debaty / ankiety i podsumowania

Chwała słabym wierszom

Marta Stusek

Głos Marty Stusek w debacie „Nowe języki poezji”.

strona debaty

Nowe języki poezji

U schył­ku roku, któ­ry w pamię­ci więk­szo­ści osób zapi­sze się jako rok uczą­cy inne­go życia, odby­wa się deba­ta na temat nowych języ­ków poezji. W obli­czu wiel­kich (i naj­czę­ściej trud­nych, a nawet kata­stro­fal­nych) zmian we wszyst­kich obsza­rach życia, duże zdzi­wie­nie (i nie­po­kój) budzi trwa­nie w skost­nia­łych stan­dar­dach myśle­nia o poezji. Hasło „nowe języ­ki poezji” pro­wo­ku­je jed­nak do poszu­ki­wań tego, co rze­czy­wi­ście róż­ni się od sta­re­go, zna­ne­go i utar­te­go. Pro­wo­ku­je do wyj­ścia poza krąg powta­rza­nych przez kry­ty­ków nazwisk, poza wszyst­ko, co zdo­by­ło już swo­je uzna­nie i zosta­ło dosta­tecz­nie opi­sa­ne. Wymie­nia­ne w deba­cie nazwi­ska oraz łączo­ne z nimi ten­den­cje i zja­wi­ska, są jedy­nie desty­la­tem wąsko skro­jo­ne­go pola poezji. Ist­nie­je jed­nak rze­czy­wi­stość poetyc­ka, o któ­rej nie śni­ło się Joh­no­wi Ashbery’emu i Toma­žo­wi Šala­mu­no­wi. Bez­piecz­nie jest wspie­rać poet­ki i poetów wyda­ją­cych książ­ki w naj­waż­niej­szych wydaw­nic­twach. Ale w pan­de­micz­nym świe­cie bez­piecz­ne roz­wią­za­nia tra­cą sens. Tra­cą go tak­że pater­na­li­zmy i pro­tek­cjo­na­li­zmy.

Dla pola poezji roz­wią­za­niem jest rady­kal­ne zbu­rze­nie jego gra­nic. Powszech­nym języ­kiem (nie tyl­ko poetyc­kim) sta­ły się dziś języ­ki popu­lar­nych memów, copy‒past, komik­so­wych minia­tur, social-medial­nych idio­lek­tów, języ­ki insajd-dżoł­ko­wych poga­da­nek z ludź­mi, z któ­ry­mi pomi­mo dzie­lą­cych nas róż­nic eko­no­micz­nych, tech­no­lo­gicz­nych i wresz­cie – geo­gra­ficz­nych – łączy bycie czę­ścią inter­ne­to­wej spo­łecz­no­ści, mówią­cej tymi samy­mi języ­ka­mi i posłu­gu­ją­cej się tymi samy­mi koda­mi kul­tu­ry. Dobrze odnaj­du­ją się w tym nie­któ­re poet­ki i poeci doce­nie­ni w polu – Julia Szy­cho­wiak czy Jako­be Mansz­tajn. W przy­pad­ku tej pierw­szej moż­na nawet poka­zać roz­wój inter­fe­ren­cji mię­dzy „byciem poet­ką”, a „byciem zna­ną z inter­ne­tu”; uka­zać bla­ski i cie­nie zabie­gów reme­dia­cyj­nych – prze­no­sze­nia face­bo­oko­wych postów do medium tra­dy­cyj­nej, dru­ko­wa­nej książ­ki. I wresz­cie: shit­po­sting Julii Szy­cho­wiak na jej pro­fi­lu nie ma mniej­sze­go zna­cze­nia niż jej kolej­ne tomi­ki. Obie sfe­ry nakła­da­ją się na sie­bie i powo­du­ją, że nie może­my sta­wiać już wyraź­nych barier mię­dzy twór­czo­ścią „wła­ści­wą” a pisa­niem sta­tu­sów na Face­bo­oku.

