Ideały można urzeczywistnić
Przemysław Koniuszy
Głos Przemysława Koniuszego w debacie "Krytyka krytyki".
strona debaty
Krytyka krytykiO wielu dziedzinach życia publicznego w Polsce mówi się, że znajdują się w kryzysie. Szkopuł jednak tkwi w tym, że ów kryzys jest stanem permanentnym, gdyż nikt nie pamięta czasów, kiedy było lepiej lub po prostu „normalnie”.
Zupełnie inaczej jest z krytyką literacką, by wspomnieć tylko o jej „złotym wieku”, reprezentowanym na przykład przez Kazimierza Wykę, Jana Błońskiego i Michała Głowińskiego. Rzecz jasna ich dorobek jest kontynuowany, jednak czy ktokolwiek dziś może choć dorównać charyzmie ich ocen w obliczu powszechnej komercjalizacji?
Obserowana po 1989 roku decentralizacja krytyki oraz jej rozczłonkowanie wydają się bardzo twórcze. Teoretycznie powinniśmy przecież zyskać na zróżnicowaniu opinii i pojawieniu się osób działających nieprofesjonalnie, a zatem lepiej rozumiejących potrzeby czytelników i docierających do nich w sposób bezpośredni, umożliwiający obu stronom ciągły kontakt, który nie jest uzależniany od tradycyjnego procesu redakcyjnego. W praktyce obserwujemy jednak niekontrolowane rozwarstwienie, brak ciągłości dyskusji, zupełne odseparowanie od siebie poszczególnych głosów i nade wszystko kult wygodnictwa, czyli zatracenia się w stanie obecnym, akceptacji uproszczeń i braku refleksji nad celem podejmowanych aktywności.
W moim przekonaniu kondycja krytyki literackiej w Polsce jawi się jako dobra tylko wtedy, gdy rozpatrujemy ją przez pryzmat realiów i pomijamy rozważania w rodzaju „jak powinno być, a niestety nie jest”. Wydaje się naturalne, że wobec przerażającego spadku czytelnictwa i ostentacyjnego ignorowania przez ludzi tzw. głównego nurtu tego, co dzieje się w literaturze, obniża się poziom dyskusji o książkach i ów „dyskurs” zostaje brutalnie zawężony do krótkiej notki w prasie, która, o zgrozo, opatrywana jest na dodatek kilkoma „gwiazdkami”. Uzasadnione jednak jest, aby podejmować działania zmierzające do poprawy tego stanu, a to właśnie krytyka jest narzędziem wręcz idealnym do „napędzania” rynku książki. Nie wydaje się pocieszające to, że krytyka literacka nie jest osamotniona w swym „upadku” i to, co dzieje się wokół niej, jest wypadkową tendencji oddziałujących o wiele szerzej.
Nikt nie widzi już dzisiaj korzyści w inicjowaniu jakichkolwiek dyskusji na temat literatury. Choć niekiedy pojawiają się jakieś szeroko komentowane komentarze, jak ten Andrzeja Franaszka o „wyjałowieniu” współczesnej poezji, to ich oddziaływanie z nieznanych mi przyczyn jest niestety zbyt nikłe, by cokolwiek mogło się w szerszej perspektywie zmienić. Nieliczni, którzy odnoszą się do tego rodzaju ocen, ulegają po prostu koniunkturalizmowi, na próżno szukać w ich działaniach jakiejkolwiek spójności. Wszystko zostało owładnięte przez monotonię kolejnych redakcyjnych lub wydawniczych zleceń. Na dodatek to wrażenie spotęgowało się przez fakt, że kierowanie się powołaniem jest powszechnie interpretowane jako przejaw anachronizmu, naiwności i nadmiernej wiary w słuszność ideałów. Moim zdaniem jedynym rozwiązaniem jest pokojowe współistnienie i współpraca osób promujących literaturę wyłącznie dla przyjemności i tych zawodowo odpowiedzialnych za krytykę literacką w mediach głównego nurtu, które powinni w swoim gronie na nowo zastanowić się nad tym, jak pogodzić formę tekstów, wymagania redakcyjne i potrzeby czytelników, a przy okazji nie popaść w sztuczny język rekomendacji. Nie chodzi przecież o to, aby promować tych krytyków, którzy formułują arbitralne sądy i nie otwierają się na kolejne odczytania. Najistotniejsze jest pielęgnowanie dialogu za pośrednictwem kontaktu z innymi obszarami dziennikarstwa i sztuki.
