debaty / ankiety i podsumowania

Kanon to nie zło. Świadome uczestnictwo czytelnika w literaturze

Aneta Suda

Głos Anety Sudy w debacie "Wielki kanion".

strona debaty

Wielki kanion

Zabie­ra­jąc głos w deba­cie „Wiel­ki kanion”, chcia­ła­bym zwró­cić uwa­gę na zna­cze­nie kano­nu, jego postrze­ga­nie zako­rze­nio­ne w kul­tu­rze oraz na spo­sób pro­wa­dze­nia zajęć poświę­co­nych lite­ra­tu­rze mają­cy miej­sce zarów­no w szko­łach, jak i na uni­wer­sy­te­tach. Swo­ją wypo­wie­dzią pra­gnę zasy­gna­li­zo­wać pro­ble­my doty­czą­ce naucza­nia wspo­mnia­ne­go przed­mio­tu, któ­re myślę, że war­to było­by zana­li­zo­wać, a następ­nie zna­leźć dla nich lep­sze roz­wią­za­nia, mając na uwa­dze gło­sy samych zain­te­re­so­wa­nych – uczniów i stu­den­tów.

W naszej kul­tu­rze przy­ję­ło się, że to ktoś, wyż­sza instan­cja, decy­du­je o tym, co nale­ży czy­tać. Ponie­waż ist­nie­ją szko­ły, natu­ral­ne jest, iż nale­ży opra­co­wać spis ksią­żek, syl­la­bus sta­no­wią­cy wyznacz­nik tego, cze­go powin­no się nauczać, co zasłu­gu­je na uzna­nie, wyróż­nia się na tle dzieł nale­żą­cych do tego same­go zakre­su – w oma­wia­nym prze­ze mnie wypad­ku – lite­ra­tu­ry. Nie twier­dzę, że usta­lo­ny spis war­to­ścio­wych dzieł lite­rac­kich jest czymś złym. Wręcz prze­ciw­nie, dzię­ki nie­mu może­my two­rzyć wspól­no­ty, mieć świa­do­mość kim jeste­śmy, wymie­niać się swo­imi spo­strze­że­nia­mi doty­czą­cy­mi lite­ra­tu­ry i nie tyl­ko, doświad­czać okre­ślo­nych funk­cji, któ­re speł­nia ona wobec czy­tel­ni­ka, sta­wać się oso­ba­mi bogat­szy­mi ducho­wo. Ktoś mógł­by zapy­tać: ale co to wszyst­ko ma wspól­ne­go z kano­nem? Otóż ma wie­le. Ów spis dzieł jest dla począt­ku­ją­cych czy­tel­ni­ków wska­zów­ką, dro­gą, mapą mówią­cą, jak i co wybie­rać z gąsz­czu piśmien­nic­twa. Nie oszu­kuj­my się, ist­nie­ją tek­sty, któ­re nas nie wzbo­ga­cą, ale są też prze­ciw­ne do nich i to one znaj­du­ją się w kano­nie. Wbrew pozo­rom nikt ich nie umie­ścił w syl­la­bu­sie ot tak. Wytrzy­ma­ły pró­bę cza­su, sta­ły się arcy­dzie­ła­mi sztu­ki, zasłu­ży­ły na szcze­gól­ne miej­sce w lite­ra­tu­rze. To tak­że czy­tel­ni­cy tacy jak ja czy ty mie­li swój udział w ich prze­trwa­niu w świa­do­mo­ści spo­łe­czeń­stwa. Ci odbior­cy żyli kil­ka­dzie­siąt, kil­ka­set lat temu. Nie­za­leż­nie od tego, czy utwo­ry zdo­by­ły sła­wę za życia, czy po śmier­ci auto­ra, zosta­ły w spo­sób natu­ral­ny włą­czo­ne do kul­tu­ry. Sta­ły się jej czę­ścią.

