Bibliotekarz: praca czy powołanie
Violetta Łabędzka
Głos Violetty Łabędzkiej w debacie „Biblioteka z poezją”.
strona debaty
Biblioteka z poezją: wprowadzenieRozpoczęłam pracę w bibliotece z założeniem, że pozostanę tam przez dwa tygodnie. Zostałam trzydzieści lat. Nie zastanawiałam się nad tym, czym jest biblioteka. Studiując filologię polską, całymi dniami przesiadywałam w czytelni (były kiedyś czasy bez kserokopiarek, aparatów cyfrowych i smartfonów). Oczywiste było dla mnie, że wiem wszystko o bibliotece – to miejsce cichej, spokojnej, niewymagającej wielkiego wysiłku pracy, czytelnicy grzecznie czekający na zamówione książki i czasopisma, czasem tylko wstrząs – ktoś wyrwał stronę w książce lub wyciął artykuł z czasopisma. Trochę nudno, prestiż i zarobki mizerne, ale też zero odpowiedzialności, zero stresu. Powielałam schemat myślenia – biblioteka posiada zbiory, które bibliotekarz musi udostępniać. Koniec.
Koniec? Początek uczenia się biblioteki. Przypadek, który przerodził się w świadomy wybór. Wybór związany z nieustannym uczeniem się zawodu nie tylko praktycznie, ale i teoretycznie, zdobywaniem nowych umiejętności, poznawaniem siebie i swoich możliwości (niedowiarkom zawsze powtarzam, że nawet nie wiedzą, że coś potrafią – muszą spróbować, a potem będą pewni, że umieli to od zawsze, i sprawia im to olbrzymią frajdę), bycia dumnym z tego, że jest się bibliotekarzem. To zawód, który nie pozwala „zardzewieć”. Wymaga olbrzymiej otwartości na poznanie, poszerzania wiedzy, kreatywności, sprostania nowym wyzwaniom, dynamicznej reakcji na zmiany, umiejętności pracy w zespole, intuicji lub wiedzy psychologicznej, znajomości podstaw prawa, zasad marketingu, podstaw informatyki… A to wszystko dla biblioteki, która uzależnia i trzyma jak magnez, oraz dla czytelników. Bo przecież nie dla pieniędzy i prestiżu.
Po latach pracy i może nie dla wszystkich zauważalnych zmianach w bibliotekach i walki ze stereotypami wciąż słyszę opinię, że bycie bibliotekarzem jest fajne, bo można czytać w pracy, a poza tym niewiadomo, co innego się robi. Istnieje przekonanie, że do wykonywania zawodu bibliotekarza niepotrzebne są wysokie kwalifikacje; przyzwolenie na to, żeby w bibliotekach pracowały osoby bez wyższego czy podyplomowego specjalistycznego wykształcenia. Zawód bibliotekarza może wykonywać każdy (jest w tym trochę prawdy – zawód kojarzony z humanistyką potrzebuje specjalistów innych dziedzin). Według ostatnich doniesień zawód ten jest też zagrożony zniknięciem z rynku pracy. Zostaną biblioteki (głównie cyfrowe) bez bibliotekarzy? Funkcja usługowa jest wpisana w nasz zawód, ale jest jeszcze to „coś”, co buduje relacje biblioteka/bibliotekarz – czytelnik/środowisko (wszak czytanie czy odbiór kultury jest czynności bardzo osobistą). To „coś” sprawia, że chcemy wykonywać zawód wymagający, pochłaniający energię, czas, ale dający też ogromną satysfakcję. Zawód, który już dawno wyszedł z ram stereotypu – „bibliotekarki w koku i okularach, która jedynie udostępnia zbiory”.
Zapewne nie wszyscy zgodzą się ze mną, ale opiniotwórcze, podtrzymujące stereotypowe przekonanie o zawodzie bibliotekarza i o tym, czym są biblioteki, jest środowisko, które dawno, rzadko lub wcale nie korzysta z bibliotek.
