie i zwykle nie można im się oprzeć. Każda dbająca o siebie kobieta, chcąca być fit, dwa razy się zastanowi, zanim sięgnie po smakołyk. Często jednak, policzywszy zgubne kalorie, stwierdza, że pokusa jest tak silna, że nie jest w stanie się jej oprzeć. I wyciąga rękę po zabronione łakocie. Każda dbająca o dobrą reputację kobieta wie, że nie przystoi samej sięgać po zakazany owoc, więc przyjmuje taktykę lekko nieprzystępnej cnotki-idiotki, co na Niego działa niczym woda na młyn czy płachta na byka. On podejmuje wyzwanie. Im bardziej chłodna, tym ciekawsza gra. Budzi się w nim pierwotny zew łowcy. To właśnie wtedy żelowy (a niekiedy zgrabnie zakamuflowany pierdoła) zaczyna polowanie. Zimny drań – to jeden z najciekawszych typów męskich, uwielbiany przez pisarzy i reżyserów. Od takich właśnie szczwanych lisów roi się w literaturze iberoamerykańskiej. Każdy z dyktatorów – i patriarcha Márqueza i Trujillo odrysowany przez Vargasa Llosę z precyzją równie szczwanego lisa (swoją drogą Vargas Llosa, i jego syn również, mają w sobie to coś i nawet pomimo wieku Vargas wydaje się pociągający, a jego biografia mówi sama za siebie) – jest zimny, wyrachowany, pociągający (a nawet, jeśli taki nie jest, wmawia się kobietom, że dostały się w ręce mistrza – jak w przypadku Uranii ze Święta kozła, która została zaszczycona tym, że rozdziewiczył ją sam tytułowy cap) i nie przyjmuje sprzeciwu, zawsze dostaje to, czego chce, a jeśli nie może, to i tak upodli kobietę. Zimny drań to jedna z twarzy słynnego macho, których nie brakuje na kartach hiszpańskich powieści. Zwykle zadbany, elegancki, nosi markowe ciuchy. Zdarza się, że daleko mu do ideału piękna, ale nadrabia tym czymś, czyli inteligencją, głosem, błyskotliwością. Macho też wie, czego chce, a zawsze pragnie tego samego. A czasami marzy jedynie o poniżeniu kobiety. Tutaj przychodzi mi na myśl pewien lekarz, ginekolog zresztą, który miał w sobie coś z drania – świadomie sprawiał ból pacjentkom, bez szacunku, bez ceregieli, z mordą. Był brutalny przy badaniu, jak większość z tego szpitala, który mam na myśli. Na pozór słodcy, uwodzicielscy mężczyźni, pielęgniarki, jak te z opowiadania Mariny Mayoral Przezroczyste ciała, wodziły za nimi maślanymi oczami, a tak naprawdę, w stosunku do pacjentek, bezwzględni. Pacjentki zamieniały się w kawałki mięsa do zbadania, zabiegu. Chyba z powodu takich właśnie doświadczeń uwielbiam to opowiadanie. Przynajmniej tłumacząc, miałam słodkie poczucie zemsty.
Ciekawe, że to często mężczyźni piszą o innych mężczyznach, demaskując ich działania, bo kiedy piszą tak kobiety, jest w tym fascynacja oraz idące z nią w parze rozczarowanie, a kiedy wypowiada się druga płeć (niech będzie, że dla mnie słaba) jest w tym precyzja i być może odrobina zazdrości. Dziś piszę o facetach, bo po raz pierwszy zaczytałam się w Arturze Perezie Reverte. Nie pociągał mnie nigdy, ale ponieważ dostałam w prezencie jego ostatnią powieść Mężczyzna, który tańczył tango, nie pozostało mi nic innego, jak zacząć ją czytać. To piękny portret zimnego, wyrachowanego drania. Drania, którego chciałoby się poznać, którego widzi się oczami tej kobiety, którą on delikatnie, acz zdecydowanie, uwodzi. Ona opiera się bardzo krótko, on – wyrachowany gracz – nigdy się nie myli. Narracja przeplata się z rozgrywką szachową. Pojawia się dwóch wytrawnych zawodników. Niezwykła gra. Nie wiem, czy nie będę rozczarowana zakończeniem, ale, póki co, lektura jest przyjemna. Przy okazji zastanawiam się, ilu takich krąży po ulicach, a także ilu takich napotkałam. Szukają ofiar, rozglądają się, rozkochują w sobie, a potem odchodzą. Czasami rzucają powłóczyste spojrzenie i ofiara od razu wpada w ich sidła, niekiedy długo i konsekwentnie stosują sprawdzone metody podchodów: komplementy, muśnięcia dłonią, ukradkowe spojrzenia, lekko wyczuwalne ocieranie się ramieniem czy brzegiem marynarki, powolne rozgryzanie jedzenia, wino popijane drobnymi łyczkami, szarmanckie gesty, czułe słówka… Robię przegląd kolegów od przedszkola do chwili obecnej. Szybki skan przeszłości i przypomina mi się parę twarzy, typów, drani. Kobiet mieli zwykle na pęczki, szalały, dawały się uwodzić, ale później cierpiały z powodu odrzucenia. A oni? Jeden szybko założył rodzinę, bo ta z dużym biustem nie uważała i złapała go na dziecko. Inny zrobił się tak tłuściutki, że nie poznałam go na zdjęciu, które zamieścił na portalu społecznościowym, zero seksapilu, błysk w oku zniknął. Inni – są samotni. Single. Z kwiatka na kwiatek. Muszą uważać, bo coraz więcej wśród nas rosiczek.