Poprzez całą tę wypo­wiedź zmie­rzam do stwier­dze­nia, iż to nie kanon jest zły, ale  sto­su­nek do nie­go. Syl­la­bus postrze­ga się jako coś sztyw­ne­go, cze­go nie da się zmo­dy­fi­ko­wać; jako coś nało­żo­ne nam z góry; jako obo­wią­zu­ją­cy nakaz prze­czy­ta­nia wid­nie­ją­cych w nim lek­tur. Nic bar­dziej myl­ne­go! Ów spis jest pod­sta­wą, bazą nie­zbęd­ną dla czy­tel­ni­ka, by mógł się obra­cać w świe­cie lite­ra­tu­ry. Nie jeste­śmy w sta­nie inter­pre­to­wać współ­cze­snych utwo­rów bez zna­jo­mo­ści histo­rii poprzed­nich! Nie jeste­śmy w sta­nie speł­nić wszyst­kich ocze­ki­wań dzie­ła lite­rac­kie­go, jeśli nie zna­my tego, co je ukształ­to­wa­ło. Jak zro­zu­mie­my w peł­ni utwór, gdy nie zauwa­ży­my, że zawar­ta jest w nim alu­zja do dzie­ła z innej epo­ki, np. Ham­le­ta? W jaki spo­sób dostrze­że­my ową inter­tek­stu­al­ność, nie poznaw­szy dra­ma­tu Szek­spi­ra? Nie może­my roz­ma­wiać o lite­ra­tu­rze, nie zna­jąc jej korze­ni.

Nie zmie­ni­my prze­szło­ści, tra­dy­cji euro­pej­skiej. Jed­nak może­my doko­nać zmia­ny sto­sun­ku do kano­nu, zacząć trak­to­wać go jako coś ela­stycz­ne­go, nie sztyw­ne­go. Nie będę przed­sta­wiać swo­ich pro­po­zy­cji doty­czą­cych tego, czy­je utwo­ry powin­ny zna­leźć się w spi­sie lek­tur z lite­ra­tu­ry współ­cze­snej. Myślę, że nie powin­ni­śmy zamy­kać jej w ramy, dzie­lić na lep­szą i gor­szą, war­to­ścio­wać. Żyje­my teraz i tu. Lite­ra­tu­ra tak samo, żyje obok nas, z nami. Sami może­my świa­do­mie decy­do­wać o tym, po co się­gnie­my, co wybie­rze­my. Każ­dy wybór pozo­sta­wia ślad, nie­sie za sobą kon­se­kwen­cje. Mówi się tak wie­le o doko­ny­wa­niu świa­do­mych decy­zji w obrę­bie innych dzie­dzin, a dla­cze­go nie lite­ra­tu­ry?

Się­ga­jąc po kon­kret­ną pozy­cję, wybie­ram ją, to wła­śnie jej poświę­cam swój czas, pamię­ta­jąc o tym, że w tym samym momen­cie nie wezmę do ręki innej. Żyje­my w cza­sach, gdy zale­wa nas fala infor­ma­cji, musi­my radzić sobie w tym, jak mówi Pier­re Lévy, poto­pie. Chcę zwró­cić uwa­gę na to, że lite­ra­tu­ra współ­cze­sna nie cechu­je się  zamknię­to­ścią, okre­ślo­no­ścią, lecz cały czas się kształ­tu­je. Moja pro­po­zy­cja pro­wa­dze­nia zajęć z tegoż przed­mio­tu to danie moż­li­wo­ści czy­tel­ni­ko­wi – mło­de­mu czło­wie­ko­wi – wybo­ru, szan­sy na poszu­ki­wa­nie, a w efek­cie na zna­le­zie­nie tego, co jemu się podo­ba, odpo­wia­da. Nie zmie­ni­my kano­nu lek­tur epok, któ­re minę­ły. Nie mamy na to wpły­wu. Oczy­wi­ście może­my nie zapo­zna­wać się z tymi dzie­ła­mi, ale nie w tym rzecz, bowiem tek­sty te ukształ­to­wa­ły to, co czy­ta­my dzi­siaj. Może­my zaś wpły­wać na teraź­niej­szość, na kanon lite­ra­tu­ry, któ­ry jako pew­na zamknię­ta całość „wej­dzie” do szko­ły, gdy przyj­dzie czas na kolej­ną epo­kę.

