debaty / ankiety i podsumowania

Co ma kosmos do poezji – czyli „Poeci na nowy wiek”

Marcin Jurzysta

Głos Marcina Jurzysty w debacie "Poezja na nowy wiek".

strona debaty

Są rze­czy, któ­re dzie­ją się nie­ja­ko wła­sną siłą roz­pę­du, któ­re w natu­ral­ny spo­sób rodzą się i po pro­stu są (prze­waż­nie rów­nie natu­ral­nie kie­dyś zej­dą z tego świa­ta). Bez sztucz­nych sty­mu­lan­tów, bez polep­sza­czy sma­ku, bez emul­ga­to­ra E220, bez barw­ni­ków iden­tycz­nych z natu­ral­ny­mi, a nawet bez regu­la­to­ra kwa­so­wo­ści. Tak wła­śnie patrzę na zja­wi­ska takie, jak „bru­Lion”, cykl „Bar­ba­rzyń­cy i nie” oraz pierw­sze For­ty, tudzież Por­ty.

Prze­cho­dząc od sty­li­sty­ki gastro­no­micz­no-che­micz­nej do astro­no­micz­no-kosmicz­nej, moż­na przy­wo­łać cho­ciaż­by gwiaz­dę. Co jakiś czas frag­men­ty chmu­ry gazów zaczy­na­ją się łączyć, ści­śnię­te zapew­ne wybu­chem giną­cej gwiaz­dy lub przy­cią­ga­niem pobli­skich gwiazd. Następ­nie po upły­wie milio­nów lat, połą­czo­na siła gra­wi­ta­cji czą­stek ścią­ga je w ciem­ne glo­bu­le, któ­rych powsta­ją set­ki, a każ­da sta­no­wi zaro­dek nowej gwiaz­dy. Glo­bu­le te, kur­cząc się pod wpły­wem wła­snej gra­wi­ta­cji, roz­grze­wa­ją się na sku­tek rosną­cej pręd­ko­ści czą­ste­czek. W koń­cu mate­ria wokół cen­trum sta­je się na tyle gęsta i nie­przej­rzy­sta, że cie­pło nie może się wydo­stać na zewnątrz. Po roku lub dwóch, tem­pe­ra­tu­ra jądra osią­ga war­to­ści milio­no­we i zapa­la się nowa gwiaz­da, wiru­ją­ca wokół osi i coraz szer­sza na rów­ni­ku1. Tak wła­śnie widzę to, co dzia­ło się w pol­skiej poezji dwa­dzie­ścia lat temu. Nie mówię, że to, co się wte­dy dzia­ło, przy­szło łatwo. To był burz­li­wy feno­men, zupeł­nie jak naro­dzi­ny gwiaz­dy. Ale przede wszyst­kim tak samo, jak przy­wo­ła­ne kosmicz­ne wido­wi­sko, było to zja­wi­sko „natu­ral­ne”. Wła­ści­wi ludzie, wła­ści­we miej­sce, wła­ści­wy czas i wła­ści­we wier­sze.

Jak to wszyst­ko ma się do chwi­li obec­nej, do akcji takich jak „Połów”, czy „Poeci na nowy wiek” i do auto­rów, któ­rzy w tych akcjach są odła­wia­ni? Nie­któ­re mło­de gwiaz­dy mogą wyrzu­cać stru­mień mate­rii (dżet) i wte­dy zali­cza się je do obiek­tów typu Her­big-Haro. Masyw­ne gwiaz­dy prze­cho­dzą przez sta­dium gwał­tow­nej eks­plo­zji, obser­wo­wa­nej jako wybuch super­no­wej. Więk­szość mate­rii gwiaz­dy jest wyrzu­ca­na na zewnątrz, co wyzwa­la ogrom­ną ilość ener­gii, a gwiaz­da jest przez pewien czas naj­ja­śniej­szym obiek­tem w galak­ty­ce2. Zno­wu kosmicz­na este­ty­ka sta­je się meta­fo­rą pożą­da­ną w dia­gno­zie poetyc­kie­go pół­świat­ka. Nie sądzę bowiem, by auto­rzy, któ­rzy debiu­to­wa­li po roku 2000, sta­no­wi­li zupeł­nie nową gwiaz­dę na lite­rac­kim fir­ma­men­cie zie­mi, tej zie­mi. W dużej mie­rze to wła­śnie wciąż efekt wybu­chu super­no­wej o wie­lu twa­rzach – szko­ła świe­tlic­kie­go, szko­ła Wie­de­man­na, szko­ła Sosnow­skie­go, szko­ła Hone­ta, szko­ła Różyc­kie­go, szko­ła Fok­sa, to tyl­ko nie­któ­re spo­śród nich. Ener­gia wyzwo­lo­na przez tych i innych auto­rów jest wciąż ogrom­na i obja­wia się nie tyl­ko w ich kolej­nych książ­kach, ale rów­nież w książ­kach wie­lu „poetów nowe­go wie­ku”, reki­nów (a cza­sem pło­tek) poło­wio­nych przez tego lub inne­go ryba­ka. I nie ma w tym nic złe­go ani zdroż­ne­go, to rów­nież spra­wa natu­ral­na, by przy­swa­jać sobie róż­ne języ­ki i dyk­cje, by potem móc nagi­nać, zmie­niać lub łamać gra­ma­ty­kę, skład­nię, tudzież flek­sję i fone­ty­kę. Są już tacy, któ­rzy zaczy­na­ją mówić gło­sem wła­snym. Zde­cy­do­wa­nie gorzej dzie­je się, gdy pozo­sta­ła po wybu­chu super­no­wej gwiaz­da neu­tro­no­wa ma masę więk­szą od 3–5 mas Słoń­ca, wów­czas pro­ces kur­cze­nia się gwiaz­dy pod wpły­wem gra­wi­ta­cji postę­pu­je dalej, aż gwiaz­da zapa­da się two­rząc czar­ną dziu­rę3. Są więc i tacy, dla któ­rych doro­bek poprzed­ni­ków sta­je się czar­ną dziu­rą, któ­ra wcią­ga każ­dy wiersz z mot­tem, dedy­ka­cją i tytu­łem włącz­nie. Mowa o tych, któ­rym przy­swo­je­nie cudze­go języ­ka wystar­cza w zupeł­no­ści, grzę­zną w cudzym akcen­cie i nie potra­fią wydu­sić z sie­bie ani jed­ne­go świe­że­go sło­wa. Cią­gle to samo: mala­ga, tiki taki i kasz­tan­ki.

