debaty / ankiety i podsumowania

Gdzie one są?

Radosław Wiśniewski

Głos Radosława Wiśniewskiego w debacie „Jeszcze jedna dyskusja o parytetach”.

strona debaty

Jeszcze jedna dyskusja o parytetach

Anna Fidec­ka, Karo­li­na Micor, Marze­na Jaku­bow­ska, Łucja Aba­lar, Urszu­la Zaj­kow­ska, Alek­san­dra Wojt­kie­wicz, Zofia Zie­liń­ska, Iwo­na Kac­per­ska, Marzan­na Kie­lar, Kata­rzy­na Hag­ma­jer, Mag­da­le­na Nowic­ka, Karo­li­na Brzó­ska, Joan­na Hań­de­rek.

1.
Imio­na i nazwi­ska przy­wo­ła­nych powy­żej poetek nic Pań­stwu nie mówią? Mnie nie­ste­ty już też mniej niż kil­ka lat temu. Gdzieś pogu­bi­łem ich kolej­ne wier­sze, książ­ki wyda­ne lub nie, adre­sy, kon­tak­ty, tele­fo­ny. Rela­cje cza­sem się utrzy­mu­ją, ale mam wra­że­nie, że lite­rac­ko autor­ki zaję­ły się zni­ka­niem. Były, debiu­to­wa­ły, zro­bi­ły na mnie wra­że­nie – sko­ro pamię­tam do tej pory te wier­sze, a jed­nak nie mogę ich zna­leźć od jakie­goś cza­su. Nie wiem dla­cze­go. Może źle szu­kam. Być może za zamilk­nię­ciem każ­dej z nich kry­je się zupeł­nie inna histo­ria, a wie­lo­głos nie nada­je się na efek­tow­ny sztych. Trud­no, ale tekst miał być o czym innym, tak, oczy­wi­ście. O spra­wach i pro­ce­sach bar­dziej ogól­nych.

2.
Zacznij­my od tego, że świat poezji jest maleń­ki, nie­po­zor­ny i mar­gi­nal­ny. Kie­dy czy­tam w zaga­je­niu do dys­ku­sji o tym, że rze­ko­mo kobie­ty pomi­ja się w pla­nach wydaw­ni­czych, to zaraz sobie myślę, chwi­la chwi­la, jakie pla­ny? Ile wydaw­nictw, zaj­mu­ją­cych się poezją, ma jakie­kol­wiek pla­ny? I ile jest tych wydaw­nictw? I jak moż­na mówić o struk­tu­rach wła­dzy, kie­dy nie ma za bar­dzo czym rzą­dzić? Mam wra­że­nie, że ostat­nio ujaw­nio­ne gło­sy w tej dys­ku­sji są odbi­ciem tego, co się dzie­je z dys­kur­sem o poezji, tego jak poezja jest postrze­ga­na, widzia­na i co się komu wyda­je w kra­ju, gdzie – nigdy dość o tym przy­po­mi­nać – 63% oby­wa­te­li w ostat­nim roku nie prze­czy­ta­ło żad­nej książ­ki, a gdy­by zapy­tać o poezję, to pew­nie wynik wyno­sił­by 99%. Nie dziw­ne, że gło­sy o rze­ko­mym – bo dowo­dów brak w gło­śnych i krzy­kli­wych tek­stach – powszech­nym mole­sto­wa­niu sek­su­al­nym kobiet w śro­do­wi­sku lite­rac­kim wypły­wa­ją przy oka­zji Festi­wa­lu Poezji Sile­sius, sko­ro w zasa­dzie nie­wie­le poza tym festi­wa­lem zosta­ło momen­tów, kie­dy poezja jest dostrze­gal­na. To życie toczy się według koło­wrot­ka nomi­na­cji, nagród, gali, wrę­czeń i w zasa­dzie poza tym już nie­mal go nie ma. A z nich dla poetów i poetek naj­więk­sza jest nagro­da Sile­sius.

