debaty / książki i autorzy

Berek wierszem: Rafał Skonieczny

Rafał Derda

Głos Rafała Derdy w debacie „Berek wierszem”.

strona debaty

Berek wierszem: wprowadzenie

Ten wiersz

Dedi­ca­ted to Dhar­ma Ini­tia­ti­ve

Muchy zdy­cha­ją na para­pe­cie,
zwy­czaj­nie, taka pora. Spać w sza­leń­stwie
jesie­ni, pokła­dać nadzie­ję w następ­stwie
zda­rzeń, pod­czas gdy żona to atra­pa,

Są przy­pad­ki. W tym samym dniu, w któ­rym posta­no­wi­łem poetyc­ko pograć w ber­ka z Raf­ciem Sko­niecz­nym, w tym dniu, kie­dy wybra­łem, by wziąć na warsz­tat „Ten wiersz”, przy­sła­no mi z Moskwy pły­tę „Группа крови” zespo­łu Кино.Już nawet nie wspo­mi­nam o tym, że Raf­cio grał kie­dyś w zespo­le o takiej samej nazwie, w cza­sach, któ­re obec­nie wyda­ją się cza­sa­mi paleo. Już nawet nie chcę się roz­wo­dzić nad tym, że nadaw­cą prze­sył­ki, któ­rą otrzy­ma­łem, był Omar Timur, nazwi­sko pach­ną­ce jed­no­cze­śnie more­la­mi Samar­kan­dy i pio­nier­ską zbiór­ką w brze­zi­nie pod Twe­rem. Nie wni­kam, że pacz­ka zosta­ła oble­pio­na kil­ku­na­sto­ma znacz­ka­mi pocz­to­wy­mi o war­to­ści pięć­dzie­się­ciu rubli, jak­by było to zapro­sze­nie od nie­co zagu­bio­ne­go pen­frien­da, zapro­sze­nie, któ­re­mu się pod­dam, i już wkrót­ce roz­pocz­nie się gorącz­ko­wa kore­spon­den­cja, w któ­rej będzie­my dzie­lić się wsty­dli­wy­mi kłacz­ka­mi nostal­gii, przy­wo­łu­jąc Her­ma­szew­skie­go, Gaga­ri­na, kama­zy i fil­my Kała­to­zo­wa. Ja nic nie mówię. Po pro­stu są przy­pad­ki.

Dhar­ma nie wyka­zu­je żad­nej ini­cja­ty­wy. Nie zawsze tak bywa. Cza­sa­mi sama przy­cho­dzi ze sznur­kiem i z peł­ną pre­me­dy­ta­cją pod­pusz­cza nas, byśmy rzu­ci­li się za nią w pogoń. Cza­sa­mi jest na tyle namol­na, że ładu­je się nam do łóż­ka, skro­bie po twa­rzy, deli­kat­nie, ale kon­se­kwent­nie, i każe zga­dy­wać, co na ten moment jest jej prio­ry­te­to­wą zachcian­ką. Dhar­my nie ogar­niesz. Patrzysz w guzicz­ki jej oczek, a tam wciąż to samo spoj­rze­nie. Nie wiesz: puste czy głę­bo­kie, dale­kie czy wni­kli­we.

samo­chód to atra­pa. Jesz­cze tyl­ko sło­wo
jest trwal­sze od życia. Ktoś spi­su­je nas
na stra­ty, zaświad­cza o naszym zagi­nię­ciu,
a to, cze­go nie ma na wysta­wie,

Zna pani, zna pan, ten utwór numer dwa, Закрой за мной дверь, я ухожу? Histo­ria tam jest taka. Nie­któ­rzy nie ryzy­ku­ją, w domu cze­ka obiad, nie ma po co dla nich stać na desz­czu z prze­gry­wa­mi, z poeta­mi. Dla innych z kolei ten obiad, ta żona, ten migo­czą­cy gdzieś na stro­nach Oto­mo­to nie­spre­cy­zo­wa­ny jesz­cze plan zaku­pu pas­sa­ta rze­czy­wi­ście jest atra­pą. Prze­cież na tej uli­cy mok­niesz, ale też się śmie­jesz, rze­czy­wi­ście sło­wo sta­je się trwal­sze od życia, i nic to, że nie pamię­ta­my, co przed chwi­lą gra­li­śmy, opusz­cza­my zupę, dru­gie danie, a i na kola­cję się spóź­nia­my. Niech sty­gnie.

