debaty / ankiety i podsumowania

Dzisiaj jest wspólne

Paweł Kaczmarski

Głos Pawła Kaczmarskiego w debacie "Być poetą dzisiaj".

strona debaty

Być poetą dzisiaj

Pyta­nie o to, „co zna­czy być poetą dzi­siaj”, wyda­je się wymu­szać szer­sze spoj­rze­nie na lite­ra­tu­rę niż coraz czę­ściej dys­ku­to­wa­ne – w natu­ral­ny spo­sób kształ­tu­ją­ce się w świa­do­mo­ści czy­tel­ni­czej – kwe­stie „poezji ubie­głej deka­dy” czy „poezji nad­cho­dzą­cej deka­dy”. Pyta­jąc o rolę poezji i pozy­cję poety „dzi­siaj” nie pozwa­la­my temu pyta­niu utra­cić pier­wot­nej dyna­mi­ki, nie odkła­da­my go na póź­niej. „Dzi­siaj” w lite­ra­tu­rze nie sta­je się (a przy­naj­mniej nie powin­no się sta­wać) „stu­le­ciem” czy „dzie­się­cio­le­ciem”. Odno­si raczej mówią­ce­go – poetę, kry­ty­ka, czy­tel­ni­ka – do chwi­li, w któ­rej powyż­sze pyta­nie zosta­je posta­wio­ne. Nie moż­na go przez to wyma­zać, mówiąc o „dal­szej per­spek­ty­wie” i „szer­szym hory­zon­cie”. Nie moż­na powie­rzyć go niko­mu inne­mu. Jeśli ist­nie­je jakie­kol­wiek pyta­nie wspól­ne wszyst­kim uczest­ni­kom pola lite­rac­kie­go, doty­czy ono wła­śnie roli poetów – a sze­rzej: roli poezji – w ich „dzi­siej­szym” byciu.

Wyda­je się, że nie bez powo­du temat dys­ku­sji zaini­cjo­wa­nej przez Biu­ro Lite­rac­kie zawie­ra w sobie powyż­szą dwu­znacz­ność, kie­ru­jąc na jed­nym tyl­ko pozio­mie ku „prze­ło­mo­wi dekad”. Pol­ska poezja – szcze­gól­nie w oso­bach swo­ich młod­szych przed­sta­wi­cie­li, jak Kopyt i Pase­wicz (w wypad­ku dru­gie­go – młod­szych sta­żem) – sama podej­mu­je pyta­nie o swo­ją „rolę dzi­siaj”, wykra­cza­jąc zarów­no poza histo­rycz­no­li­te­rac­kie pró­by jało­wej, poko­le­nio­wej kla­sy­fi­ka­cji, jak i poza potocz­nie poj­mo­wa­ne zaan­ga­żo­wa­nie poezji, zwy­kle roz­gry­wa­ne jedy­nie na płasz­czyź­nie tema­tów. W ogól­nym ruchu lite­ra­tu­ry two­rzy się dyna­micz­ny nurt poetyc­kiej pra­cy w języ­ku, któ­ry pre­zen­tu­je swo­ich przed­sta­wi­cie­li więk­sze­mu gro­nu czy­tel­ni­ków w usta­lo­nym przez sie­bie ryt­mie; dyna­mi­kę pra­cy nad wła­snym języ­kiem rów­no­wa­ży nie­spiesz­no­ścią. Swo­ista nie­przy­sta­wal­ność „sta­tu­su poety” sta­je się narzę­dziem kształ­to­wa­nia ory­gi­nal­nych gło­sów.

Myśląc o takich auto­rach, jak nagro­dzo­ny Nike Euge­niusz Tka­czy­szyn-Dyc­ki, nie spo­sób nie zauwa­żyć, jak wyraź­nie apo­re­tycz­na jest pod­sta­wa pol­skie­go życia poetyc­kie­go ujmo­wa­ne­go w kate­go­riach „sze­ro­kie­go odbio­ru”. Trud­no spo­dzie­wać się, żeby nagro­da dla auto­ra Dzie­jów rodzin pol­skich włą­czy­ła nagle w odbiór współ­cze­snej poezji tę masę czy­tel­ni­ków, któ­rzy dotąd mie­li z nią nie­wie­le do czy­nie­nia. Przy­po­mi­na się słyn­na „sta­ła Enzens­ber­ge­ra”, okre­śla­ją­ca licz­bę czyn­nych odbior­ców poezji w każ­dym kra­ju na 1354. Do tego Nike dla Dyc­kie­go (a wcze­śniej dru­ga w jego dorob­ku Nagro­da Lite­rac­ka Gdy­nia) wywo­łu­je wszyst­kie nazwi­ska pomi­nię­te w powszech­nym czy­tel­ni­czym odbio­rze – od Pase­wi­cza i Wie­de­man­na po Hone­ta – któ­rych kon­tra­stu­ją­cą nie­obec­ność trud­no wytłu­ma­czyć poko­le­nio­wą róż­ni­cą. A jed­nak trud­no nie zauwa­żyć, że pol­ska poezja przed­sta­wia szer­sze­mu gro­nu czy­tel­ni­ków to, co ma naj­lep­sze­go do zaofe­ro­wa­nia (czy raczej – część z tego).

