debaty / ankiety i podsumowania

Kilka uwag na marginesie debaty „Po co nam nagrody”

Artur Burszta

Głos Artura Burszty w debacie "Po co nam nagrody?".

strona debaty

W 2008 roku zapro­si­łem do Por­tu Lite­rac­kie­go pre­zy­den­tów Gdań­ska, Gdy­ni i Wro­cła­wia, któ­rzy two­rzy­li wła­śnie nowe lite­rac­kie nagro­dy. Wita­li­śmy je z rado­ścią, licząc na zła­ma­nie mono­po­lu Nike na wyzna­cza­nie nowych corocz­nych obo­wiąz­ko­wych lek­tur. Jaką rolę w pro­pa­go­wa­niu czy­tel­nic­twa odgry­wa­ją po sze­ściu latach od tam­tej deba­ty: Ange­lus, Nagro­da Lite­rac­ka Gdy­nia, Poeta Wol­no­ści i Sile­sius? Czy Pola­cy czy­ta­ją dzi­siaj książ­ki wyróż­nia­ne tymi lau­ra­mi? Jak sobie radzą inne nowe nagro­dy?

W Pol­sce pod­sta­wo­wa gru­pa zain­te­re­so­wa­nych poezją jest nie­zmien­na od dwóch dekad i wyno­si mniej wię­cej osiem­set osób. W przy­pad­ku pro­zy ta licz­ba jest trzy­krot­nie więk­sza. Głów­nym czyn­ni­kiem zaku­pu książ­ki jest roz­po­zna­wal­ność auto­ra. Sprze­daż tomów debiu­tan­tów czę­sto nie prze­kra­cza stu egzem­pla­rzy. Auto­rzy „na dorob­ku” mają od stu pięć­dzie­się­ciu do trzy­stu czy­tel­ni­ków. Książ­ki „cenio­nych” twór­ców, wyróż­nia­nych nagro­da­mi i ze zna­czą­cym dorob­kiem lite­rac­kim, potra­fią osią­gnąć wyni­ki sprze­da­ży na pozio­mie od czte­ry­stu do ośmiu­set egzem­pla­rzy. Osob­ną kate­go­rią są naj­wy­bit­niej­si i naj­bar­dziej zna­ni. Tu nakład książ­ki wraz z dodru­ka­mi oscy­lu­je mię­dzy tysią­cem a pię­cio­ma tysią­ca­mi egzem­pla­rzy.

Głów­nym czyn­ni­kiem wpły­wa­ją­cym na obję­cie sprze­da­żą innych osób (ani­że­li wspo­mnia­na wcze­śniej zasad­ni­cza gru­pa ośmiu­set czy­tel­ni­ków) są lite­rac­kie nagro­dy. Roz­sze­rze­nie gro­na odbior­ców gwa­ran­tu­je wciąż tyl­ko Nike. Nomi­na­cja ozna­cza tu dla każ­de­go tomi­ku kil­ku­set dodat­ko­wych czy­tel­ni­ków. Zna­le­zie­nie się w fina­ło­wej sió­dem­ce to zazwy­czaj podwo­je­nie tej licz­by. Książ­ka ostat­nie­go poetyc­kie­go lau­re­ata Nike Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go sprze­da­ła się łącz­nie w nakła­dzie ośmiu tysię­cy egzem­pla­rzy. A zatem otrzy­ma­nie Nike ozna­cza dzie­się­cio­krot­ne zwięk­sze­nie nakła­du książ­ki. Nagro­dy z Gdy­ni i Wro­cła­wia (gdzie Dyc­ki rów­nież był lau­re­atem) mają wciąż tyl­ko wize­run­ko­wy efekt, nie prze­kła­da­ją się nie­ste­ty na sprze­daż i co naj­wy­żej umac­nia­ją pozy­cję auto­ra w zasad­ni­czej gru­pie ośmiu­set odbior­ców, pozwa­la­jąc wybra­nym twór­com na migra­cję z gru­py „na dorob­ku” do „cenio­nych”.

