debaty / ankiety i podsumowania

Arabska kropla w morzu potrzeb

Marcin Michalski

Głos Marcina Michalskiego w debacie "Kogo tłumaczyć".

strona debaty

Kogo tłumaczyć?

Choć lite­ra­tu­rę arab­ską, ści­ślej mówiąc: arab­sko­ję­zycz­ną, zali­cza się do tzw. lite­ra­tur egzo­tycz­nych, to prze­cież Ara­bo­wie, miesz­ka­ją­cy w licz­bie 250 milio­nów od Maro­ka na zacho­dzie do Ira­ku na wscho­dzie, są naj­bliż­szy­mi sąsia­da­mi Euro­py. Nie­ste­ty więk­szość z nas zna ich tyl­ko dzię­ki mediom, któ­re – jeśli w ogó­le – poka­zu­ją świat arab­ski jed­no­stron­nie i ste­reo­ty­po­wo, mówiąc o nim za pomo­cą ogra­ni­czo­ne­go zesta­wu słów: „ter­ror”, „zamach”, „krwa­wy”, „fun­da­men­ta­lizm”, „auto­ry­tar­ny”, i przed­sta­wia­jąc go jako zagro­że­nie dla nas, obroń­ców demo­kra­cji i innych cnót.

Jed­nak media to ilu­zjo­ni­sta skrę­po­wa­ny oglą­dal­no­ścią, w dużym stop­niu poli­ty­ką i nie­ste­ty tak­że bra­kiem kom­pe­ten­cji (ilu pol­skich dzien­ni­ka­rzy mówią­cych o świe­cie arab­skim zna język arab­ski, a nie tyl­ko prze­pi­su­je z angiel­skie­go?). Szu­ka­jąc praw­dy, powin­no się­gać się do ksią­żek. Opra­co­wań nauko­wych i popu­lar­no­nau­ko­wych nie brak, ale nie są tak chęt­nie i czę­sto czy­ta­ne jak bele­try­sty­ka. Wie­lu czy­tel­ni­ków z przy­jem­no­ścią sko­rzy­sta­ło­by z moż­li­wo­ści dotar­cia do źró­dła, tj. wypo­wie­dzi przed­sta­wi­cie­li świa­ta arab­skie­go. Mają jed­nak nikłą szan­sę na nie tra­fić. Bar­dziej praw­do­po­dob­ne, że tra­fią na sen­sa­cyj­ne tytu­ły sku­pia­ją­ce się na nega­tyw­nych aspek­tach kul­tu­ry arab­skiej albo na przy­kład na wyssa­ne z pal­ca, lecz gło­śne rewe­la­cje Oria­ny Fal­la­ci, według któ­rej Ara­bo­wie i muzuł­ma­nie nie mają ani kul­tu­ry, ani lite­ra­tu­ry. To jed­nak, że ktoś tej lite­ra­tu­ry nie zna – albo, jak zna­na dzien­ni­kar­ka, w nie­uza­sad­nio­ny spo­sób odma­wia jej pra­wa bytu – nie ozna­cza, że lite­ra­tu­ra ta nie ist­nie­je.

Oto kil­ka liczb doty­czą­cych prze­kła­dów z arab­skie­go na pol­ski, a kon­kret­niej: prze­kła­dów pro­zy wyda­wa­nych w for­mie książ­ko­wej. Ostat­nio – a mamy ten­den­cję zwyż­ko­wą – z języ­ka arab­skie­go na pol­ski są tłu­ma­czo­ne dwa, trzy, mak­sy­mal­nie czte­ry (w rekor­do­wo płod­nym roku 2010) tytu­ły rocz­nie. To kro­pla w morzu. Na przy­kład w 2011 r. wśród 6974 tytu­łów tłu­ma­czo­nych na nasz język 61,2 % prze­ło­żo­no z języ­ka angiel­skie­go, a z arab­skie­go 0,04 %. Odkąd zaczę­to wyda­wać po pol­sku arab­skie powie­ści, czy­li od 1982 r., do chwi­li obec­nej (poło­wa 2012 roku) wyda­no łącz­nie 27 pozy­cji. Ozna­cza to, że przez te trzy­dzie­ści lat w Pol­sce tłu­ma­czo­no śred­nio mniej niż jed­ną książ­kę arab­skiej pro­zy rocz­nie. Z poezją jest oczy­wi­ście gorzej, a z dra­ma­tu pra­wie nie ma nic.