Żeby był spi­sek, zmo­wy mil­cze­nia, to gdzieś musia­ły­by być klej­no­ty, któ­rych męscy asa­sy­ni mie­li­by strzec, a gdzież owe skarb­ce w poezji się podzia­ły? Czyż nie wie­cie, że kró­lo­wie i kró­lo­we tego gatun­ku nie tyle są nadzy, ile goło­dup­ca­mi są – co nie wycho­dzi na to samo? Eks­cy­ta­cja się­ga zeni­tu przy oka­zji festi­wa­lu, gdzie jeden, wybra­ny debiu­tant roku dosta­je nagro­dę w wyso­ko­ści 20 tysię­cy zło­tych pol­skich, czy­li dwa razy mniej niż wyno­si zalicz­ka dla bar­dziej zna­ne­go pro­za­ika, czy­li tyle, ile kosz­tu­je w przy­bli­że­niu sie­dem metrów kwa­dra­to­wych w osie­dlu na obrze­żach Wro­cła­wia, albo uży­wa­ny dwu­na­sto­let­ni samo­chód, wykle­pa­ny przesz szwa­gra, pod­pi­co­wa­ny przez wuj­ka. I to jest jeden z naj­więk­szych pro­fi­tów w tej bran­ży w kra­ju! I to wokół tego ten spi­sek czy może wokół hono­ra­riów na tych kil­ku­na­stu festi­wa­lach lite­rac­kich w Pol­sce za spo­tka­nia, na któ­re przy­cho­dzi od dzie­się­ciu do trzy­dzie­stu czy­tel­ni­ków, a jak już jest czter­dzie­stu, to ist­ny tłum? Dopraw­dy – spi­sek? Wyci­na­nie kon­ku­ren­cji? Kon­ku­ren­cji do cze­go? Moja teza jest taka – a jest rów­nie sła­bo udo­ku­men­to­wa­na jak tezy prze­ciw­ne, tyle że tam­te stro­ją się w szla­chec­two i eman­cy­pa­cyj­ny szyk – że jeże­li jest cham­stwo, mole­sto­wa­nie, brud oraz smród w śro­do­wi­sku, to panu­je on nad pust­ką i ciem­nią. I nie jest to wyci­na­nie kon­ku­ren­cji, ale po pro­stu zwy­kłe cham­stwo, któ­re mówi „pokaż cyc­ki” i śmie­je się z uda­ne­go dow­ci­pu. To cham­stwo nie ma wpły­wów, takich real­nych, któ­rych taj­ny­mi mapa­mi mogły­by ste­ro­wać sta­da chłop­skich mole­stan­tów. Zatem nawet jeże­li są i naga­bu­ją was, dro­gie kole­żan­ki, to śmiej­cie się z nich i nie lękaj­cie się obna­żać ich publicz­nie – nie mają na nic wpły­wu, nic nie mogą wam dać, zabrać ani poda­ro­wać, bowiem skar­biec tej repu­bli­ki jest od daw­na pusty. I wca­le nie wiem, czy to rze­ko­me lob­by mole­stan­tów nie jest słab­sze od lob­by homo­sek­su­al­ne­go, pra­wac­kie­go, lewac­kie­go czy polo­ni­stycz­ne­go. O, szcze­gól­nie przy­pa­trz­my się moż­li­wej, taj­nej gru­pie spi­sko­wej polo­ni­stów. Tutaj nawet nie muszę się wysi­lać spe­cjal­nie na argu­ment, bowiem oka­zać się może dowod­nie, że gdy­by spraw­dzić pro­cen­to­wy udział stu­den­tów, absol­wen­tów i absol­wen­tek filo­lo­gii pol­skiej wśród juro­rów, nagra­dza­nych, nomi­no­wa­nych, kry­ty­ko­wa­nych i recen­zo­wa­nych – oka­za­ło­by się, że cała ta sce­na poetyc­ka to w grun­cie rze­czy cichy apar­the­id, któ­ry seku­je wszel­kich nie-polo­ni­stów od polo­ni­stów. A prze­cież ilość powią­zań od stu­den­ta do pro­fe­so­ra – jest dużo sil­niej­sza, dłu­go­trwa­ła niż wszel­kich innych, gdy oni wszy­scy z jed­ne­go cechu, jed­nej kuź­ni, jed­ne­go szy­ne­la.

