debaty / książki i autorzy

Berek wierszem: Szymon Szwarc

Filip Matwiejczuk

Głos Filipa Matwiejczuka w debacie „Berek wierszem”.

strona debaty

Berek wierszem: wprowadzenie

Szy­mon Szwarc
Sło­necz­ko

– Co robi sza­mo­tu­lan­ka?
– Sza­mo­tu­lan­ka cze­sze wło­sy.

Dla E. K.

Wie, że jesteś wiedź­mą. Wie­dzia­łem,
zanim wszyst­ko zdo­ła­ło unieść się
w dzie­dzi­nę zwąt­pie­nia, udu­sić. W poko­ju

jest wystar­cza­ją­co i ponu­ro. Zie­lo­ny
fotel, łasy na ludzi, doga­dał się z rowe­rem,
ten nie­dłu­go odej­dzie z wła­ści­cie­lem

i nie wyda­je się to zbyt­nio sexy.
Seks bez kon­tek­stu odby­wa się w kosmo­sie.
Cha­os jest wiecz­ny.

Po licz­nych prze­ła­do­wa­niach
wresz­cie mogę cię prze­le­cieć, mio­tła stoi
w przed­sion­ku, wiem, że jesteś wiedź­mą.

Seks bez przy­czy­ny odby­wa się
w kon­tek­ście cze­goś inne­go.

*
Wiersz nie powi­nien się skoń­czyć (tak).
Jeśli to zro­bi, uzna­my, że powi­nien.
Nicze­go nie powi­nien, powiedz­my mu,
żeby nie prze­sta­wał. O tym.

Cha­os jest sta­ry jak sza­fa, łasy na mole.
Sta­ra sza­fa, łasa na ciem­ność, opie­ku­je się nową
i nie zagra­ża to logi­ce holo­kau­stu,

któ­rą wysnu­łem z bra­ku jasne­go
pomy­słu na kosmos.

*
Gąb­ka do spa­nia prze­ży­wa sny
jak nie­zdat­ną do goto­wa­nia wodę
z wcze­sne­go kosmo­su.

Sufit się chmu­rzy,
deszcz przy­szedł do domu.

Będzie naszym gościem,
będzie­my z nim spa­li, będzie­my z nim jedli,
po co przy­wlo­kłeś go tu ze sobą?

Będzie dobrze, odpo­wiem za to,
ale skończ­my z wcze­snym kosmo­sem.

*
To już nie jest ten deszcz, co zmo­czy
(wiesz). Raczej też nie zmie­ści się
w jed­nym zda­niu i w jed­nym domu

z ogra­ni­czo­nym dostę­pem do sie­ci.
Bo wszyst­ko to brut­to, kie­dy tak bar­dzo
chcesz, wszyst­ko to bło­to, zle­wa się

w dom.

*
Wiem, że jesteś wiedź­mą. Ta wie­dza
w zupeł­no­ści wystar­czy. Nie­waż­ne, jakie masz
doświad­cze­nia, jakie brut­to, jakie net­to
i mot­to, a jakie zdol­no­ści kre­dy­to­we

gór­nej czę­ści cia­ła, któ­ra bez­wstyd­nie, lecz
nie­prze­rwa­nie, zale­ga w cha­osie.
Nie mogło być lepiej, nie mogło być
wcze­śniej.

*
Butel­ki z ostat­nich nocy i dni
strze­gą dostę­pu do przy­szło­ści i kart z koda­mi
na jed­no­ra­zo­wy prze­lew oraz jogur­tu

natu­ral­ne­go z wap­niem czy wap­nem
– nie teraz mi to roz­róż­niać, kie­dy posta­rzał się tak
bły­ska­wicz­nie, że zno­wu czu­ję się zie­lo­ny

w pew­nym fun­da­men­tal­nych spra­wach,
któ­rych nie chce mi się już
dookre­ślać, bo chmu­rzy się sufit.

Deszcz wycho­dzi przed dom.
Pada.

