Czego warto skosztować?
Katarzyna Filipczak
Głos Katarzyny Filipczak w debacie "Kogo tłumaczyć".
strona debaty
Kogo tłumaczyć?Zobaczyć, dotknąć, opowiedzieć – tak może brzmieć motto dla tłumaczy literatury obcej. Jako znawcy innej kultury i języka stają się przewodnikami dla zgłodniałych wrażeń czytelników. Nie mogą jednak zaspokoić ich ciekawości całkowicie, a jedynie wybiórczo. Twórczość każdego z autorów prezentują bowiem fragmentarycznie. Większość z utworów zostaje pominięta, lecz nie sposób nikogo za to winić.
Problem pojawia się, gdy spośród rozległej gamy literatur na świecie, twórców i ich dzieł należy wybrać zaledwie garstkę, która zasługuje na bliższe poznanie. Kogo wtedy tłumaczyć? Czym kierować się przy wyborze? Jedną z możliwości jest odświeżanie i uzupełnianie tekstów już tłumaczonych. Warto byłoby przypomnieć poezję Mallarmégo, Verlaine’a czy Rilke’go, prozę Musila i dramaty Camusa. Wymieniać można dalej, lecz to trochę jak walka z wiatrakami.
Może zatem lepiej skupić się na jednej z literatur. Coraz większym zainteresowaniem cieszą się nieodkryte dotąd lądy, takie jak literatura afrykańska lub arabska. Pamiętam, że kiedyś przypadkiem trafiłam na haiku Matsūo Bashō. Czemu więc nie zająć się literaturą japońską? Można oczywiście zwrócić uwagę na państwa położone bliżej Polski, na przykład Rumunię czy Czechy.
Wydaje się, że najlepszym rozwiązaniem jest słuchanie wewnętrznego głosu; głosu własnych zainteresowań, pragnień i oczekiwań. Proponowałabym zatem podążanie drogą wyznaczoną przez poezję i prozę latynoamerykańską, jak również przez literaturę węgierską. Czuję pewien niedosyt, gdy o nich myślę. Nie mam zamiaru pomijać przy tym tłumaczeń z innych krajów. Także one są potrzebne. Myślę, że czytelnik jest po trosze wędrowcem. Zagłębia się w zakamarki różnych miejsc (książek) i rozkoszuje się smakiem tego, co oferuje autor. Oczekuje jednak tego samego: zachwytu i zbliżania się do niewytłumaczalnej Tajemnicy istnienia.