3.
A sko­ro mówi­my sobie o sta­ty­sty­ce – zada­łem sobie nie­co tru­du i pró­bo­wa­łem zwe­ry­fi­ko­wać twier­dze­nie o tym, czy kobie­ty wię­cej czy też mniej piszą niż face­ci. Bo gdy­by oka­za­ło się, że tych kobiet piszą­cych istot­nie jest mniej niż face­tów, to gdy­by wpro­wa­dzić ści­słe pary­te­ty według zasa­dy fifty/fifty, to oka­za­ło­by się, że mniej­szość kobiet wie­lo­krot­nie musia­ła­by obska­ki­wać więk­szość imprez, ich nazwi­ska, imio­na by się opa­trzy­ły, wier­sze osłu­cha­ły, a face­ci tkwi­li­by w kolej­ce jak po miesz­ka­nie spół­dziel­cze w latach schył­ko­we­go PRL i kwi­li­li­by. I już widzę te hasła rekla­mo­we wydaw­nictw, festi­wa­li, por­ta­li drwią­cych z pary­te­tów. „U nas liczy się tekst, a nie płeć auto­ra”, albo „tyl­ko jakość” czy o zgro­zo – „u nas sami face­ci”. No wła­śnie – zada­łem sobie zatem trud, by prze­śle­dzić listy zgła­sza­nych ksią­żek poetyc­kich do roz­ma­itych nagród (zgła­sza­nych, zatem nie pod­le­ga­ją­cych inne­mu typo­wi selek­cji jak for­mal­nej) i licz­ba napi­sa­nych przez dziew­czy­ny i kobie­ty ksią­żek waha się w zależ­no­ści od roku i nagro­dy od 24 do 38%. Wyglą­da zatem na to, że rze­czy­wi­ście publi­ku­je książ­ki tro­chę mniej kobiet niż męż­czyzn. Nie wia­do­mo, czy mniej pisze i sta­ra się o publi­ka­cję, ale śmiem twier­dzić, że te dane coś już mówią. Przy czym to nie są oczy­wi­ście dane osta­tecz­ne. W prze­ci­wień­stwie do osób, któ­re wie­dzą, mają wyro­bio­ne zda­nie oraz poczu­cie nie­omyl­no­ści nie­mal papie­skiej, ja mam zawsze wąt­pli­wo­ści. Bo oczy­wi­ście moż­na powie­dzieć, że ów szkla­ny sufit jest gdzie indziej, jesz­cze przed wyda­niem książ­ki, albo po wyda­niu, ale na eta­pie usta­la­nia roz­kła­du sił pro­mo­cyj­nych i mar­ke­tin­go­wych wydaw­nic­twa, przez co książ­ka wyda­na, świet­na, nie jest nigdzie zgła­sza­na i popy­cha­na pro­mo­cyj­nie. Tyl­ko po co w takim razie wydaw­ca miał­by wyda­wać książ­kę, któ­rej potem nie chce tak czy ina­czej sprze­dać? A to wszyst­ko ma oczy­wi­ście sens zakła­da­jąc, że mówi­my o wydaw­nic­twach, któ­re dzia­ła­ją tak, jak się wszyst­kim wyda­je, że dzia­ła­ją, czy­li na przy­kład ini­cja­to­rom tej dys­ku­sji, czy­li pra­cow­ni­kom Biu­ra Lite­rac­kie­go. Czy­li że wydaw­nic­twa mają jakiś wła­sny budżet, że coś zara­bia­ją, sprze­da­ją, ukła­da­ją pla­ny i je reali­zu­ją lub nie. To dłu­ga histo­ria, ale moim zda­niem nie da się tak opi­sać sytu­acji więk­szo­ści wydaw­nictw, któ­re zaj­mu­ją się poezją. To zupeł­nie inna opo­wieść i na inną oka­zję, ale