*
Taki jest koniec wszyst­kie­go, co teraz
mia­łem na myśli, bo nie ma takiej potrze­by ani filo­zo­fii,
ani poezji, ani nawet kro­wy,

to tyl­ko moje biu­ro, namiast­ka praw­dy uję­ta
w rapor­cie z wynaj­mo­wa­ne­go poko­ju
w wol­nym mie­ście (mia­sto jest wol­ne jak jego hot

spo­ty). Seks jest bez­piecz­ny. For­ma chro­ni
przed znik­nię­ciem. PRZECIEŻ WIEM
że jesteś wiedź­mą, że ist­nie­jesz i widzisz

to rów­nie wyraź­nie albo może tak mi się wyda­je
bo to tyl­ko moje brut­to, bo mam taki dzień,
dom i deszcz, któ­re wypa­da­ją z obie­gu

i wpra­wy.

*
Albo może tak tyl­ko kokie­tu­ję,
bo prze­cież nie musisz sobie tego wyobra­żać
(bo nie musisz myśleć, gdy jesteś
w fan­ta­stycz­nej for­mie),

albo może tyl­ko się dekon­spi­ru­ję, albo może
chcę się poro­zu­mieć, albo może nie chce mi się

poro­zu­mieć, albo może wszyst­ko gra
i sunie, albo może wszyst­ko jest na na na na

na biur­ku i nie mogło być
lepiej, póź­niej i wcze­śniej.

*
Albo może wiem,
że gdy spoj­rzę pro­sto w słoń­ce,
to nic nie zoba­czę,

cho­ciaż coś się wyda­rzy i tak samo
z two­imi zupa­mi, któ­re nie wyda­ją się
sek­sow­ne w odnie­sie­niu do jakiej­kol­wiek logi­ki,

że gdy spoj­rzę pro­sto
w słoń­ce, to znik­nę razem z tą myślą,
że zni­kam, z popio­łem

i szy­bą, znik­nę z tą myślą, że zni­kam,
popio­łem, słoń­cem, szy­bą, myślą, zni­ka­niem,
powiedz mu, żebym nie prze­stał.


Taki wiersz cię może gonić jak trza­ski, jak wiersz, jak melo­dia nie­do­koń­czo­na; się powta­rza, ja go sły­szę – to wiersz z melo­dią na cze­le swo­je­go powta­rza­nia się w moim czy­ta­niu. To wier­szen sąż­ni­sty [2‑ja (z upo­rem): Z pier­dzie­le­wa!!].

 Ja jestem kabi­ną, a on żoł­nie­rzem; ja i on jeste­śmy moty­ką, ale to, co mię­dzy nami – słoń­cem. Mię­dzy nami jesteś ty, czy­tel­ni­ku.

[2‑ja (prze­kor­nie): Poeta powi­nien być jak Wal­ter Whi­te, a wiersz jak Tony Sopra­no]

 Czy zgo­dzę się ze mną? A moż­na? A trze­ba? Zale­ży w jakim był­bym nastro­ju, w jakich poglą­dach, a poza tym ten wiersz jest jak Polak w wie­ku póź­nych dwu­dzie­stu lat (bądź wcze­snych trzy­dzie­stu) w Pol­sce. Pra­cu­je na umo­wę zle­ce­nie i cały czas sły­szy brut­to, brut­to. Ten wiersz dosta­je dużo brut­to. On sam jest net­to, ale przy czy­ta­niu go mamy w sobie brut­to.

Wal­ter Whi­te? Podąż­my za tym tro­pem. W Bre­aking Bad poja­wia się motyw Wal­ta Whit­ma­na. To dobry trop, bo ten wiersz śpie­wa. Śpie­wa mło­de­go Pola­ka i jego świat, w któ­rym zara­bia brut­to, miesz­ka w wynaj­mo­wa­nym miesz­ka­niu i kogoś kocha. Miłość jest magicz­na, dla­te­go kocha­na oso­ba jest okre­śla­na tu jako wiedź­ma. Ten autor śpie­wa man­trycz­nie, choć momen­ta­mi ale­ato­rycz­nie. W każ­dym pęk­nię­ciu jego for­mu­ły jego sen­su wyra­sta kwiat i tyl­ko od czy­tel­ni­ka zale­ży, czy­ją on będzie mieć twarz. Kie­dy powta­rza „brut­to”, „net­to”, nagle wrzy­na się „mot­to”, oj zło­te mot­to, któ­re zbi­ja „zdol­ność kre­dy­to­wa”. Cza­sem kwiat to samot­ne w dom. Czy­ją taki kwiat ma dla cie­bie twarz?