Naj­sil­niej repre­zen­to­wa­ny jest Egipt. A to dla­te­go, że na pol­ski prze­ło­żo­no aż sie­dem powie­ści autor­stwa Egip­cja­ni­na Nad­żi­ba Mah­fu­za, nobli­sty z 1988 r. Jest to jed­na czwar­ta prze­kła­dów powie­ści arab­skich dostęp­nych po pol­sku. Są jed­nak kra­je arab­sko­ję­zycz­ne, z któ­rych lite­ra­tu­ry w języ­ku pol­skim nie uka­za­ła się ani jed­na powieść, np. tak waż­ne pań­stwa jak Algie­ria, Maro­ko czy Irak, nie wspo­mi­na­jąc o mniej­szych jak Bah­rajn czy Jemen. Z Ara­bii Sau­dyj­skiej i Tune­zji mamy zale­d­wie po jed­nym prze­kła­dzie. Trze­ba oczy­wi­ście dodać, że spra­wa z Algie­rią i Maro­kiem jest szcze­gól­na. Tam duża część lite­ra­tu­ry arab­skiej powsta­je po fran­cu­sku i z tej arab­skiej lite­ra­tu­ry fran­ko­foń­skiej wyda­no po pol­sku ponad dwa­dzie­ścia tytu­łów pro­za­tor­skich. Ale w kra­jach tych ist­nie­ją tak­że zasłu­gu­ją­cy na pozna­nie pisa­rze two­rzą­cy po arab­sku, na przy­kład Muham­mad Szu­kri i Muham­mad Zafzaf z Maro­ka, Wasi­ni al-Aradż i At-Tahir Wat­tar z Algie­rii.

Nie dla­te­go jed­nak tak mało się tłu­ma­czy na język pol­ski z języ­ka arab­skie­go, że nie ma tam inte­re­su­ją­cych pro­po­zy­cji. W kra­jach arab­skich powsta­je dobra lite­ra­tu­ra, któ­ra może być dla nas bar­dzo war­to­ścio­wa. Czy­ta­ją­cy, wykształ­ce­ni Ara­bo­wie zna­ją i czy­ta­ją lite­ra­tu­rę „Zacho­du”, bo mają do niej dostęp, jeśli nie w prze­kła­dzie, to w języ­kach ory­gi­na­łu, fran­cu­skim czy angiel­skim. Czy­ta­ją­cy, wykształ­ce­ni Pola­cy lite­ra­tu­ry arab­skiej raczej nie zna­ją, bo nie mają do niej dostę­pu, ani w prze­kła­dzie na nasz język, ani w arab­skim ory­gi­na­le. Kto jest w lep­szej sytu­acji – my czy oni?

Nawet jeśli lite­ra­tu­ra z tego obsza­ru języ­ko­we­go wyda­je się nam dziw­na czy szo­ku­ją­ca, a cza­sem grze­szy pro­sto­dusz­no­ścią, dzię­ki niej może­my poznać este­ty­kę i wraż­li­wość inne­go. Daje ona moż­li­wość dowie­dze­nia się, jak Ara­bo­wie piszą o Ara­bach, muzuł­ma­nie o isla­mie, a muzuł­mań­skie kobie­ty, w tym muzuł­mań­skie femi­nist­ki o muzuł­mań­skich kobie­tach. I oczy­wi­ście jak postrze­ga­ją nas, ludzi „Zacho­du”, Euro­pej­czy­ków czy Pola­ków. Wie­dza czer­pa­na z ory­gi­nal­nych obra­zów lite­rac­kich powin­na być wyko­rzy­sty­wa­na w pro­wa­dzo­nej w naszym kra­ju dys­ku­sji na wszyst­kie te tema­ty.