Patro­na­ty zagra­nicz­nych poetów, wpły­wy tych rodzi­mych, zmia­ny dyk­cji i tema­tów w obrę­bie poezji wyda­wa­nej przez naj­bar­dziej liczą­ce się poetyc­kie wydaw­nic­twa, pozo­sta­ją w mocy – nale­ży jed­nak zauwa­żyć, że nie są to kwe­stie jedy­ne i naj­waż­niej­sze.  Poezję i jej nowe języ­ki moż­na zna­leźć gdzie indziej. W isto­cie nie trze­ba szu­kać dale­ko – bo poezja jest tu, gdzie my wszyst­kie i wszy­scy – w inter­ne­cie. W celo­wych poszu­ki­wa­niach i w bez­myśl­nym scrol­lo­wa­niu news feedu. Na poważ­nych poetyc­kich por­ta­lach i na beko­wych fanpage’ach. Wśród regu­lar­nie odwie­dza­nych stron, laj­ko­wa­nych postów Biu­ra Lite­rac­kie­go i przy­pad­ko­wo wyświe­tla­nych sta­tu­sów niszo­wych cza­so­pism. W ory­gi­nal­nych pro­jek­tach poetyc­kich i w banal­nej insta­po­ezji.

Nowe są już nie tyl­ko nur­ty, tema­ty, wpły­wy – nale­ży uwzględ­nić szer­sze rozu­mie­nie lite­rac­ko­ści, rodza­ju, gatun­ku, medium [1]. A przede wszyst­kim – wyróż­nić nowe spo­so­by lek­tu­ry: bar­dziej przy­sta­ją­ce do zmie­nia­ją­cej się na naszych oczach rze­czy­wi­sto­ści. Codzien­nie mię­dzy infor­ma­cja­mi o licz­bie cho­rych i zmar­łych, mię­dzy obostrze­nia­mi sani­tar­ny­mi i zmien­ny­mi zasa­da­mi funk­cjo­no­wa­nia w kra­ju, sta­ra­my się (celo­wo uży­wam pierw­szej oso­by licz­by mno­giej) zor­ga­ni­zo­wać życie w cza­sie pan­de­mii, two­rzy­my namiast­ki nor­mal­no­ści i spra­wia­my, że opo­zy­cja mię­dzy „realem” a „wir­tu­alem” prze­sta­je mieć zna­cze­nie. Wszyst­kie stra­ty, fru­stra­cje i koniecz­ne zmia­ny codzien­nie tra­fia­ją do demo­ni­zo­wa­nych mediów spo­łecz­no­ścio­wych. Trud­no wspie­rać poezję, któ­ra nie rezo­nu­je spo­łecz­nie i – nawet jeśli jest anga­żu­ją­ca, inter­we­niu­ją­ca i komen­tu­ją­ca współ­cze­sne pro­ble­my – pozo­sta­je zamknię­ta w swo­istym rezer­wa­cie dobrej poezji. Cie­szy kry­ty­ków i kry­tycz­ki – ale nie tra­fia do niko­go poza wąską gru­pą znaw­ców. Posłu­gu­jąc się róż­ny­mi war­to­ścia­mi i kate­go­ria­mi (este­tycz­ny­mi, etycz­ny­mi, aka­de­mic­ki­mi) jak wytry­chem – moż­na jed­nym szyb­kim ruchem zdys­kre­dy­to­wać cały rosną­cy w siłę feno­men – taki jak np. insta­po­ezja czy poetyc­ko-paro­dy­stycz­ne fanpage’e. Argu­men­ty o niskiej jako­ści popu­lar­nych tomi­ków i pro­fi­li oraz ich (cza­sem kon­tro­wer­syj­nych, cza­sem nie) spo­so­bach