Rozu­mie­niu, że „dzi­siaj jest wspól­ne”, towa­rzy­szy powol­ne odzy­ski­wa­nie pojęć warsz­ta­tu i nar­ra­cji rozu­mia­nych nie jako kuch­nia i sypial­nia kon­kret­ne­go auto­ra, ale jako pole wspól­nej (czy przy­naj­mniej: nie­od­dziel­nej) pra­cy w języ­ku. Symp­to­my są licz­ne: mno­żą­ce się „małe” – ale ambit­ne i war­to­ścio­we – festi­wa­le lite­rac­kie (czy wręcz – „mikro­fe­sti­wa­le”), coraz więk­sza licz­ba znaj­du­ją­cych czy­tel­ni­czy odgłos spo­tkań z mło­dy­mi auto­ra­mi, z roku na rok śmiel­sze mówie­nie o chę­ci i potrze­bie prze­kra­cza­nia wła­snych inspi­ra­cji (wystar­czy porów­nać dwie książ­ki Julii Szy­cho­wiak czy Rdzę i Cykli­sta Prze­my­sła­wa Owczar­ka). Z dru­giej stro­ny rów­nie licz­ne prze­szko­dy i dowo­dy bez­wła­du: powścią­gli­wość star­szych w mówie­niu o mło­dych (nie z miej­sca kry­ty­ka, ale poety wła­śnie), brak skon­kre­ty­zo­wa­nej dys­ku­sji z pozy­cji ści­śle lite­rac­kich. Tutaj war­to spoj­rzeć na wzor­ce zachod­nie – na tam­tej­szych spo­tka­niach autor­skich czę­ściej mówi się o poetach nie­obec­nych, w wyni­ku cze­go nie powra­ca­ją pyta­nia mają­ce kontr­asy­gno­wać nazwi­skiem poety kon­kret­ną inter­pre­ta­cję jego książ­ki.

Mimo to – coś się u nas dzie­je, jest nie tyl­ko fer­ment, ale i rozu­mie­nie, że wszy­scy fer­men­tu­je­my i robi­my to w języ­ku. Wyda­je się, że dostrze­gal­ny dwu­kie­run­ko­wy ruch w pol­skiej poezji – dyna­micz­nej pra­cy w gro­nie „enzens­ber­ge­row­skich” czy­tel­ni­ków i bar­dziej sta­tycz­nej pre­zen­ta­cji dorob­ku nie­któ­rych poetów szer­sze­mu odbior­cy – sprzy­ja samym poetom i ich wier­szom.

Oczy­wi­ście, w tej sytu­acji wię­cej obo­wiąz­ków spa­da na wydaw­ców oraz juro­rów nagród i orga­ni­za­to­rów lite­rac­kich imprez. To do nich nale­ży coraz czę­ściej przed­sta­wie­nie, a nawet skon­tek­stu­ali­zo­wa­nie dorob­ku dane­go auto­ra. Stąd wie­lo­za­da­nio­wy – i w grun­cie rze­czy dość podob­ny, co nie wyda­je się niczym złym – cha­rak­ter poszcze­gól­nych insty­tu­cji życia lite­rac­kie­go. Ponow­nie – dyna­mi­ka ich wza­jem­nych rela­cji jest nie­oce­nio­na, ale dla czy­tel­ni­ków „z zewnątrz” zle­wa poszcze­gól­ne festi­wa­le, wydaw­nic­twa i cza­so­pi­sma w męt­ny stru­mień. Cho­ciaż prze­ka­za­nie sze­ro­kiej rze­szy odbior­ców pierw­szych narzę­dzi do roz­dzie­la­nia tej mie­sza­ni­ny sta­no­wi nie­ja­ko z tytu­łu zada­nie kry­ty­ki, naiw­no­ścią było­by igno­ro­wa­nie (choć­by z przy­czyn ide­olo­gicz­nych) metod i moż­li­wo­ści juro­rów, orga­ni­za­to­rów, a tak­że – wydaw­ców.

Pyta­nie o „rolę poety dzi­siaj” szyb­ko prze­ra­dza się w pyta­nie o rolę dzi­siej­sze­go kry­ty­ka – na ile jest on pisa­rzem i twór­cą nar­ra­cji, na ile reali­zu­je model lec­tu­re-ecri­tu­re, jakie narzę­dzia odkrył, a jakich zrzekł się dobro­wol­nie w cią­gu ostat­nich dekad. To temat na inną, rów­nie istot­ną dys­ku­sję.

Być poetą dziś – zarów­no „dziś” w ogó­le, jak i „dziś – na prze­ło­mie pierw­szej i dru­giej deka­dy XXI wie­ku” – zna­czy: nie zwle­kać z poszu­ki­wa­niem słów, z pra­cą w języ­ku, nie odkła­dać gry­zą­cych pytań na póź­niej. To z kolei zna­czy: dostrze­gać wspól­no­to­wy, nie­od­dziel­ny cha­rak­ter każ­de­go dzia­ła­nia w poezji i na poezji, zawsze już wypa­da­ją­cy jed­nak na tle „lite­ra­tu­ry w ogó­le”. Ryzy­ku­jąc pomi­nię­cie w „sze­ro­kim odbio­rze”, unik­nąć moż­na tego, przed czym prze­strze­gał Ador­no – roz­cią­gnię­cia poezji na kry­te­ria tego odbio­ru, zatra­ce­nia wła­snych prze­sła­nek w prze­słan­kach ryn­ku.