Dhar­mie nie mie­ści się we wło­cha­tej głów­ce, jak moż­na kola­cję opu­ścić. Wię­cej nawet, pre­fe­ro­wa­nym sta­nem Dhar­my jest stan per­ma­nent­nej kola­cji. Jaka kar­ma dla Dhar­my? Każ­dą pożre. Czy jest to kar­ma sucha, czy wymie­sza­na z ryżem woło­wa żela­ty­na, czy polę­dwi­ca za trzy­dzie­ści zło­tych za kilo­gram. Rzod­kiew­ki, mar­chew­ki, ścin­ki od ziem­nia­ka, potem zbie­ra się z traw­ni­ka kar­mę stra­wio­ną.

naj­pew­niej gni­je na zaple­czu.
Zima pod­cho­dzi do gar­dła na dłu­go
przed śnie­giem.

Stro­na A „Группy крови” (pro­szę słu­chać jej na winy­lu, sza­nuj­my się, dro­dzy pań­stwo) to naj­ge­nial­niej­sze dwa­dzie­ścia parę minut radziec­kiej muzy­ki roc­ko­wej. Prze­su­nął­bym może „Спокойная ночь” na sam koniec odsło­ny, ale to tyl­ko mój mały fety­szyzm lirycz­nych koń­có­wek, fety­szyzm, któ­ry nie pozwo­lił mi zaak­cep­to­wać tego, że Songs of Faith and Devo­tion Depe­che Mode koń­czą się „Higher Love”. Praw­dzi­wym zakoń­cze­niem tej pły­ty jest „One Caress”, prze­słu­chaj­cie i przy­znaj­cie rację. Stro­na Б nato­miast roz­po­czy­na się dra­ma­tem. Pierw­szy utwór tej stro­ny, „Бошетунмай”, to gor­ba­czow­skie reg­gae. Zakończ­my na tym opis tego utwo­ru. Cudem jest to, jak nie­wie­le trze­ba, by odzy­skać ufność w tę pły­tę. Zaraz po potknię­ciu dosta­je­my bowiem „В наших глазах”, a tam hip­no­tycz­ny, rwa­ny rytm i sło­wa „Мы ждали лета – пришла зима. Мы заходили в дома, Но в домах шел снег”. Po pro­stu są przy­pad­ki.

Dhar­ma po brzuch w śnie­gu. Dhar­ma ska­czą­ca z zaspy w zaspę, nie­zwa­ża­ją­ca na sople, któ­re przy­cze­pia­ją się do wło­sia jej rachi­tycz­nych łapek. Dhar­ma bio­rą­ca za dobrą mone­tę, za dobrą kość każ­de warun­ki pogo­do­we. Prze­cież nigdy nie będzie tak, żeby nie dało się na tej zie­mi poha­sać, nie­praw­daż?

Roz­cho­dzi­my się nie­wy­czer­pa­ni,
poca­łun­kiem skła­da­jąc obiet­ni­cę cze­goś,
co kie­dyś nas zgu­bi.

Ład­nie mi się pospla­ta­ły w tym dniu wer­sy z „Tego wier­sza” i tek­sty Coja. Chy­ba Raf­cio będzie zado­wo­lo­ny z tej nie­do­sko­na­łej, czy­tel­ni­czo-słu­cho­wej syne­ste­zji. Wiem, że Dhar­ma będzie nasy­co­na, ale jej wystar­czą dotyk w prze­lo­cie, ogrza­ne słoń­cem pane­le, na któ­rych moż­na się poło­żyć, miska napeł­nio­na dwa razy dzien­nie do poło­wy. Dhar­ma is the bitch, ale ją kocha­my, i o tym też „Ten wiersz” tro­chę jest. Dobrze, że jest.

P.S. Mój york­shi­re ter­rier ma na imię Dhar­ma, to tak na wypa­dek, gdy­by­ście się jesz­cze nie domy­śli­li.

O AUTORZE

Rafał Derda

urodził się w 1978 roku w Koninie. Autor kilkudziesięciu publikacji poetyckich, prozatorskich oraz krytycznoliterackich (publikowanych m.in. w „Odrze”, „Czasie Kultury”, „Akcencie”, „Toposie”, „Kresach”, „Imparcie”). Redaktor naczelny kwartalnika internetowego „Instynkt”. Recenzent pisma literackiego „Portret”, współpracownik pism internetowych „Szafa” oraz „Inter-”. Autor książki poetyckiej Piąte (2014).