debaty / ankiety i podsumowania

dwa tysiące dziesiątemu

Joanna Żabnicka

Głos Joanny Żabnickiej w debacie "Biurowe książki 2010 roku".

strona debaty

Biurowe książki 2010 roku

W minio­nym roku byli­śmy świad­ka­mi lite­rac­kich naro­dzin, jubi­le­uszów, a nawet rein­kar­na­cji. Samo życie. W zasa­dzie moż­na przy­jąć, że Biu­ro Lite­rac­kie opar­ło się kry­zy­so­wi. Nawet, jeśli brać na poważ­nie uwa­gę, że seria „Doży­nek” jest oczy­wi­stą prze­wa­gą eko­no­mii nad biblio­fil­stwem.

Zostaw­my wstę­py. Trud­no hie­rar­chi­zo­wać obiek­tyw­nie ubie­gło­rocz­ne doko­na­nia i nie zamie­rzam tego robić. Pozwo­lę sobie napi­sać kil­ka słów na temat dwu głów­nych podraż­nie­niach pry­wat­ne­go – czy­tel­ni­cze­go, rzecz jasna – pod­nie­bie­nia.

Julia Fie­dor­czuk stwo­rzy­ła księ­gę ini­cja­cji wsze­la­kich, ope­ru­jąc (widocz­ną rów­nież w jej wier­szach) per­spek­ty­wą bio­lo­gicz­no-fizjo­lo­gicz­ną. Spor­tre­to­wa­ła czło­wie­ka sil­nie osa­dzo­ne­go w swo­im spo­łecz­nym kon­tek­ście, jed­no­cze­śnie przed­sta­wia­jąc go jako tego, któ­ry nie­ustan­nie pró­bu­je uciec myśla­mi. Sza­le­nie waż­na jest w tej książ­ce ten­den­cja przy­szpi­la­nia zaob­ser­wo­wa­nych absur­dów i bła­ho­stek, a po ska­ta­lo­go­wa­niu i odpo­wied­nim sko­men­to­wa­niu – wypusz­cza­nia ich na wol­ność. War­to jesz­cze wytę­żyć uwa­gę przede wszyst­kim, aby dostrzec błysk wyszcze­rzo­nych (w uśmie­chu czy w napa­dzie gnie­wu?) zębów nar­ra­to­ra.

Jeśli o „napa­dach” mowa, to na myśl przy­cho­dzi mi od razu lite­rac­ka część Mar­ci­na Sen­dec­kie­go z Pół. Udo­ku­men­to­wa­ne zma­ga­nia z mate­rią języ­ko­wą, pró­ba fonicz­nej reali­za­cji słów w cza­sie nor­ma­tyw­nie na to prze­wi­dzia­nym, mobi­li­za­cja apa­ra­tu mowy do dzia­ła­nia zgod­nie z zamy­słem – to głów­ne bolącz­ki, któ­rym poświę­co­no uwa­gę. Kolej­ność sylab rów­nież nie jest naj­waż­niej­sza (a są to prze­cież spra­wy nie bła­he!). Udo­wod­nio­no po raz kolej­ny, jak waż­ny jest pod­skór­ny ładu­nek twór­czo­ści. Może zabrzmi to dziw­nie, ale wier­sze z Pół są efek­tem sil­ne­go wzru­sze­nia, a kon­se­kwent­ne zająk­nię­cia to też pomysł na poezję.

Zeszły rok oczy­wi­ście na książ­kach się nie koń­czy. Był to czas warsz­ta­tów i „Por­tu”, comie­sięcz­nych (od)czytań poezji towa­rzy­szą­cych pre­mie­rom ksią­żek. Nie jest żad­ną tajem­ni­cą, że Biu­ro wycho­wu­je (a w skraj­nych przy­pad­kach nawet hodu­je) na wła­sny uży­tek ławy czy­tel­ni­ków i stop­nio­wo uzu­peł­nia lożę auto­rów. Ten pro­ces postę­pu­je i to chy­ba dobrze. Kolej­ny rok z gło­wy, kolej­ne tomy w gło­wie – oby histo­ria nie zapo­mnia­ła się powtó­rzyć.