to są zupeł­nie inne poję­cia i inna pla­ne­ta. Być może i na tej pla­ne­cie żyją jakieś paskud­ne potwo­ry mole­stan­ty, o któ­rych napi­sa­ła Maja Staś­ko – ale jeże­li tak, to jest bar­dzo pro­sta meto­da ich zwal­cza­nia. Nie, nie cho­dzi o meto­dę sądo­wo-poli­cyj­ną – ta jest bowiem dłu­ga, mozol­na i wyma­ga od ofia­ry wie­le har­tu ducha oraz zebra­nia mate­ria­łu dowo­do­we­go, bowiem komu wina nie zosta­ła udo­wod­nio­na – jest nie­win­ny. Czy­li cię­żar dowo­du spo­czy­wa na oskar­ża­ją­cym, a nie oskar­żo­nym, któ­ry musi dowieść nie­win­no­ści. Są jed­nak – chciał­bym w to wie­rzyć – mecha­ni­zmy w samym śro­do­wi­sku, może jesz­cze nie­uświa­do­mio­ne, ale sku­tecz­ne. Na przy­kład towa­rzy­skie wyklu­cze­nie. W śro­do­wi­sku poetyc­kim, na mar­gi­ne­sie mar­gi­ne­su – wyklu­cze­nie towa­rzy­skie ma cię­żar wyklu­cze­nia w ogó­le. Tak, zaraz pod­nie­sie się krzyk, że zbyt wie­lu trze­ba by wyklu­czyć. A ja odpo­wiem spo­koj­nie – bar­dzo pro­szę, spró­buj­my naj­pierw poje­dyn­czo, dla przy­kła­du. Pamię­tam, że podob­ną akcję spo­łecz­ne­go boj­ko­tu pew­ne­go auto­ra orga­ni­zo­wa­li­śmy z kole­gą lat temu chy­ba dzie­sięć lub dwa­na­ście. Zarzut był poważ­ny, autor nie­spe­cjal­nie umiał się z zarzu­tu wytłu­ma­czyć, a i skłon­no­ści jego powszech­nie były zna­ne i upraw­do­po­dob­nia­ły zarzut. Jakoś tak dziw­nie się zło­ży­ło, że ówcze­sne lewi­cu­ją­ce pismo i śro­do­wi­sko lite­rac­kie tego auto­ra dość czu­le przy­tu­la­ło, łez­ki ocie­ra­ło i publi­ko­wa­ło go co i rusz. My na wsi wycię­li­śmy go z anto­lo­gii i nikt mu już ręki nie podał, cho­ciaż bywa­ło, że w towa­rzy­skiej sytu­acji zawisł był nad sto­łem z wycią­gnię­tą ręką, albo zna­jo­my lewi­cu­ją­cy kry­tyk pró­bo­wał nas w ramach żar­tu sobie przed­sta­wić, niby ponow­nie, że wy się chy­ba nie zna­cie. Tak, ja wiem, to była inna, zła lewi­ca, a moje obu­rze­nie było ze wszech miar miesz­czań­skie oraz bur­żu­azyj­ne. Facio gwał­cił moje dobre samo­po­czu­cie kla­sy śred­niej i jego domnie­ma­ne mole­sto­wa­nie mia­ło inny wymiar niż mi się zda­je. Mnie się zda­je, po moje­mu, wio­sko­we­mu, że to był praw­do­po­dob­nie (nigdy nie jestem i nie będę tego pewien) gnój. I trze­ba go było igno­ro­wać. I tak trze­ba robić, teraz i zawsze. I do tego nie jest potrzeb­ny lewi­co­wy, pra­wi­co­wy czy cen­tro­wy świa­to­po­gląd, sąd, pary­te­ty. Wystar­czy zwy­kłe wyczu­cie chło­pac­kiej przy­zwo­ito­ści. Jak to śpie­wa chło­pac­ka kape­la Lao Che w pio­sen­ce Krzy­wo­usty: „No pano­wie, igno­ro­wać gno­ja!”