Nowe nagro­dy świet­nie pro­mu­ją wize­ru­nek fun­da­to­rów (dla­te­go wciąż powo­ły­wa­ne są kolej­ne), nie potra­fią jed­nak sku­tecz­nie zain­te­re­so­wać sobą czy­tel­ni­ków. Oka­zu­je się, że nie wystar­czy prze­zna­czyć 150–200 tys. zł na wyróż­nie­nia oraz trzy, czte­ry razy wię­cej na orga­ni­za­cję (śred­ni jej koszt docho­dzi do milio­na zło­tych), trze­ba jesz­cze mieć dobry pro­gram dzia­łań oraz zna­ją­cych się na zarzą­dza­niu pro­jek­ta­mi lite­rac­ki­mi reali­za­to­rów. Jak to wyglą­da w prak­ty­ce? Ange­lus i Sile­sius czy Nagro­da Lite­rac­ka War­sza­wy zarzą­dza­ne są przez urzęd­ni­ków wydzia­łów kul­tu­ry. Gdy­nia powie­rzo­na zosta­ła Miej­skiej Biblio­te­ce Publicz­nej i zewnętrz­nej fir­mie wyła­nia­nej w dro­dze prze­tar­gu (któ­ra to fir­ma wcze­śniej nie zaj­mo­wa­ła się lite­ra­tu­rą). Poeta Wol­no­ści tra­fił do Insty­tu­tu Kul­tu­ry Miej­skiej (i tutaj widać naj­więk­szy pro­gres i sku­tecz­ne zmia­ny). W jed­nym z wywia­dów Andrzej Jago­dziń­ski tak oce­nił zdo­by­wa­nie doświad­czeń przez orga­ni­za­to­rów nowych nagród: „musia­ły minąć trzy lata, żeby na Ange­lu­sa zaczę­to zapra­szać tłu­ma­czy nomi­no­wa­nych i nagra­dza­nych ksią­żek”. Orga­ni­za­to­rzy Nike i Nagro­dy im. Wisła­wy Szym­bor­skiej (i to też od tego roku) jako jedy­ni zabie­ga­ją o obec­ność wydaw­nic­twa na fina­ło­wej gali, ofe­ru­jąc hotel. Nato­miast orga­ni­za­to­rzy Nagro­dy Mia­sta Sto­łecz­ne­go War­sza­wy wrę­cza­ją kopię tro­feum rów­nież wydaw­cy.

Pro­ble­my zaczy­na­ją się już na pozio­mie źle napi­sa­nych regu­la­mi­nów. Gdy­by do Pucha­ru Świa­ta w sko­kach nar­ciar­skich wpro­wa­dzić zapi­sy z nie­któ­rych sta­tu­tów lite­rac­kich nagród, to Adam Małysz mógł­by tyl­ko raz zdo­być to tro­feum. Dla­cze­go wpro­wa­dzać ogra­ni­cze­nia tam, gdzie ma być pro­mo­wa­na naj­lep­sza lite­ra­tu­ra? Tyl­ko Nagro­da Nike w prak­ty­ce reali­zu­je kaden­cyj­ność człon­ków jury. Bez rota­cji, bez wpro­wa­dza­nia nowych osób nomi­na­cje i głów­ne wyróż­nie­nia sta­ją się albo prze­wi­dy­wal­ne, albo zupeł­nie nie­zro­zu­mia­łe dla czy­tel­ni­ków, pró­bu­ją coś mani­fe­sto­wać – zapo­mi­na się przy tym, po co te nagro­dy zosta­ły powo­ła­ne. To wła­śnie nomi­na­cje wzbu­dza­ją w ostat­nich latach naj­wię­cej kon­tro­wer­sji. Bodaj naj­wię­cej wpa­dek doty­czy pomi­ja­nia naj­cie­kaw­szych debiu­tan­tów. Czyż­by juro­rzy nie czy­ta­li wszyst­kich ksią­żek? Jaki jest sens ogła­szać nomi­na­cje do nagro­dy na led­wie kil­ka tygo­dni przed jej wrę­cze­niem, jeśli w tym cza­sie wydaw­ca nawet nie zdą­ży zro­bić dodru­ku książ­ki, umie­ścić jej w księ­gar­niach i wyku­pić kam­pa­nii pro­mo­cyj­nej? Fakt, że Nike wciąż naj­le­piej funk­cjo­nu­je w świa­do­mo­ści czy­tel­ni­ków, to nie tyl­ko efekt obec­no­ści tego wyróż­nie­nia od dwóch dekad na ryn­ku wydaw­ni­czym, ale tak­że bar­dzo pro­sta, a co za tym idzie sku­tecz­na, kam­pa­nia (trwa­ją­ca od maja do paź­dzier­ni­ka), któ­ra uwzględ­nia osob­ne pre­zen­ta­cje każ­dej z ksią­żek. Ago­ra ma oczy­wi­ście prze­wa­gę posia­da­nia swo­je­go medium, ale co stoi na prze­szko­dzie, by pozo­sta­łe nagro­dy zna­la­zły sobie swo­ich sojusz­ni­ków? Jeśli wyda­je się kil­ka­set tysię­cy zło­tych na nagro­dę, to cze­mu nie prze­zna­czyć choć­by drob­nej czę­ści tej kwo­ty, aby książ­kę i lau­re­ata mogli iden­ty­fi­ko­wać tak­że miesz­kań­cy, któ­rzy tę nagro­dę fun­du­ją. Dla­cze­go takie kam­pa­nie nie mogą być reali­zo­wa­ne wspól­nie z wydaw­nic­twa­mi?

