debaty / ankiety i podsumowania

Do kosza wrzucam tę poezję

Piotr Kępiński

Głos Piotra Kępińskiego w debacie "Poeci na nowy wiek".

strona debaty

Poeci na nowy wiek

Jestem znu­dzo­ny pol­ską poezją. Debiu­tan­ci ostat­nich dzie­się­ciu lat nie przy­go­to­wa­li żad­nej nie­spo­dzian­ki. Set­ki nazwisk, set­ki pustych zdań. Szko­da papie­ru – chcia­ło­by się powie­dzieć.

To dla­te­go do ksią­żek naj­młod­szych i śred­nio-mło­dych auto­rów się­gam coraz rza­dziej. Dosko­na­le wiem, co tam znaj­dę. Te same fra­zy, te same nud­ne prze­ży­cia, zda­nia któ­re zja­da­ją zda­nia, cud­ne kal­ki, przez któ­re nic nie widać: ani twa­rzy auto­ra, ani nawet jego rąk. Wszyst­ko scho­wa­ne pod watą słów, któ­re zosta­ły wcze­śniej prze­czy­ta­ne. Nic zaska­ku­ją­ce­go, nic ory­gi­nal­ne­go. Nędza, pro­szę Pań­stwa. Pol­ska poezja ostat­nich dzie­się­ciu lat nie mówi mi nic o auto­rach, o miej­scach w któ­rych żyją.

Ta poezja nie mówi mi też nic cie­ka­we­go o języ­ku, któ­ry­mi mło­dzi poeci się posłu­gu­ją. Mam wra­że­nie, że czy­tam jeden wiersz stwo­rzo­ny przez jakie­goś pseu­do-demiur­ga, któ­ry po skre­śle­niu paru zdań roz­sy­ła je do swo­ich zna­jo­mych. Ci meto­dą Ctrl+C‑Ctrl+V – roz­sy­ła­ją go dalej. Pod­pi­su­jąc tyl­ko innym nazwi­skiem.

To jak­by wypraw­ki szkol­ne wraż­li­wych nie­wąt­pli­wie ludzi, któ­rzy może za jakiś czas skre­ślą coś ory­gi­nal­ne­go, nie­mniej jed­nak teraz pro­po­nu­ją nie­sa­mo­dziel­ną pap­kę. Może nawet i te wier­sze są spraw­nie napi­sa­ne. Nie­wy­klu­czo­ne, że na swój spo­sób prze­ży­te, tyl­ko dla­cze­go widać w nich: mamę i tatę, czy­li korze­nie, a brak w nich samo­dziel­ne­go myśle­nia, któ­re wyma­ga ryzy­ka i porzu­ce­nia – nawet za cenę błę­du i ośmie­sze­nia – bez­piecz­nych zdań.

Tak, w poezji – bar­dziej niż szczel­nie dopra­co­wa­ne­go kon­cep­tu – wypa­tru­ję błę­du, któ­ry będzie świad­czył o tym, że autor myśli, błą­dzi, ale chce zro­bić coś sam. A widzę tyl­ko zda­nia na smy­czy, poję­cia zna­le­zio­ne w słow­ni­ku wyra­zów obcych. Te wier­sze są głu­che i śle­pe. Mają maski na twa­rzach.

I gdy­by w cią­gu tych ostat­nich dzie­się­ciu lat nie poja­wił się Edward Pase­wicz ze swo­ją Dol­ną Wil­dą, Dariusz Basiń­ski z tomi­kiem Motor kupił Duszan czy Bian­ka Rolan­do z Bia­łą książ­ką był­bym kom­plet­nie zała­ma­ny. Dzię­ki Bogu poja­wi­li się jed­nak auto­rzy, któ­rzy potra­fi­li zna­leźć wła­sne sło­wa. Każ­dy z nich jest z innej para­fii. Każ­dy z inne­go śro­do­wi­ska. Pase­wicz to empa­tycz­ny post-moder­ni­sta, Basiń­ski to czu­ły lin­gwi­sta, a Rolan­do dry­fu­je w stro­nę kola­żu lite­rac­ko-pla­stycz­ne­go. Ich wier­szy nie wyrzu­cam do kosza. Trzy­mam. Wiem, że wej­dą do lite­ra­tu­ry. Bo ryzy­ku­ją. Mają twa­rze. Nie wsty­dzą się ich.