pro­mo­cji sta­ją się środ­kiem do wyklu­cze­nia. Wszyst­kie gesty odrzu­ce­nia – powo­do­wa­ne roz­ma­ity­mi kwe­stia­mi – przy­czy­nia­ją się do kon­se­kwent­ne­go pomi­ja­nia waż­ne­go zespo­łu zja­wisk. W poprzed­nich gło­sach deba­ty, słusz­nie o „inną” stro­nę poezji dopo­mi­na­li się Tosia Tosiek i Grze­gorz Jędrek. Feno­men insta­po­ezji nie został do koń­ca prze­mil­cza­ny przez kry­tycz­ki i kry­ty­ków – gło­sy na ten temat zabra­li m.in. Anna Mar­chew­ka, Justy­na Sobo­lew­ska, Rafał Róże­wicz, Jerzy Alski. Próż­no jed­nak szu­kać wzmia­nek o rosną­cej poetyc­ko-czy­tel­ni­czej sile w pod­su­mo­wa­niach rocz­nych czy kry­tycz­no­li­te­rac­kich dia­gno­zach czo­ło­wych kry­ty­ków. Cze­mu jed­nak tak się cze­piam tej insta­po­ezji? Bo dziew­czyń­skość – nie­prze­fil­tro­wa­na przez redak­to­rów-poetów ‒ pozo­sta­je nie­do­war­to­ścio­wa­na, wyśmie­wa­na, spy­cha­na na mar­gi­nes. To kolej­na cegieł­ka doło­żo­na do muru uprze­dzeń (i tych zwią­za­nych z płcią, i tych zwią­za­nych z kla­so­wo­ścią) oraz dys­kry­mi­na­cji. Dziew­czy­na sły­szy: to, co lubisz, jest nie­po­praw­ne, nie­waż­ne, naiw­ne. Degra­do­wa­nie potrzeb i gustów to pożyw­ka, któ­rą kar­mią się mar­ke­tin­gow­cy od pro­mo­cji insta­po­ezji, oka­zu­ją­cej się jedy­nym moż­li­wym (ilu­zo­rycz­nym) wybo­rem dla oso­by, któ­ra idzie do księ­gar­ni po tomik poezji. To nie tyl­ko kapi­ta­li­stycz­na machi­na: to głos, któ­ry jest jed­no­cze­śnie bez­sil­ny i wkur­wio­ny, nigdy nie­wy­słu­cha­ny, choć dono­śny. Zwy­kłe czy­tel­nicz­ki nie są mitem ani fan­ta­zma­tem – są real­ny­mi oso­ba­mi, któ­ra muszą wal­czyć o swo­je pra­wa, mają swo­je potrze­by – w tym rów­nież kul­tu­ral­ne; muszą radzić sobie w świe­cie jak z powie­ści posta­po, potrze­bu­ją pasów trans­mi­syj­nych dla swo­jej wraż­li­wo­ści. Poła­jan­ki od kry­ty­ków nic im nie dadzą, jedy­nie znie­chę­cą do przyj­ścia na kolej­ne spo­tka­nie poetyc­kie (na żywo czy onli­ne). A zatem: Po co i dla kogo poezja? Co dadzą „nowe gło­sy” opar­te na patro­na­cie star­szych poetów, kogo prze­ko­na­ją? Utrwa­lą patro­nat wiel­kich i zasłu­żo­nych. Naj­wyż­szy już czas na matro­nat małych i nie­do­ce­nio­nych. Nie zamie­rzam bynaj­mniej umniej­szać war­to­ści arty­stycz­nej poezji auto­rek i auto­rów wymie­nia­nych w deba­cie, krzy­czę jed­nak Caps Loc­kiem: PRZEBIJMY WRESZCIE TĘ BAŃKĘ!