Orga­ni­za­to­rzy nowych nagród wciąż nie potra­fią zna­leźć pomy­słu na fina­ło­we gale. Nomi­no­wa­ni auto­rzy zaczę­li ich wręcz uni­kać, bowiem poza mały­mi wyjąt­ka­mi rola pisa­rza spro­wa­dza się pod­czas tych uro­czy­sto­ści do ode­bra­nia wyróż­nie­nia i powie­dze­nia kil­ku słów. Resz­tę wypeł­nia­ją „teatrzy­ki”, w któ­rych tek­sty nomi­no­wa­nych pod­da­wa­ne są kar­ko­łom­nym adap­ta­cjom. Pół bie­dy, kie­dy wiersz czy­ta zna­ny aktor. Gorzej, kie­dy tekst sta­je się przy­pad­ko­wym ele­men­tem więk­szej cało­ści. Wyda­rze­nie trwa­ją­ce godzi­nę, któ­re­go budżet (we Wro­cła­wiu oko­ło 200 tys. zł) pozwo­lił­by przez trzy lata na reali­za­cję pro­jek­tu edu­ka­cyj­ne­go w co naj­mniej dwu­na­stu szko­łach, zamie­nia się w kosz­mar dla twór­cy. Czy ktoś widział, żeby pod­czas gali wrę­cze­nia Osca­rów frag­ment roli wyróż­nio­ne­go akto­ra odgry­wał inny aktor? Albo by utwór nagra­dza­ne­go zespo­łu w jego obec­no­ści wyko­ny­wał na sce­nie jakiś inny band?

W pol­skim sys­te­mie edu­ka­cji nie ma takiej spe­cja­li­za­cji jak mena­dżer czy ani­ma­tor lite­rac­ki. Wszyst­kie insty­tu­cje zaj­mu­ją­ce się czy­tel­nic­twem oraz wydaw­nic­twa bory­ka­ją się z kło­po­ta­mi per­so­nal­ny­mi. Orga­ni­za­cje dużych pro­jek­tów bądź festi­wa­li lite­rac­kich prze­ka­zu­je się agen­cjom, biblio­te­kom, domom kul­tu­ry, biu­rom pro­mo­cji. A lite­ra­tu­ra to nie mar­ga­ry­na. Ape­ty­tu na jej czy­ta­nie nie da się wzbu­dzić wyłącz­nie poprzez tra­dy­cyj­ne dzia­ła­nia pro­mo­cyj­ne. Potrzeb­na jest wie­lo­let­nia, kon­se­kwent­na stra­te­gia. Fun­da­to­rzy nagród chy­ba dostrze­ga­ją już pro­blem. Sile­sius powo­łu­je Pra­cow­nię Poetyc­ką, a Gdy­nia odświe­ża for­mu­łę dzia­łań towa­rzy­szą­cych. Nie da się jed­nak uciec od wra­że­nia, że to ini­cja­ty­wy bazu­ją­ce na pomy­słach, któ­re nie gwa­ran­tu­ją już tak spek­ta­ku­lar­nych suk­ce­sów jak przed laty. Dzi­siaj aktyw­ne pro­pa­go­wa­nie czy­tel­nic­twa opie­ra się już na innych fun­da­men­tach. Dobrze widać to po nowych pro­jek­tach (np. Big Book Festi­val), któ­re coraz czę­ściej reali­zo­wa­ne są przez róż­ne­go rodza­ju fun­da­cje i sto­wa­rzy­sze­nia.

To nie jest tekst, któ­ry ma zdys­kre­dy­to­wać fun­da­to­rów nagród. Książ­ki i auto­rzy z Biu­ra Lite­rac­kie­go zdo­by­li w ostat­nich latach ponad pięć­dzie­siąt nomi­na­cji i pięt­na­ście naj­waż­niej­szych nagród. Wie­le zna­czą dla nas te wyróż­nie­nia. Wspie­ra­my i anga­żu­je­my się w ini­cja­ty­wy z nimi zwią­za­ne. Nie raz gło­śno chwa­li­li­śmy fun­da­to­rów tych wyróż­nień. Może wła­śnie dla­te­go mamy pra­wo, by zaape­lo­wać o zmia­ny, aby ten ogrom­ny wysi­łek zwią­za­ny z utrzy­ma­niem i zago­spo­da­ro­wy­wa­niem nagród (tak­że wysi­łek wydaw­cy, któ­ry rów­nież anga­żu­je nie­ma­łe środ­ki w dzia­ła­nia wokół nomi­na­cji i nagród) wresz­cie zbli­żył do auto­rów i ich ksią­żek tak­że czy­tel­ni­ków.

