„Jednym długim ślizgiem”
Gabriel Fleszar
Głos Gabriela Fleszara w debacie "Opowieści Portowe: Legnica".
strona debaty
Opowieści Portowe: LegnicaBez sentymentów się nie obejdzie – to magia wieku: czas pierwszej miłości, pierwszych zespołów, koncertów i pierwszych spotkań z teatrem (W tym domu nie ma nikogo). Czas, który w dużej mierze ukształtował mnie i sprawił, że dziś jestem takim a nie innym człowiekiem i robię to, co robię. Czas pierwszych świadomych obcowań ze sztuką. Pierwszych poważniejszych prób tworzenia jej. Ale też poznawania i smakowania, czytania i słuchania, uczenia się i inspirowania. Wydaje mi się, że gdyby nie „Barbarzyńcy i nie” a potem Fort i wszystko, co po nim nastąpiło, byłbym innym człowiekiem – uboższym… Czuję się wzbogacony o piękno i wiedzę. Gdyby swego czasu Artur Burszta nie dogadał się z Jackiem Głombem, dziś pewnie nie wiedziałbym kto to: Williams, Pound, Ashbery, O’Hara, Auden. Nie wiedziałbym nic o Finnegans Wake. Nie miałbym tylu „Kartek”, „FA-artów”, „Redów”, a przede wszystkim „Literatur na Świecie”. Nie przeczytałbym tylu tekstów, nie śmiałbym się tyle razy jak głupi do wiersza. Ale wyliczanka autorów powinna zaczynać się od tych ze spotkań: Podsiadło, Świetlicki, Majeran, Sendecki, dalej można rymując: Biedrzycki, Grzebalski, Sośnicki, Melecki, innym kluczem idąc: Wilczyk, Baran, Wróblewski i Pióro, prześmiewczy Jaworski, dotrzymujący mu kroku Foks i ten, który zabił mnie językiem: autor Życia na Korei, Stancji, Oceanów i wielu innych – Andrzej Sosnowski. Nie jest to miejsce, żeby wymieniać wszystkich, a znam i posiadam dzieła jeszcze wielu innych. Panowie! Wasze frazy żyją w głowach i dobrze, żeby wam to ktoś powiedział! (mam nadzieję, że po raz kolejny). Swego czasu trafiłem jeszcze na Antologię buddyjską poetów amerykańskich i to również było jak zaczerpnięcie świeżego powietrza na stęchłym gruncie poezji znanej tylko z lekcji polskiego. Ale, jak się potem okazało, była to tylko jaskółka dopiero zapowiadająca burzę, którą miał mi przynieść Artur Burszta i to, co w Legnicy zrobił. A zrobił rzecz niebywałą i historyczną. Przeklinam tych, którzy zakosili moje Zielone oczy zmrużyć czas albo Cover i wydaną u innego wydawcy Ulicę Gnostycką – cieszę się, że ostały mi się Symbioza, Syntetyczność, Widoki, Xięga przysłów, większość broszurek ze spotkań i dwa numery „Gazety Fortecznej” (jeden z powielonymi kilkunastoma stronicami). Chyba miałem jeszcze Steppenwolfa… W pamięci mam zabandażowanego Adama Wiedemanna, młodziutkiego Zawadę, Wilczyka z nieodłącznym aparatem, Świetlickiego powtarzającego „gotuj się kurwo gotuj” pod ramię ze schizowymi pochodami Trzaski. A dzięki Świetlikom zainteresowałem się Variété – a ci Nowym materiałem zrobili mi swego czasu bardzo dobrze. O.gród k.oncentracyjny i Cacy cacy… znam na pamięć. Z Fortem wiąże się moje pierwsze (i przedostatnie zarazem) plakatowanie miasta: zaoferowałem swoją pomoc Arturowi i swego czasu plakatowy pasek z nazwą festiwalu i datą wisiał w centrum na każdym kroku, a ja miałem wolny wjazd na imprezy festiwalu – tak to się robiło! Pamiętam, jak cały „Goniec Teatralny” pod wezwaniem Przemka Bluszcza próbował przeczołgać się między nogami pań „bramkarek” na koncert Waglewskiego i Pospieszalskiego – mieliśmy nadzieję, że nikt nas nie zauważy… Pod wpływem spotkań i festiwalu sam zacząłem pisać – w 97 (chyba) rozdawaliśmy z kolegami w trakcie Fortu wydaną własnym sumptem antologię legnickiego rynku Nawet pawie mamy czarno-białe. Ciekawe, jak wiele z tych egzemplarzy ocalało do dziś – paru poetów dostało ją w prezencie. Swego czasu regularnie śledziłem witrynę Biura, czyli Przystań!, parę razy byłem o krok od zgłoszenia się do Połowu… Jeśli w końcu się wydam – albo dam komuś to zrobić, będziecie jeszcze mogli ocenić, jaki faktyczny wpływ na moje poezjowanie wywarł kontakt z Arturem (którego dwa, trzy wiersze opublikowane kiedyś w „LiKu”, czyli „Legnickim Informatorze Kulturalnym”, zrobiły na mnie spore wrażenie) i tymi wszystkimi spotkanymi wtedy autorami, tomikami. A zacząłem pisać dużo, publikować w sieci, krytykować wiersze innych i dzięki temu poznałem wielu pozytywnych ludzi (pozdrawiam Księżyce, natomiast pani Gałkowska proszona jest o zwrot mojego Th!). Co prawda od paru lat poeta we mnie milczy (bo piosenki to jednak co innego), ale jak go znam, to zbiera siły i zaciera ręce, żeby wrócić do głosu.
I za to jestem Wam wszystkim wdzięczny. Wszelkie zawistne opinie spiskowe, mówiące o „kolesiostwie”, układzie takim i śmakim, proszę sobie głęboko zamarynować. Dwadzieścia lat, setki wydanych książek, mnóstwo ludzi mi podobnych, którzy do poezji się poprzez Fort/Port zbliżyli i tak nie zwróci na to uwagi. Bo karawana ciągle jest w drodze i wciąż dostarcza nam towary, o których bez niej moglibyśmy jeno pomarzyć – i to się liczy! Drodzy Autorzy, Organizatorzy i Czytelnicy: dzięki serdeczne – po zdjęciu czarnych okularów można usłyszeć białe przepaście, szaleństwo w głosach ptaków o czwartej nad ranem, a przecież jeszcze przed chwilą schodziliśmy prosto w objęcia nocy przyspieszając jak legendarna ciuchcia, mówiąc: jest taka późna pora, jesteśmy tacy wytrwali, ach, uwielbiamy przecież siebie w takich sytuacjach: wydrzeć nocy jeszcze chwilę, doczytać koniec listu, który przyszedł we śnie, szkoda, że państwo tego nie widzą… Gdzie jesteśmy? W ironiach, których nikt nie chwyci, zaskoczeni błyskiem flesza w tunelu, remake’iem powrotu nad ranem, którego dotąd nie widziały kocie oczy… Chciałoby się zgasić, stłamsić tę noc a to będzie gwiazda polarna, może katastrofa. Obróć się tylko i spójrz: tusz do rzęs, mezcal, zmienna konfekcja, jaźń, jądro, jakieś jeszcze jedno najważniejsze imię. Biegnę do ciebie we wszystkich kierunkach, moje palce nerwowo powtarzają twój numer, tak? Nie, to pomyłka, mówi się i mówi – w ten obszar objęty papierowym ogniem.
O AUTORZE
Gabriel Fleszar
Urodzony w 1979. Wokalista, gitarzysta, autor tekstów, kompozytor, poeta - debiutował w antologii legnickiego rynku "Nawet pawie mamy czarno-białe" wydanej własnym sumptem przez grupę teatralną 300 chwil do Deja Vu, na koncie ma trzy wydane płyty jako wokalista solowy, do trzeciej z nich dołączył mini-tomik swoich wierszy, zagrał jedną z głównych ról w filmie "Sezon na leszcza", kompozytor muzyki do spektaklu "Pracapospolita czyli tacy sami", śpiewa w zespole Candida ("Frutti di Mare", 2012), mieszka w Poznaniu.