debaty / ankiety i podsumowania

Czytanie jest jak oddychanie, nie zastanawiam się nad nim

Paweł Kubisz

Głos Pawła Kubisza w debacie „Czytam naturalnie 2017”.

strona debaty

Czytam naturalnie 2017: wprowadzenie

„Jak czy­tać?”, „Jak dobie­rać lek­tu­ry?”, „Komu ufać przy wybo­rze?” – wobec takich pytań czu­ję się zakło­po­ta­ny. Nie dys­po­nu­ję uni­wer­sal­ny­mi recep­ta­mi, dobry­mi dla każ­de­go czy­tel­ni­ka. Nie wiem jak spra­wić, by lek­tu­ra była dla wszyst­kich przy­jem­no­ścią. Nie wiem, czy mają to być nowo­ści, czy kla­sy­ka. Jedy­ne co wiem, to jak ja sam czy­tam, i tym tyl­ko mogę się tu podzie­lić.

Cie­ka­wy utwór powi­nien mieć począ­tek, śro­dek i koniec, choć – jak twier­dzą znaw­cy – nie­ko­niecz­nie w poda­nej kolej­no­ści. Zacznę więc od środ­ka. Prze­miesz­czam się po moich lek­tu­rach ruchem koni­ka sza­cho­we­go. Czy­tam jed­no­cze­śnie wie­le ksią­żek. Bar­dzo róż­nych. Ska­czę po roz­dzia­łach, żon­glu­ję tytu­ła­mi, mie­szam gatun­ki, twór­ców i kon­wen­cje – tro­chę na oślep, po omac­ku, tro­chę na czu­ja. Czy­tam tak dłu­go, jak dłu­go spra­wia mi to przy­jem­ność. Nie wszyst­kie książ­ki oczy­wi­ście – są pozy­cje, któ­re zwy­czaj­nie powi­nie­nem znać. Te naj­czę­ściej kła­dę pod podusz­kę z płon­ną nadzie­ją, że prze­czy­ta­ją się same. Nie zawsze się to uda­je. Inne czy­tam tak, jak­bym upra­wiał seks: prze­cią­gle, namięt­nie – delek­tu­jąc się każ­dym wer­sem. Piesz­czę i sma­ku­ję każ­dą stro­nę, jak­bym cało­wał cia­ło kochan­ki, powo­lut­ku, ale bez ustan­ku, nie­uchron­nie jak pyton – leni­wie tra­wią­cy połknię­tą ofia­rę. Albo zupeł­nie ina­czej – gwał­tow­nie, w pośpie­chu, do utra­ty tchu. Róż­ne są książ­ki, róż­ne bywa­ją kochan­ki. Jed­no jest wspól­ne: koń­czę zwy­kle bla­dym świ­tem lub jesz­cze póź­niej.

Był w moim życiu czas, kie­dy pró­bo­wa­łem świa­do­mie odpo­wie­dzieć na podob­ne pyta­nia o lite­ra­tu­rę. Zada­łem sobie wte­dy nie­ma­ło tru­du, pró­bu­jąc wypa­tro­szyć i prze­ni­co­wać sło­wo pisa­ne na wszyst­kie moż­li­we spo­so­by – zgod­nie ze wska­zów­ka­mi uczo­nych w piśmie. Czy­ta­łem wte­dy dużo, choć nie­ko­niecz­nie z wła­snej woli ani z przy­jem­no­ścią. Szyb­ko oka­za­ło się, że „zawo­dow­cy” pod­cho­dzą do lite­ra­tu­ry tro­chę jak koro­ner do świe­żych zwłok, co spra­wi­ło, że wię­cej uwa­gi i cza­su poświę­ca­łem wte­dy kole­żan­kom z roku niż dobrym książ­kom. Teraz czy­tam znacz­nie mniej, ale podą­żam za wła­snym instynk­tem, dzię­ki cze­mu nie szu­kam, lecz znaj­du­ję. Oczy­wi­ście słu­cham cza­sem mądrzej­szych, ale wybie­ram samo­dziel­nie. To chy­ba jest wła­śnie mój oso­bi­sty klucz do lite­ra­tu­ry: mam do ksią­żek sto­su­nek miło­sny, bo z czy­ta­niem jest jak z kobie­ta­mi – jeśli kochasz książ­ki, to odpo­wied­nie lek­tu­ry same Cię znaj­dą.

Zapy­ta­ny o isto­tę rzeź­biar­stwa Michał Anioł odpo­wie­dział, że pole­ga ono na stop­nio­wym odłu­py­wa­niu zbęd­nych frag­men­tów od wiel­kiej mar­mu­ro­wej bry­ły, w któ­rej uwię­zio­na jest rzeź­ba. Czy­ta­nie to według mnie pro­ces ponie­kąd odwrot­ny. Każ­da książ­ka, każ­dy wiersz, każ­dy wers, któ­ry mnie na wskroś poru­szy i zapad­nie mi w pamięć, two­rzy mnie stop­nio­wo – jak ogrom­ny obraz z barw­nych puz­zli, kawa­łek po kawał­ku. Czy­ta­jąc, skła­dam w ten spo­sób same­go sie­bie z okru­chów odna­le­zio­nych w tym, co czy­tam. A czy­tam tak, jak piszę: za mało, za póź­no i za rzad­ko – dla­te­go bar­dzo chciał­bym uczest­ni­czyć w zaję­ciach pra­cow­ni otwar­tej Sta­cji Lite­ra­tu­ra w Stro­niu Ślą­skim. Może będzie to impuls, któ­ry moje zma­ga­nie ze sło­wem pisa­nym tro­chę usys­te­ma­ty­zu­je?