Nie tyl­ko nagro­dy lite­rac­kie wyma­ga­ją pro­fe­sjo­na­li­za­cji. Ogrom­ne środ­ki anga­żo­wa­ne są w kolej­ne rzą­do­we pro­gra­my zwią­za­ne z lite­ra­tu­rą. Mimo wzra­sta­ją­cych nakła­dów dzie­dzi­na, któ­ra była przez dzie­się­cio­le­cia naszą dome­ną, a w ostat­nich deka­dach przy­nio­sła dwa Noble, wciąż nie jest doce­nia­nia przez pol­skie spo­łe­czeń­stwo. Nakła­dy ksią­żek nadal sys­te­ma­tycz­nie spa­da­ją. Dobrą pro­zę wypie­ra­ją inne gatun­ki. Był czas lite­rac­kich cza­so­pism. Potem jak grzy­by po desz­czu powsta­wa­ły lite­rac­kie por­ta­le. Ile dzi­siaj prze­trwa­ło z tych hoj­nie opła­ca­nych przez Pań­stwo i róż­ne fun­da­cje ini­cja­tyw? Co zro­bić, aby za chwi­lę ich los nie podzie­li­ły nagro­dy, roz­licz­ne festi­wa­le, akcje, kam­pa­nie i impre­zy tar­go­we?

Bez dia­gno­zy trud­no o sku­tecz­ną tera­pię. Potrzeb­na jest praw­dzi­wa deba­ta na temat sta­nu nasze­go czy­tel­nic­twa, ryn­ku wydaw­ni­cze­go, pozy­cji twór­ców oraz roli i zadań imprez, ini­cja­tyw i wyda­rzeń. W Pol­sce nie ma pro­ble­mu ze środ­ka­mi na lite­ra­tu­rę. Nie potra­fi­my nimi nie­ste­ty wła­ści­wie gospo­da­ro­wać. Nie uda­ło się prze­ko­nać Wro­cła­wia do Kon­gre­su Lite­rac­kie­go, któ­ry zin­wen­ta­ry­zo­wał­by pro­ble­my pol­skiej lite­ra­tu­ry, zin­te­gro­wał i wcią­gnął w two­rze­nie pro­gra­mu Euro­pej­skiej Sto­li­cy Kul­tu­ry całe śro­do­wi­sko (około)literackie w Pol­sce. Może podob­ną ini­cja­ty­wę pod­chwy­ci ktoś inny?

O AUTORZE

Artur Burszta

Menadżer kultury. Redaktor naczelny i właściciel Biura Literackiego. Wydawca blisko tysiąca książek, w tym m.in. utworów Tymoteusza Karpowicza, Krystyny Miłobędzkiej, Tadeusza Różewicza i Rafała Wojaczka, a także Boba Dylana, Nicka Cave'a i Patti Smith. W latach 1990-1998 działacz samorządowy. Realizator Niemiecko-Polskich Spotkań Pisarzy (1993-1995). Od 1996 roku dyrektor festiwalu literackiego organizowanego jako Fort Legnica, od 2004 – Port Literacki Wrocław, od 2016 – Stacja Literatura w Stroniu Śląskim, a od 2022 – TransPort Literacki w Kołobrzegu. Autor programów telewizyjnych w TVP Kultura: Poezjem (2008–2009) i Poeci (2015) oraz filmu dokumentalnego Dorzecze Różewicza (2011). Realizator w latach 1993–1995 wraz z Berliner Festspiele Niemiecko-Polskich Spotkań Pisarzy. Wybrany podczas I Kongresu Menedżerów Kultury w 1995 roku do Zarządu Stowarzyszenia Menedżerów Kultury w Polsce. Pomysłodawca Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius. Współtwórca Literary Europe Live – organizacji zrzeszającej europejskie instytucje kultury i festiwale literackie. Organizator Europejskiego Forum Literackiego (2016 i 2017). Inicjator krajowych i zagranicznych projektów, z których najbardziej znane to: Komiks wierszem, Krytyk z uczelni, Kurs na sztukę, Nakręć wiersz, Nowe głosy z Europy, Połów. Poetyckie i prozatorskie debiuty, Pracownie literackie, Szkoła z poezją. Wyróżniony m.in. nagrodą Sezonu Wydawniczo-Księgarskiego IKAR za „odwagę wydawania najnowszej poezji i umiejętność docierania z nią różnymi drogami do czytelnika” oraz nagrodą Biblioteki Raczyńskich „za działalność wydawniczą i żarliwą promocję poezji”.