4.
Postu­lat pary­te­tu płcio­we­go w dzie­dzi­nie dużo sub­tel­niej­szej niż ordy­na­cja wybor­cza do par­la­men­tu brzmi nie­co obsku­ranc­ko. Kło­pot widzę tak­że w tym, jak ten pary­tet wyzna­czyć, na jakim pozio­mie, ale też w tym, jak to niby te pary­te­ty wpro­wa­dzać prak­tycz­nie, jakim pra­wem narzu­cać, oby­cza­jem i siłą egze­kwo­wać. Bo postu­lat nawet naj­słusz­niej­szy trze­ba ubrać w jakąś nor­mę prak­tycz­ną. Jakich grup i orga­ni­za­cji pary­tet powi­nien doty­czyć? Jury mia­ło­by kom­po­no­wać wer­dyk­ty w zgo­dzie z pary­te­ta­mi? A jak miał­by wyglą­dać pary­tet na przy­kład wśród orga­ni­za­to­rów imprez lite­rac­kich? Jaki­mi spo­so­ba­mi miał­by być osią­ga­ny, jeże­li zało­ży­my, że np. gdy impre­zę orga­ni­zu­je jed­na z biblio­tek – wśród orga­ni­za­to­rów będą raczej same tyl­ko kobie­ty. A jak wymu­sić pary­tet na orga­ni­za­cji poza­rzą­do­wej, któ­ra z grun­tu ma cha­rak­ter ochot­ni­czy i wolon­ta­ryj­ny? Zamiast zaj­mo­wać się orga­ni­za­cją impre­zy, orga­ni­za­to­rzy cho­dzi­li­by po domach i uli­cach w poszu­ki­wa­niu pary­te­tu w komi­te­cie orga­ni­za­cyj­nym, aby tyl­ko był mię­dzy nimi pary­tet? I jaki­mi mecha­ni­zma­mi wymu­szać ten pary­tet? Zabro­nić orga­ni­za­cji imprez, któ­re pary­te­tu nie zacho­wu­ją, czy dele­ga­li­zo­wać sto­wa­rzy­sze­nia, w któ­rych on nie wystę­pu­je? A sko­ro tak, to dla­cze­go na celow­nik brać tyl­ko mar­gi­nal­ne zja­wi­sko imprez lite­rac­kich? Może objąć – dla­cze­go nie – pary­te­tem sto­wa­rzy­sze­nia węd­kar­skie? Czy napraw­dę pary­tet, w ist­nie­ją­cej – nie ma co ukry­wać, że dość gęstej atmos­fe­rze – cokol­wiek by zała­twił? Czy od nie­go nale­ży zaczy­nać czy może jed­nak nie od zmia­ny atmos­fe­ry – mozol­nej, mało efek­tow­nej?