Pośród tego krzy­cze­nia, z więk­szym spo­ko­jem wska­zu­ję więc na trzy ele­men­ty, któ­re cha­rak­te­ry­zu­ją nowe gło­sy poezji: nie­kre­atyw­ność, współ­uczest­nic­two, nie­po­wa­ga (paro­dia, pastisz). W każ­dej odsło­nie nowych gło­sów poetyc­kie­go inter­ne­tu poja­wia­ją się – choć­by w moc­no zmie­nio­nej for­mie – te trzy naj­waż­niej­sze. Nie­kre­atyw­ność przy­bie­ra zarów­no posta­cie kli­szo­wej lirycz­no­ści, jak i świa­do­me­go lub nie­świa­do­me­go (np. prze­śmiew­cze­go) reali­zo­wa­nia zasa­dy uncre­ati­ve wri­ting. Prze­rzu­ca­nie się goto­wy­mi tre­ścia­mi sta­no­wi dome­nę naszej rze­czy­wi­sto­ści – to tru­izm. Ta wła­ści­wość jest jed­nak (nie)twórczo i (nie)kreatywnie wyko­rzy­sty­wa­na. Świet­ny, otwie­ra­ją­cy i inklu­zyw­ny głos przy­no­si Mał­go­rza­ta Koniecz­na w Wycin­kach z ter­mo­su, ujaw­nia­jąc, że nad­pro­duk­cja sen­sów i pro­ste pokrze­pie­nie mogą się łączyć w fine­zyj­nych for­mach.Nowe wier­sze sław­nych poetów Grze­go­rza Uzdań­skie­go w jaskra­wy spo­sób poka­zu­ją, że pastisz potra­fi być ade­kwat­ną reak­cją na zmien­ną i nie­pew­ną codzien­ność oraz sku­tecz­ną bro­nią prze­ciw­ko medial­ne­mu pusto­sło­wiu. Eks­pan­sja paro­dii i nie­kre­atyw­no­ści w polu poezji zbie­gła się w cza­sie z przy­wo­ła­nym na grunt pol­ski flar­fem – cze­go efek­tem jest jedy­na pol­ska anto­lo­gia flar­fu ‒ Nie­pod­le­gła Google, stwo­rzo­na przez Pio­tra Marec­kie­go. Ale w inter­ne­cie mamy już spo­rą repre­zen­ta­cję podob­nych pro­jek­tów (nie­ste­ty obec­nie nie­ak­tyw­ny pozo­sta­je pro­fil Wier­sze z Google). Two­rze­nie celo­wo (lub celo­wo dobra­nych) nie­do­brych wier­szy jest nie tyl­ko cichut­kim pod­śmie­chi­wa­niem się z powa­gi poezji – pod­po­wia­da bowiem, że dzi­siej­sze, opi­sa­ne przez lite­ra­tu­ro­znaw­ców kate­go­rie doty­czą­ce rela­cji nadawca‒odbiorca, autor‒czytelnik – w obli­czu nie­kre­atyw­nej poezji inter­ne­tu oka­zu­ją się nie­wy­star­cza­ją­ce. Prze­ja­wia się w tym tak­że wspo­mnia­ne współ­uczest­nic­two – dużo szer­sze niż współ­au­tor­stwo czy przy­na­leż­ność do kon­kret­nej gru­py poetyc­kiej. We fanpage’owych wspól­no­tach użyt­kow­nicz­ka ma nie­ustan­ny kon­takt z nadaw­cą, wier­sze pisa­ne przez wyszu­ki­war­kę nie mają auto­ra i jed­no­cze­śnie wszy­scy inter­nau­ci są ich auto­ra­mi. Wier­sze Jaro­sła­wa Kaczyń­skie­go pisa­ne nocą i Wier­sze Mate­usza Mora­wiec­kie­go pisa­ne w Exce­lu – przy­po­mi­na­ją o inter­wen­cyj­nej roli paro­dii. Śmiech wca­le nie jest tutaj świa­dec­twem tan­de­ty i bła­ze­na­dy – jest stra­te­gią radze­nia sobie z tym, co wro­gie i krzyw­dzą­ce. Sta­no­wi mecha­nizm obron­ny i siłę samą w sobie. Śmiech to zarów­no odtrut­ka, jak i poko­jo­wy oręż. Nic dziw­ne­go, że na pro­te­sta­cyj­ne trans­pa­ren­ty kreu­ją­ce i poka­zu­ją­ce kształ­to­wa­nie się nowych języ­ków w Pol­sce, tra­fia­ją tek­sty Kuców z Bronk­su, a nie współ­cze­snych poetów. Pew­nie, łatwo tutaj sro­go zdis­so­wać to sta­no­wi­sko: wytknąć mi naiw­ność czy nie­świa­do­mość warun­ków pola poezji, moż­na wska­zać, że gru­py i śro­do­wi­ska będą ist­nia­ły zawsze, że nie mamy narzę­dzi, że trze­ba odro­bić lek­cje z Hegla, Rancière’a, Bour­dieu i innych panów. I w ten spo­sób wró­ci­my do punk­tu, w któ­rym w kry­ty­ce nic się nie zmie­nia. A „zła” poezja będzie rosła poza wido­kiem kry­ty­ków, stu­den­tek, wykła­dow­ców, bada­czek.