Dziś, rozmawiając z młodymi osobami, które zaczynają lub chcą zacząć pracować w bibliotece, zadaję pytanie, dlaczego wybierają to miejsce (mam świadomość bardzo częstej motywacji – humaniście trudno znaleźć pracę) i pytam o dodatkową motywację. Najczęściej słyszę – bo lubię czytać, miło jest pracować w otoczeniu książek, mieć je pod ręką. Pytam – jak według nich wygląda praca w bibliotece i tu w większości słyszę opinie, które były moim udziałem trzydzieści lat temu. W bibliotece jest spokojnie, może czasem dopadnie stres związany z udostępnianiem zbiorów czy rozmową z obcym człowiekiem. W czasie pracy okazuje się, że jest inaczej. Nie ma spokoju, jest stres. Nie ma czasu, jest wielość zadań. Często praca „na czas”. Trudne wybory finansowe. Konieczność sprostania oczekiwaniom czytelników (przecież najlepsza biblioteka bez tej jednej książki, której szuka czytelnik traci na znaczeniu). A jednocześnie inspirowanie, animowanie, kreowanie, pobudzanie, edukowanie… w imię promocji czytelnictwa i zmieniających się oczekiwań odbiorców.
Skąd wciąż te same opinie i niezauważanie działań bibliotek? Przecież przez lata biblioteki bardzo się zmieniły. Stanowią, szczególnie w mniejszych miejscowościach, centrum informacji, komunikacji i wiedzy. Stają się zapleczem dla różnego rodzaju akcji edukacyjnych. Dziś często przeobrażają się w centra kultury. Przez swój uniwersalny charakter biblioteki to miejsca: spotkań, koncertów, wystaw, informacji, integracji różnych środowisk, współpracy instytucjonalnej i lokalnej… Wszystko w ramach jednego, skromnego budżetu. Czasem trudno w działaniach zachować właściwe proporcje między tym, czego nie widać zewnętrznie – zbiorami i ich udostępnianiem, a tym, co dostrzeże środowisko: działalnością kulturalną. Korzystających z bibliotek – przekonanych nie trzeba przekonywać, sztuka trafić do tych, którzy nie wiedzą. Mogą zauważyć bibliotekę poprzez propozycje kulturalne. I tu kolejna pułapka. Pozwolę sobie zacytować: Czy [biblioteki] powinny rozbudzać szlachetny snobizm obcowania z kulturą wysoką, choćby z poezją, czy stawiać na popularyzowanie tego, co łatwiej przyswajalne czytelniczo? Pytanie pozostawiam bez odpowiedzi. Obawiam się, że czasem skuszeni nowymi trendami, chęcią wypromowania biblioteki wkraczamy na niebezpieczną drogę prostych, populistycznych rozwiązań, nie myśląc, że z drogi tej będzie trudno zawrócić.
Biblioteka nie jest medialna. Chyba że ma nowoczesny budynek albo pięknie zaaranżowane przestrzenie. To bardzo cieszy bibliotekarzy i czytelników chcących przebywać w ładnych wnętrzach. O niezwykłych bibliotekach jest głośno, niestety najczęściej w kontekście projektu architektonicznego. No cóż, nie zrażamy się. Skoro powstają piękne bibliotek to znaczy, że są potrzebne.
To nic, że nie wszystkie są piękne, że nie zawsze mają pieniądze na uzupełnianie zbiorów. Ważne, że są bibliotekarze, którzy potrafią i robią bardzo dużo na rzecz środowiska lokalnego, aktywizacji kulturalnej. Potrzebują czasem tylko zauważenia i wsparcia innych instytucji, twórców, mediów, wydawców, autorów… Ale to już osobny, duży temat.
O AUTORZE
Violetta Łabędzka
Urodzona w 1962 roku. Starszy kustosz w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Opolu. Od początku w Dziale Informacyjno-Bibliograficznym (realizacja zadań bibliograficznych, informacyjnych, wydawniczych, promocyjnych), od pięciu lat kierownik Działu Udostępniania. Łącząca w pracy działania związane z udostępnianiem, promocją biblioteki, współpracą z organizacjami, stowarzyszeniami, instytucjami działającymi w środowisku oraz budowaniem ofert kulturalnej biblioteki. Mieszka w Opolu