04/04/16

Zmysł braku

Bronka Nowicka

Strona cyklu

Poręczne pudełka z zagładą. Tryptyki intermedialne
Bronka Nowicka

artystka interdyscyplinarna, pisarka, wykładowczyni Wydziału Reżyserii Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Absolwentka PWSFTviT oraz Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Publikuje w magazynach i antologiach, m.in.: „Poetry Wales”, „Modern Poetry in Translation” (Anglia, 2017), „The Cinnamon Review of Short Fiction” (Anglia, 2018), „Michigan Quarterly Review”, „Tripwire”, „LIT” (USA, 2019), „Znak” (2017/2019), „Pismo” (2019), „Powidoki” (2019/2020). Laureatka Nagrody Literackiej Nike oraz Złotego Środka Poezji za książkę Nakarmić kamień (2016). W 2017 roku została laureatką projektu New Voices from Europe realizowanego w ramach platformy Literary Europe Live i wspierającego wyróżniających się europejskich pisarzy po debiucie.

Memo­riu­sze, oca­la­łe frag­men­ty:

Naukę dobie­ra­nia słów łączą tu ze sztu­ką doty­ku. Zanim ktoś wypo­wie mięk­ka sierść, lata­mi trzy­ma dło­nie na psim łbie.

Ze spi­chle­rzy wyda­ją głód – przy­pra­wę pobu­dza­ją­cą zmysł bra­ku. Król ufa, że nie­do­syt jest sale­trą rze­czy podat­nych na nie­byt: co nie prze­trwa w soli, zacho­wa się w gło­dzie. Żad­ne­go mitu nie utnie się jak mate­ria­łu na płaszcz, któ­re­go poły będą wle­czo­ne po życiu. Dzię­ki przy­pra­wie pod­da­ni kró­le­stwa nie zna­ją miło­ści prze­brzmia­łych, tyl­ko nie­speł­nio­ne. Wyzna­wa­ną reli­gią jest bez­dech. Wszel­kie doj­rze­wa­nie bie­rze się za bunt. Do czer­wo­nych owo­ców posy­ła­ni są kaci.

Mie­siącz­ku­ją­cą kró­lo­wą wywo­żą na ośnie­żo­ne pola. Roz­bie­ra­ją do naga, zwią­zu­ją nogi i ręce. Porzu­ca­ją. Wra­ca­jąc – bar­dzo już zmę­czo­na – musi peł­znąć. Wte­dy zosta­wia na śnie­gu smuż­kę krwi. Z wie­ży zam­ku król podzi­wia ten kobie­cy szlak.

Zarzą­dził – jej brzuch nigdy nie wydmie się dziec­kiem. Powie­dział: noś wszyst­kie dro­go­cen­ne kamie­nie z wyjąt­kiem tego. Jeśli kie­dyś przy­nie­siesz mi ten kamień, przy­wią­żę ci inny do szyi i poślę was do rze­ki. Cza­sem kró­lo­wa przy­mie­rza dziec­ko przed lustrem. Wypi­na udra­po­wa­ną suk­nię. Trwa to chwi­lę. Za krót­ko, żeby nało­żyć fastry­gę.

– Umrzyj mnie albo żyj – mówi kró­lo­wa do kró­la.
– Hodu­ję oba­wy – odpo­wia­da.

Cze­ka, aż prze­je­dzie orszak: zarzu­ca gło­wą, bio­drem, ręką. Gło­wa, bio­dro, ręka. Gdy idzie, tik ma ten sam rytm. Tak przed­sta­wia się jego obłęd – bez potrze­by uchy­la­nia kape­lu­sza. Tutej­si sza­leń­cy przyj­mu­ją słod­ką komu­nię. Król jest hoj­ny – z wpra­wą celu­je kost­ka­mi cukru w prze­ro­śnię­te języ­ki.