Pary­tet zawsze i wszę­dzie oraz za wszel­ką cenę – to postu­lat nie­re­ali­zo­wal­ny, a do tego może się oka­zać prze­ciw­sku­tecz­ny. Co nie zna­czy, że nie ma takich miejsc, w któ­rych war­to by było, żeby obo­wią­zy­wał, a jego wpro­wa­dze­nie nie powin­no być spe­cjal­nie skom­pli­ko­wa­ne. Taką niszą są wszel­kie gre­mia juror­skie, kapi­tu­ły i sądy kap­tu­ro­we, w któ­rych kobiet jak na lekar­stwo. A to tam, gdzie istot­nie jakieś pie­nią­dze i wpły­wy są real­nie dzie­lo­ne, moż­na by doma­gać się pary­te­tu. Oczy­wi­ście raczej nie­for­mal­ną pre­sją niż mecha­ni­zma­mi praw­ny­mi. Jeże­li chciał­bym tro­chę świe­żo­ści w wer­dyk­tach tych kapi­tuł, ich moż­li­wej demo­kra­tycz­no­ści, to aku­rat pary­tet wśród decy­du­ją­cych o nagro­dach i kie­run­ku, w jakim na chwi­lę pada wąski snop świa­tła z mediów – był­by wska­za­ny. Jeże­li coś w poezji się decy­du­je – to tam, nie gdzie indziej. Moż­na powie­dzieć „nie­ste­ty tam”, ale to temat na inną dys­ku­sję, któ­ra na dokład­kę chy­ba się kil­ka razy już odby­ła. Pytaj­my zatem wytrwa­le, pytaj­my zawzię­cie dla­cze­go:
– w kapi­tu­le nagro­dy lite­rac­kiej Gdy­nia na sie­dem miejsc są tyl­ko dwie kobie­ty,
– w jury nagro­dy lite­rac­kiej Orfe­usz nie ma ani jed­nej,
– w kapi­tu­le nagro­dy Szym­bor­skiej (patron­ką jest poet­ka, kobie­ta, noblist­ka!) na sie­dem miejsc są tyl­ko dwie kobie­ty,
– w jury nagro­dy lite­rac­kiej dla autor­ki (sic!) Gry­fia na czte­ry miej­sca w kapi­tu­le jest tyl­ko jed­na kobie­ta,
– w jury nagro­dy Ange­lus na dzie­więć miejsc w kapi­tu­le zno­wu tyl­ko jed­na kobie­ta (i zno­wu Justy­na Sobo­lew­ska, no daj­cież tej dziew­czy­nie wytchnąć, są jesz­cze inne świet­ne w kry­ty­ce lite­rac­kiej!)
– w kapi­tu­le nagro­dy lite­rac­kiej Nike na dzie­więć miejsc tyl­ko trzy są obsa­dzo­ne przez kobie­ty.
Nie ma powo­du za to pytać o nagro­dę lite­rac­ką Juliusz, gdyż tam na osiem miejsc w kapi­tu­le trzy są zaję­te przez gniew­ne kobie­ty (to już coś!), ani o Nagro­dę Lite­rac­ką Mia­sta Sto­łecz­ne­go War­sza­wy – tam na sie­dem miejsc uda­ło się obsa­dzić czte­ry kobie­ty. W nagro­dzie lite­rac­kiej Gom­bro­wi­cza na sie­dem miejsc w kapi­tu­le też czte­ry są obsa­dzo­ne przez kobie­ty (ale tam zno­wu jest Justy­na Sobo­lew­ska, jak maszy­na do czy­ta­nia, no ludzie!). No i faj­nie. Albo pra­wie faj­nie.