Akcje takie jak „Połów”, czy „Poeci na nowy wiek” są oczy­wi­ście zaba­wą przy­jem­ną i poży­tecz­ną, ale nie moż­na ich trak­to­wać jako wyrocz­ni, któ­ra wyty­pu­je gro­no tych wybra­nych. Jest jesz­cze za wcze­śnie, sta­now­czo za wcze­śnie. Two­rze­nie „nowe­go” par­na­su było­by zja­wi­skiem sztucz­nym, przy­po­mi­na­ją­cym robie­nie burzy w szklan­ce wody. Pocze­kaj­my kolej­ne dwa­dzie­ścia lat, może wte­dy zoba­czy­my, kto spo­śród „poło­wio­nych” był reki­nem, kto kar­piem (któ­re­go żywot koń­czy się zazwy­czaj szyb­ko), a kto jedy­nie małą płot­ką (któ­rej smak zapo­mi­na się, gdy tyl­ko się ją prze­łknie).

Kto decy­du­je o tym, że dany poeta zasłu­gu­je na uzna­nie? Media, juro­rzy lite­rac­kich nagród, kry­ty­ka, wydaw­cy, a może księ­ga­rze i ser­wi­sy inter­ne­to­we? „Arbi­trów” jest wie­lu i w zależ­no­ści od ambi­cji zain­te­re­so­wa­nych, każ­dy wybie­ra sobie tego, do kogo ma po dro­dze. Dla jed­ne­go będzie to pani polo­nist­ka, dla dru­gie­go pani z gmin­nej biblio­te­ki, zasia­da­ją­ca w jury kon­kur­su na wiersz o Pci­miu Dol­nym, dla trze­cie­go ania123, któ­ra wkle­iła na tym lub innym por­ta­lu 1000 wier­szy i jesz­cze wię­cej komen­ta­rzy zachę­ca­ją­cych do chwa­le­nia swo­je­go dorob­ku. Oczy­wi­ście w dużej mie­rze histo­ria lite­ra­tu­ry była, jest i będzie histo­rią insty­tu­cji, od któ­rych ta lite­ra­tu­ra jest zależ­na – wydaw­ca, wydział kul­tu­ry urzę­du mia­sta lub mini­ster kul­tu­ry, więc rów­nież tym „arbi­trom” nie spo­sób odmó­wić pra­wa gło­su, pra­wa, z któ­re­go zresz­tą skru­pu­lat­nie korzy­sta­ją.

Sła­wo­mir Elsner, Łukasz Jarosz, Agniesz­ka Mira­hi­na, Julia Szy­cho­wiak, Prze­my­sław Wit­kow­ski, Justy­na Bar­giel­ska, Mag­da­le­na Biel­ska, Jacek Deh­nel, Julia Fie­dor­czuk, Kon­rad Góra, Bar­tosz Kon­strat, Szcze­pan Kopyt, Joan­na Lech, Joan­na Muel­ler, Edward Pase­wicz, Anna Pod­cza­szy, Tomasz Puł­ka, Bian­ka Rolan­do, Robert Rybic­ki, Paweł Sar­na, Joan­na Wajs – gdzieś wśród tych (i nie tyl­ko tych) auto­rów są z pew­no­ścią ci, któ­rzy prze­trwa­ją dużo dłu­żej niż do kolej­nej deka­dy, ale – by tak mogło się stać – pozwól­my im po pro­stu robić swo­je, nie nakrę­caj­my sztucz­nie zja­wi­ska, jakie dopie­ro powsta­je, daj­my im czas, by uro­dzi­li nową gwiaz­dę lub czar­ną dziu­rę.


[1] Podzię­ko­wa­nia dla Wiki­pe­dii.
[2] Kolej­ne podzię­ko­wa­nia dla Wiki­pe­dii.
[3] Niech żyje Wiki­pe­dia.

O AUTORZE

Marcin Jurzysta

Urodzony 23 grudnia 1983 roku w Elblągu. Literaturoznawca, poeta, krytyk literacki, członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Autor tomów poetyckich: ciuciubabka (2011), Abrakadabra (2014), Chatamorgana (2018) oraz Spin-off (2021) wydanych przez Dom Literatury i łódzki oddział Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Laureat Konkursu im. Haliny Poświatowskiej w Częstochowie, Rafała Wojaczka w Mikołowie oraz Międzynarodowego Konkursu „OFF Magazine” w Londynie.