Poda­no do ust. Jej kości­ste syla­by, jemu zda­nia nadzie­wa­ne sen­sem. Je ręka­mi. Póź­niej żąda wody. Potem wsta­je. Inni kró­lo­wie gła­dzą kar­ki kró­lo­wych, gnio­tą im usta moź­dzie­rzem języ­ka. Król, gdy wsta­je, już tyl­ko wycho­dzi. Teraz kró­lo­wa może wyżąć twarz. W kału­ży na posadz­ce pra­cu­ją psie języ­ki. Nic nie mar­nu­je się w krwio­bie­gu kró­le­stwa.

Gdy kró­la znu­dzi­ła tępo­ta obrzę­dów, usta­no­wił bestia­riu­sze: spę­dzo­ny przed rzeź­nię miej­ską dwór dwo­ru­je z sie­bie. Ludzie szy­dzą, celu­ją pal­ca­mi w cudzą brzy­do­tę, lęk, wadę. Król też się zja­wia. Paro­diu­je zwie­rzę­ta pro­wa­dzo­ne na śmierć: prze­drzeź­nia przed rzeź­nią.

W zbu­twia­łych księ­gach zapi­sa­no: kobie­ta win­na mieć zaję­te ręce, w prze­ciw­nym razie ma zaję­te myśli. Dwór ota­cza czcią sta­re sen­ten­cje. Co wie­czór ślą kró­lo­wej koron­czar­kę. Pochy­lo­ne nad mot­ka­mi pra­cu­ją nad kró­lew­ską kochan­ką. Mister­na robo­ta – wypleść dobre cia­ło. Gdy ostat­nia pętel­ka zosta­je zacią­gnię­ta, koron­czar­ka wycho­dzi. Jeśli kró­lo­wej uda­je się stwo­rzyć gole­ma z kor­don­ków, król budzi się zado­wo­lo­ny. Poda­ją mu her­ba­tę – sty­gnie wol­niej niż leżą­ca przy nim kobie­ta. Zanim się prze­cią­gnie, znów sta­je się kłęb­kiem nit­ki.

Zapadł wyrok: taki sen nie mógł powstać w tym czło­wie­ku, został skra­dzio­ny. Wycią­ga­nie snu ze zło­dzie­ja koń­mi lub woła­mi jest naj­tęż­szą tor­tu­rą zada­wa­ną w kró­le­stwie. Zwie­rzę­ta zaprzę­gnię­te do jaź­ni rwą ją i cią­ga­ją ochła­py po ryn­ku. Dzie­ci bawią się nimi mimo prze­stróg matek: trą­ca­ją paty­kiem, roz­cie­ra­ją pode­szwą.

– Włóż inną – mówi król. – Ta jest jak psu z gar­dła, niech ci ją prze­pra­su­ją.
Kró­lo­wa zdej­mu­je twarz i sie­dzi łysa do koń­ca śnia­da­nia.
Król spraw­dza wyni­ki bitew i lote­rii. Dwo­rza­nie plu­ją do fosy.
Przy obie­dzie twarz kró­lo­wej jest wypra­so­wa­na.
Król uzna­je dzie­ci z nie­pra­we­go łoża – trwa to kil­ka godzin.
Po kola­cji idzie do sypial­ni kró­lo­wej.
– Czy możesz poży­czyć mi miłość, któ­rą kie­dyś ci dałem?
– Tak – odpo­wia­da. – Niech sobie przy­po­mnę, gdzie to wło­ży­łam.
Szu­ka, aż wycią­ga spod łóż­ka małe, owi­nię­te w per­ga­min.
– Nie zapo­mnij oddać – pro­si.
Król nie sły­szy. Pędzi przez kom­na­ty i scho­dy na strych, gdzie pracz­ka, któ­rej daje zawi­niąt­ko, wie­sza twarz kró­lo­wej mię­dzy prze­ście­ra­dła.


BRONKA – ZMYSŁ BRAKU – TOMOGRAFIKA I

BRONKA - ZMYSŁ BRAKU - TOMOGRAFIKA II
Bron­ka Nowic­ka, „Absen­tia”, tomo­gra­fi­ka



Bron­ka Nowic­ka, „Iko­na Regnum”, tomo­wi­deo