5.
A na koniec – wszyst­kie moje uwa­gi nie ozna­cza­ją, że pro­ble­mu nie ma. Bo jest – tyl­ko nie wiem czy tam, gdzie wszy­scy naj­gło­śniej krzy­czą „pro­blem!”. Być może tam tyl­ko naj­gło­śniej krzy­czą, ale nie­ko­niecz­nie tam jest pro­blem. Być może ci, któ­rzy naj­gło­śniej krzy­czą „pro­blem!”, a przy oka­zji „seks!”, wie­dzą, że nic tak sku­tecz­nie nie wią­że uwa­gi na nadaw­cy komu­ni­ka­tu jak uży­cie w jaki­mi­kol­wiek kon­tek­ście sko­ja­rzeń sek­su­al­nych. Wie­dzą o tym sprze­daw­cy drew­na komin­ko­we­go, pił mecha­nicz­nych i kabli kon­cen­trycz­nych – dla­cze­go by inte­li­gent­ni stu­den­ci, dok­to­ran­ci i sty­pen­dy­ści o mod­nych lewac­kich poglą­dach nie mie­li­by o tym wie­dzieć i tej wie­dzy sto­so­wać? No nie ma takie­go powo­du, więc pew­nie ist­nie­je praw­do­po­do­bień­stwo, że to robią. Zatem jed­ną rze­czą jest ten krzyk, pory­ki­wa­nia ochry­płe w inter­nie­tach, a dru­gą i czę­sto dosyć luź­no powią­za­ną – pro­blem i pró­by jego zdia­gno­zo­wa­nia oraz ule­cze­nia. Mnie nie­po­koi coś, cze­go nie da się nie­ste­ty ubrać w efek­tow­ne, dają­ce od razu spo­łecz­ną uwa­gę mówią­ce­mu fra­zy. Cho­dzi mi o zni­ka­nie ze sce­ny bar­dzo cie­ka­wych, mło­dych i star­szych uta­len­to­wa­nych dziew­czyn, któ­re piszą i nagle ich nie ma, tra­cą moc, siłę prze­bi­cia, wolę, żeby coś powie­dzieć, prze­ko­na­nie, że to, co mają do powie­dze­nia, jest istot­ne. Naj­bar­dziej mnie bolą autor­ki, któ­rych już nie ma albo są, ale nie umiem ich zlo­ka­li­zo­wać na lite­rac­kiej mapie. Zamil­kłe po debiu­cie. Albo po dru­giej książ­ce, z pro­jek­tem trze­ciej w ręku. Nawet cza­sem je spo­ty­kam, pytam co sły­chać, nama­wiam na wyda­nie książ­ki, na to, żeby wró­cić do obie­gu, bo to dobre tek­sty, cię­te pió­ra, cie­ka­we spoj­rze­nie, moc­ne fra­zy. Czę­sto sły­szę wów­czas – nie mam ciśnie­nia. A czę­sto w ogó­le nie umiem zlo­ka­li­zo­wać po latach autor­ki, debiu­tu­ją­cej nie­gdyś moc­no, cie­ka­wie, fra­pu­ją­co. I nie sądzę, by za to odpo­wia­da­ło mole­sto­wa­nie sek­su­al­ne w śro­do­wi­sku lub sek­si­stow­ski spi­sek. Sądzę, że stoi za tym życie. A to życie w naszym kra­ju jed­nak jest bar­dziej prze­ciw­ko kobie­cie niż prze­ciw­ko męż­czyź­nie, poza tym, że w ogó­le bywa prze­ciw­ko czło­wie­ko­wi. Ono w tajem­ny spo­sób powo­du­je – praw­do­po­dob­nie, bo na pew­no tego nie wiem – że miej­sca na wier­sze jest coraz mniej, szcze­gól­nie gdy jest jeden żło­bek na powiat, a do przed­szko­la pre­mio­wa­ni są rodzi­ce, któ­rzy jed­nak obo­je pra­cu­ją, a z dwoj­ga rodzi­ców to naj­czę­ściej jed­nak kobie­ta mniej zara­bia, więc kie­dy przy­cho­dzi do trud­nych roz­wa­żań co dalej z rodzi­ną – to ona naj­czę­ściej rezy­gnu­je z pra­cy, świa­ta, życia na zewnątrz. To bar­dzo sub­tel­ny, ale prze­cież wytrwa­ły mecha­nizm apar­the­idu, pod­trzy­my­wa­ny nie­po­zor­ny­mi decy­zja­mi kolej­nych władz, par­tii, koali­cji. To gdzieś tutaj giną dziew­czy­ny w codzien­nej szar­pa­ni­nie. I to z tej per­spek­ty­wy zasta­na­wia­ją się być może i oce­nia­ją, że powrót do tej płyt­kiej rzecz­ki poezji ciur­ka­ją­cej gdzieś na ubo­czu dzi­siej­sze­go świa­ta zwy­czaj­nie się nie opła­ca. Bo w tej rzecz­ce w zasa­dzie nie ma wody i niko­go jej wysy­cha­nie nie obcho­dzi. Nie dla­te­go, że w tej rzecz­ce oko­nie mole­stu­ją płot­ki, ale dla­te­go, że po pro­stu nie obcho­dzi i już.

6.
Ale cza­sem myślę, że bar­dzo was bra­ku­je. Chciał­bym żeby­ście jed­nak wró­ci­ły. Z tego tu miej­sca zatem wołam do was dziew­czy­ny, wra­caj­cie. I jesz­cze raz wymie­nię tych kil­ka, tro­chę przy­pad­ko­wych, jak zawsze, nazwisk i imion nie­przy­pad­ko­wych poetek: Marze­na Jaku­bow­ska, Anna Fidec­ka, Karo­li­na Micor, Łucja Aba­lar, Urszu­la Zaj­kow­ska, Urszu­la Zaj­kow­ska, Alek­san­dra Wojt­kie­wicz, Zofia Zie­liń­ska, Iwo­na Kac­per­ska, Marzan­na Kie­lar, Kata­rzy­na Hag­ma­jer, Mag­da­le­na Nowic­ka, Joan­na Hań­de­rek, Karo­li­na Brzó­ska. Wra­caj­cie.