debaty / ankiety i podsumowania

Ciemność, koziołki i to, co pomiędzy

Zuzanna Witkowska

Głos Zuzanny Witkowskiej w debacie "Jak zapodawać poezję".

strona debaty

Jak zapodawać poezję

Poezja jaka jest, każ­dy widzi i wła­śnie w związ­ku z tym zapo­dać jej się po pro­stu nie da. Nie pasu­je ani do współ­cze­snych mło­dzie­żo­wych mediów, ani do pędzą­ce­go świa­ta mło­dych doro­słych. Zro­zu­mia­łe jest poszu­ki­wa­nie nowych form pre­zen­ta­cji poezji, choć wyda­je mi się, że w grun­cie rze­czy i tak cią­gle robi się to samo – ktoś coś czy­ta, śpie­wa, przed­sta­wia, wyświe­tla, a widz słu­cha lub czy­ta, bądź robi jed­no i dru­gie. Na tym w zasa­dzie spek­trum się koń­czy, choć oczy­wi­ście moż­na w owo pre­zen­to­wa­nie poezji włą­czyć czyn­no­ści dodat­ko­we, jak cho­ciaż­by słyn­ne i świet­ne sma­że­nie nale­śni­ków. Sęk w tym, że jeśli kogoś nie inte­re­su­je poezja, to i tak nie przyj­dzie, nie­za­leż­nie od tego, czy Zadu­ra będzie sma­żył, czy nie. Z kolei gro­no odbior­ców zain­te­re­so­wa­nych moż­na z grub­sza podzie­lić na dwie kate­go­rie: tych, któ­rzy po nale­śni­kach przyj­dą kolej­ny raz ocze­ku­jąc nowe­go hap­pe­nin­gu, oraz na takich, któ­rzy już nie wró­cą, gdyż ocze­ki­wa­li for­my czy­stej (lub do czy­stej zbli­żo­nej). Nie liczę tu twar­de­go elek­to­ra­tu, któ­ry przyj­dzie nie­za­leż­nie od tego, czy Zadu­ra będzie czy­tał w ciem­no­ściach, czy może fikał kozioł­ki mie­dzy kolej­ny­mi tek­sta­mi.

Biu­ro Lite­rac­kie pró­bo­wa­ło i jed­ne­go (ciem­no­ści), i dru­gie­go (kozioł­ków), jak rów­nież nie­zli­czo­nej ilo­ści form pośred­nich. I dobrze! Tak już chy­ba musi zostać, to cią­głe zmie­nia­nie i żon­glo­wa­nie środ­ka­mi, choć trud­no liczyć na odczu­wal­ne posze­rze­nie gro­na odbior­ców. Na zapo­da­wa­nie, czy raczej pre­zen­to­wa­nie, nie ma bowiem zło­te­go środ­ka. Moż­na tak, moż­na tak. I może trze­ba, żeby poezja przed­sta­wia­na odbior­com w spo­sób bez­po­śred­ni mia­ła nie­co rumień­ców i nie koja­rzy­ła się wyłącz­nie ste­reo­ty­po­wo.

Wymy­śle­nie nowej, atrak­cyj­nej, przy­cią­ga­ją­cej rze­sze nowych czy­tel­ni­ków for­my pre­zen­ta­cji poezji, nawet jeśli jest moż­li­we, nie jest celem samym w sobie. Głów­nym zada­niem jest utrzy­ma­nie uwa­gi wstęp­nie zacie­ka­wio­ne­go odbior­cy, wpro­wa­dze­nie go na sta­łe do świa­ta poezji. A świat ten jest trud­ny w odbio­rze, nawet jeśli myśli­my o bar­dzo wraż­li­wym mło­dym adep­cie. Aby w mia­rę bez­ko­li­zyj­nie poru­szać się po tej rze­czy­wi­sto­ści, odróż­niać dobrą poezję od gra­fo­ma­nii, trze­ba mieć za sobą set­ki prze­czy­ta­nych stron poezji lub o poezji. Nie­mal żaden nowy odbior­ca nie przy­cho­dzi na swo­je pierw­sze poetyc­kie czy­ta­nie, wyświe­tla­nie, śpie­wa­nie, sma­że­nie… z takim „baga­żem”, wobec cze­go szyb­ko się znie­chę­ca. Może zatem w rów­no­le­głym wąt­ku war­to się zasta­no­wić nad znacz­nie inten­syw­niej­szą popu­la­ry­za­cją even­tów z cyklu „jak czy­tać poezję”. Bo moż­na co praw­da ją obrać w mul­ti­me­dia i łączyć ze sztu­ka­mi łatwo dostęp­ny­mi, żeby ją uatrak­cyj­nić w pew­nym stop­niu i na chwi­lę. Nie jestem jed­nak pew­na, jak dale­ko moż­na się posu­nąć w tym kolo­ro­wa­niu, żeby poezja nie sta­ła się dodat­kiem. Być może jed­nak na zawsze musi pozo­stać niszo­wa i her­me­tycz­na, żeby zacho­wać swo­ja war­tość.

O AUTORZE

Zuzanna Witkowska

Urodziłam się w 1985 roku. Jestem doktorantką na Politechnice Wrocławskiej i przygotowuję rozprawę z technologii chemicznej. Studiowałam astronomię. Czytam, śledzę, słucham, piszę, gotuję, liczę.