Zbli­ża­jąc się do koń­ca mojej wypo­wie­dzi, pra­gnę zwró­cić uwa­gę na pew­ne roz­wią­za­nia moż­li­we do zasto­so­wa­nia przy nauce lite­ra­tu­ry. Po pierw­sze, na wni­kli­we ana­li­zo­wa­nie utwo­rów lite­rac­kich pod­czas zajęć, praw­dzi­we „wzię­cie ich na warsz­tat” zamiast pobież­ne­go ich oma­wia­nia mają­ce­go na celu wpi­sa­nie inter­pre­ta­cji w sche­mat odpo­wie­dzi. Oczy­wi­ście poświę­ce­nie cza­su jed­ne­mu tek­sto­wi w celu rze­tel­ne­go zba­da­nia go, skra­ca czas pozo­sta­ją­cy na omó­wie­nie inne­go. Ale czy zna­cze­nie ma ilość prze­ro­bio­nych utwo­rów, czy jakość ich pozna­nia? Wła­śnie ze wzglę­du na naucze­nie się tech­ni­ki wyczer­pu­ją­cej ana­li­zy i inter­pre­ta­cji suge­ru­ję ogra­ni­cze­nie spi­su lek­tur. Roz­sąd­ny wykła­dow­ca będzie sta­rał się prze­ka­zać mło­dzie­ży umie­jęt­ność czy­ta­nia, nie zaś liczył, ile uczeń tudzież stu­dent prze­ro­bił pozy­cji z listy. Nie o prze­rób tu cho­dzi! Wyno­sząc tech­ni­kę z zajęć (nie­waż­ne, na ilu tek­stach jej się nauczo­no), mło­dy czło­wiek potra­fi spro­stać kolej­nym dzie­łom lite­rac­kim. Brak pogo­ni za książ­ka­mi zmniej­sza też nie­chęć do czy­ta­nia, roz­bu­dza zain­te­re­so­wa­nie odbior­cy inny­mi lek­tu­ra­mi, daje mu czas na obco­wa­nie z utwo­rem oraz wzbo­ga­ca jego wyobraź­nię. Pro­po­nu­ję też, by w ramach lek­cji poświę­co­nych lite­ra­tu­rze współ­cze­snej uczeń mógł sam wybie­rać tek­sty do czy­ta­nia i ana­li­zo­wać je pod­czas zajęć. Dla­cze­go nie oma­wiać lite­ra­tu­ry współ­cze­snej na przy­kła­dzie dowol­nie wybra­nych dzieł z jej zakre­su? Prze­cież to każ­dy z tych jed­nost­ko­wych utwo­rów wno­si coś do dzi­siej­sze­go piśmien­nic­twa. Taki spo­sób pro­wa­dze­nia zajęć dobrze funk­cjo­nu­je na stu­diach filo­lo­gicz­nych, dla­cze­go więc nie wpro­wa­dzić go do szkół?

Pod­su­mo­wu­jąc, za spra­wą swo­jej wypo­wie­dzi sta­ra­łam się wyka­zać, że kanon lite­ra­tu­ry współ­cze­snej nie musi być sztyw­ny, a tak­że że każ­dy czy­tel­nik, się­ga­jąc po daną lek­tu­rę, doko­nu­je wybo­ru, któ­ry ma swo­je kon­se­kwen­cje, podob­nie jak decy­zje podej­mo­wa­ne w innych dzie­dzi­nach życia. Suge­ro­wa­łam też, by mło­dzi czy­tel­ni­cy mogli naby­wać umie­jęt­no­ści rze­tel­ne­go ana­li­zo­wa­nia i inter­pre­to­wa­nia dzieł lite­rac­kich, aby sami decy­do­wa­li, jakie  utwo­ry chcą pozna­wać. W koń­cu, by mie­li świa­do­mość, że uczest­ni­czą w kul­tu­rze, a histo­ria lite­ra­tu­ry (nie­da­ją­ca się już zmie­nić) jest war­to­ścią i wymo­giem do zro­zu­mie­nia dzi­siej­szej twór­czo­ści.

O AUTORZE

Aneta Suda

Studentka czwartego roku filologii polskiej na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. W ramach tego kierunku realizuje trzy specjalizacje: copywriterską, dziennikarską oraz edytorstwo mediów elektronicznych.