[2‑ja (paź­dzierz­nie): Choć bym tak wie­le chciał, mówić wie­le o nim miał, to i tak chcę mówić o czymś innym.]

I dobrze! Mów­my razem z wier­szem!

Dla auto­ra taki kwiat: 

▓▓▓▓▓▓▓▓▓▓▓▓▓▒▓▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▓▒

▓▒▒▒▒▒▒▒▒▓▒▒▒▒▒▒░░░▒▒▒▒▒░░░░░░░░░░ ░░░░░░░░░░░░░░▒░▒░▒▒▒▒▒▒▒

▓▒▓▒▒▒▒▒▒▓▓▓▓▓▓▓▓▓▓▒▒░▒▒░▒▓▓▓▓▒▓▓▒▓▒░░░░░░▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒▒

▓▒▓▓▒▒▒▓░▒▒▓▓▓▓▓▓▓▓█▓▓▒▒░▓█▓▓▓░▒▓███▒▓▓▓░░░░░▒░▒▒▒░▒▒▒▒▒▒▒▒▒

▓▒▒▒▒▒▒▒▒░▒▒▓▓▓▓▓▓▓▒▓▓▓▓▓█▓░░▒▒░░▒▒▓▒▓██▓▒▒░░░▒░▒░▒░░░▒▒▒▒▒░

▒▒▒▒▒▒░▒░░░░▒▒▒▒▒▓▓▓█▓▓▓▒▓█▓▒▓▓▒▒▓██░▒▓▓▓▓▓▓▒▒░░░░░░░░░▒░▒▒░

▒▒▒▒▒▒▒   ░░ ░▒▒▒▒▒▓▓▒▒░░▒▓▓▓▒▓▓▓███▒▒▒░░░▒▒▓▓▒▒▒░░░░░░░▒░▒░

▒░▒▒░░▒░░░▒▒ ░▒▒░░▒▒░░ ░░▒▓▓░░▒█▓▓▓▒▒   ░░▒▒▓▓▓▓▒▒▒▒░░░░░▒▒░

▒░▒░░░░░░░░░░░░░░ ░░▒▒▒▒▓▓▓▓▓▓██▒░░▒▓░░░░░▒▓▓░▒▓▓▒▒░░░░░░░▒░

░░░░░░░░░░░░░░░░░░ ░░▒▓▓   ▒██▓░░▒▓▓██▓▒░▒▒▒▒▒▓▓▓▒▒▒▒░░░░░░░

▒░░░░░░░░░░░░░░░░ ░░ ▒▓▓ ░▓█▓░░▒▓▒▒▒▓▓██▒▒▒▒▓▓▓▓▓▓▒▒▒▒▒░░░▒░

░░░░░░░░░░░░░░░░   ▒▒▒▓▒▒▒▒░ ░▒▒░  ░ ░▒▓▓█▒▒▒▒▒▓▓▓▒▒▒▒▒░░░░░

░ ░░░░░░░░░░░░░ ░░░ ░░░  ░  ░░▒▒   ░░░▒▒██▒▒▒▒▒▒▓▓▒▒▒▒▒░░░░░

░ ░░░░ ░░░░░ ░ ░░░░  ░ ▒░░░  ░▒▒▒  ░░░ ░█▓ ░░▒▒▒▒▓▓▓▒▒▒▒░▒░░

░ ░░░░░ ░ ░   ░  ░░░  ░▒▒░░  ░▒▒▒▒░░░░░░▒░░  ░▒▓ ░▒▓▓▓▒▒▒░▒░

░ ░░░░░░ ░ ░ ░   ░▒▒▒░▒▒░▒▒░░▒░░░▒▒▒▒▒▒▒░▒░░░░▒▒   ░░▓▓▒▒▒▒░

░ ░░░░░ ░ ░                 ░     ░░░░░░░░░░░░░░░    ░▒▒▒▒▒░

░ ░░░░░░░░ ░                         ░ ░   ░ ░░░░░░░▒▒▒▒▒▒▒▒

░ ░░░░░░░░░░░   ░ ░   ░                 ░ ░ ░ ░ ░░░░▒░░░▒▒▒▒

░                                                        ░░

Takie są wła­śnie moż­li­wo­ści wysta­ją­cych przy­pa­dło­ści.