Dość wygodne jest artykułowanie ostentacyjnych sądów, które można sprowadzić do konkluzji: „jest źle”. O wiele istotniejsze wydaje mi się, aby robić wszystko w celu poprawy stanu polskiej krytyki literackiej w ramach dotychczas podejmowanej aktywności. Popadanie w konflikty w większości przypadków jest bezcelowe. Wiele środowisk nawzajem oskarża się o przeróżne przewinienia, by na przykład wspomnieć tylko o coraz częściej piętnowanym procederze braku konfrontowania marketingowych haseł z niezależną oceną dziennikarza w mediach wysokonakładowych. Inni z kolei powinni zrozumieć, że niektóre media po prostu nie istnieją wyłącznie po to, aby współtworzyć dyskusję na temat stanu polskiej literatury, choć nie oznacza to oczywiście, że są usprawiedliwone w swym uleganiu upraszczającym konkluzjom, które nie są poparte jakąkolwiek argumentacją. Nie należy zupełnie negować działności czasopism głównego nurtu. Krytyka literacka w każdym swym przejawie nie służy wyłącznie do wartościowania i opisu, lecz również informowania. Wielu ludzi, czytających wyłącznie pisma tego rodzaju, to właśnie im zawdzięcza wiedzę o istnieniu interesujących ich książek. Podobnie rzecz się ma z krytyką uprawianą w internecie, która jest już zupełnie rozczłonkowana, brak tu jakiegokolwiek porządku i teksty naprawdę wartościowe przeplatane są z tymi nie do końca przemyślanymi. Godnym uznania wymiarem jej funkcjonowania jest pisanie o książkach niszowych, zupełnie pomijanych przez większość czasopism. Powinno się więc akceptować różne rejestry myślenia o literaturze, nie tylko takie, które odpowiadają naszym przekonaniom. Jeżeli istnieje gdzieś krytyk, który odnalazł swoją niszę, dostrzegł sens w jej wypełnieniu i zdobył czytelników chcących z nim polemizować, to żaden z nas nie powinien mieć nic przeciwko jego działalności. Docenienie działań najlepszych z nich mogłoby nawet doprowadzić do tego, że w istocie uzyskalibyśmy jakąś namiastkę „normalności”.
Podobnie jest z nagrodami literackimi, czyli niezwykle cennymi formami promocji czytelnictwa. Każdy z nas zna przykłady niedocenianych, lecz wartościowych twórców, których dzieła z pewnością zasługują na uznanie, jednak na próżno oczekiwać ich nominacji do jakiejkolwiek z tych bardziej prestiżowych nagród. Niebezpieczne jest jednak przedkładanie jakichś nazwisk nad inne. Ostatnio zbyt często zapomina się o oczywistościach – każda ocena jest subiektywna i nie sposób docenić wszystkich. Zbyt dużo mamy obiecujących twórców i zbyt mało sposobów ich wyróżnienia. Ważna jest dyskusja nad mechanizmem wyłaniania przez jury zwycięzców, zaś dyskredytowanie nagród literackich w ogóle jest złym pomysłem. Ostrze krytyki wypada wysuwać tylko wobec nieuczciwych i nieetycznych praktyk. To właśnie nagrody literackie pozwalają dotrzeć wielu książkom do ogólnej świadomości. Przykładem jest wspaniała inicjatywa, której kolejną odsłonę niedawno obserwowaliśmy – Nagroda im. Wisławy Szymborskiej. Bez nich byłoby znacznie gorzej.
Bardzo trudno jest ostatecznie stwierdzić, która forma popularyzacji czytelnictwa jest najskuteczniejsza, a gdybyśmy nawet odnaleźli jakikolwiek ideał, to nieracjonalne byłoby porzucić wtedy inne formy, inne możliwości. Zawsze powinna jednak przyświecać nam jedna myśl: najważniejsza jest literatura i jej rozwój.
Każdy z nas, tych pretendujących do miana „krytyka”, powinien przede wszystkim kierować się swoim światopoglądem i szukać takiej formy wyrazu, która jest w stanie zaspokoić nasze wymagania. Nie powinno się ulegać przemijającym modom i funkcjonować jak „chorągiewka na wietrze”. W obecnej rzeczywistości nie stanowi większego problemu odnalezienie sobie miejsca dla osoby, która nie zgadza się na zawieszanie dyskusji już po miesiącu publikacji danego tytułu lub dla tych słusznie stwierdzających, że wnikliwa ocena wymaga czasu i cierpliwości. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że wypracowanie jednego rozwiązania wszystkich problemów polskiej krytyki literackiej jest niemożliwe i wciąż wielu będzie zadawać sobie pytania w rodzaju: cóż z tego, że ukazuje się tak wiele wartościowych pozycji, skoro przemijają one bez echa? Bez „dyskursu krytycznego” nie dostrzeżemy przecież wartościowych tendencji, twórczych osobowości i przede wszystkim nie wyodrębnimy z chaosu nowości książek, które należy zarekomendować przyszłym pokoleniom i innym narodom.
O AUTORZE
Przemysław Koniuszy
Krytyk literacki. Publikuje w czasopismach i na stronie szelestkartek.pl.