Lite­ra­tu­ra – więc rów­nież poezja – nie powin­na (i nie jest) towa­rem luk­su­so­wym nie­przy­sta­ją­cym do aktu­al­nych pro­ble­mów i nastro­jów domi­nu­ją­cych w spo­łe­czeń­stwie. Nie jest tak­że sztu­ką zare­zer­wo­wa­ną dla tych, któ­rzy swo­bod­nie posłu­gu­ją się poję­cia­mi wyku­ty­mi przez mark­si­stow­skich myśli­cie­li. Nawet wkur­wio­ne i zaan­ga­żo­wa­ne wier­sze (jak dobre by nie były) pozo­sta­ną wier­sza­mi dla wąskie­go krę­gu kry­ty­czek i lite­ra­tu­ro­znaw­ców. Tym­cza­sem z dala od kry­tycz­no­li­te­rac­kich spo­rów roz­wi­jać się będę poetyc­kie i oko­ło­po­etyc­kie przed­się­wzię­cia, codzien­nie anga­żu­ją­ce ogrom­ne gru­py inter­nau­tek i inter­nau­tów. Nowe języ­ki poezji, nawet jeśli nie przy­no­szą nowych jako­ści arty­stycz­nych, przy­no­szą nowe moż­li­wo­ści uczest­nic­twa w kul­tu­rze – co szcze­gól­nie waż­ne w dobie pan­de­mii. Nie twier­dzę, że inter­ne­to­we zja­wi­ska i two­rzą­ce się na naszych oczach gatun­ki lite­rac­kie wyprą te, któ­re dziś sta­no­wią bastion tra­dy­cyj­nie poj­mo­wa­nej książ­ki. Ale na pew­no będą funk­cjo­no­wać rów­no­le­gle i wciąż rosnąć w siłę. To ogrom­na szan­sa na zni­we­lo­wa­nie nie­rów­no­ści w zakre­sie dostę­pu do poezji, zde­cen­tra­li­zo­wa­nie pola, sze­ro­kie otwar­cie bra­my zamiast wzno­sze­nia murów. W koń­cu – deba­tu­je­my na łamach inter­ne­to­we­go maga­zy­nu (ser­dusz­ko dla Biu­ra Lite­rac­kie­go), dys­ku­tu­je­my w komen­ta­rzach, roz­ma­wia­my nie widząc się i nie zna­jąc (przy­naj­mniej nie­któ­rzy) – bo mamy ku temu moż­li­wo­ści albo ponie­waż innych opcji (praw­do­po­dob­nie przez dłuż­szy czas) mieć nie będzie­my.

Czy­taj­my róż­ną poezję i róż­nie o niej mów­my.  Chodź­cie wszyst­kie, czas otwo­rzyć bra­mę i zbu­rzyć tro­chę pomni­ków. Nie ma się cze­go bać.

Przy­pi­sy:
[1] Temat podej­mo­wa­ny był już przez cho­ciaż­by Elż­bie­tę Winiec­ką w książ­ce Posze­rza­nie pola lite­rac­kie­go. Stu­dia o lite­rac­ko­ści w inter­ne­cie(Kra­ków 2020) czy Pio­tra Marec­kie­go w wywia­dach z twór­ca­mi lite­ra­tu­ry cyber­ne­tycz­nej Gatun­ki cyfro­we. Instruk­cja obsłu­gi (Kra­ków 2018).