debaty / ankiety i podsumowania

Literatura pogrzebała więc karierę naukową

Jakub Pszoniak

Głos Jakuba Pszoniaka w debacie „Kroniki osobiste”.

strona debaty

Kroniki osobiste

17 lat temu mia­łem kil­ka domów. Poza domem rodzin­nym, wynaj­mo­wa­ną z przy­szłą żoną kawa­ler­ką w sute­re­nie z ciek­ną­cym sufi­tem i nie­za­my­ka­ną klat­ką scho­do­wą, w któ­rej nadep­ną­łem kie­dyś na gło­wę śpią­ce­mu na scho­dach sąsia­do­wi, moim domem była wów­czas rów­nież biblio­te­ka uni­wer­sy­tec­ka. Sie­dzia­łem w niej nad roz­grze­ba­nym dok­to­ra­tem. Osią moich zain­te­re­so­wań była toż­sa­mość i napię­cie mię­dzy tym, co pry­wat­ne i spo­łecz­ne. W pra­cy pró­bo­wa­łem przy­gląd­nąć się auto­iden­ty­fi­ka­cji uro­dzo­nych na Gór­nym Ślą­sku potom­ków eks­pa­trian­tów z obsza­ru przed­wo­jen­ne­go woje­wódz­twa lwow­skie­go. Pro­jekt, w któ­rym jed­no­cze­śnie byłem bada­czem i bada­nym, oka­zał się dla mnie zbyt cięż­kim doświad­cze­niem i osta­tecz­nie nie uda­ło mi się go skoń­czyć. Bez nie­go naj­pew­niej nie stał­bym się jed­nak poetą. Bo cho­ciaż już wcze­śniej byłem uważ­nym czy­tel­ni­kiem, to poza arty­ku­ła­mi nauko­wy­mi nicze­go nie pisa­łem. O wszyst­kie­mu zade­cy­do­wał przy­pa­dek. Kil­ka ład­nych i kil­ka nie­ład­nych lat póź­niej zro­zu­mia­łem, że o samym sobie nie pisze się dok­to­ra­tów. O samym sobie pisze się wier­sze.

Pod­czas pra­cy nad arty­ku­łem na temat pamię­ci orga­ni­zu­ją­cej myśle­nie o Ślą­sku ude­rzy­ło mnie to, że komen­dant mili­cji, któ­re­mu pod­le­ga­ły oddzia­ły ZOMO pacy­fi­ku­ją­ce kopal­nię Wujek, nazy­wał się Gru­ba, co po ślą­sku ozna­cza kopal­nię. Wstrzą­snę­ło mną to, w jak nie­zwy­kle okrut­ny spo­sób histo­ria splą­ta­ła się z języ­kiem. Od tego cza­su ści­sły, ana­li­tycz­ny spo­sób pisa­nia zaczął coraz bar­dziej wyda­wać mi się obcy i nie­przy­sta­ją­cy do tego, co sta­ra­łem się powie­dzieć. Robio­ne na mar­gi­ne­sach, nie­miesz­czą­ce się w pre­cy­zyj­nych, badaw­czych wymo­gach notat­ki zaczę­ły roz­ra­stać się w lite­rac­ki, anga­żu­ją­cy mnie coraz bar­dziej pro­jekt. Osta­tecz­nie prze­kształ­cił się on w moją debiu­tanc­ką książ­kę Chy­ba na pew­no, któ­ra nabra­ła wła­ści­we­go kształ­tu pod­czas festi­wa­lo­wych spo­tkań w Stro­niu Ślą­skim. Odno­to­wa­no pod­ów­czas nie­wy­ja­śnio­ne zja­wi­ska. Nad wsią prze­la­ty­wa­ło mon­ty­paj­to­now­skie UFO, któ­re pomię­dzy Bie­dron­ką a nie­czyn­ną sta­cją kole­jo­wą strze­li­ło we mnie pro­mie­niem, któ­ry zamie­nił mnie w poetę, choć dotych­czas zamie­niał ludzi w Szko­tów. Widocz­nie ktoś coś nie­pra­wi­dło­wo pousta­wiał. Spra­wa oka­za­ła się nie­od­wra­cal­na.

Od tego cza­su opu­bli­ko­wa­łem dwa kolej­ne tomy (wła­śnie uka­zu­je się moja trze­cia książ­ka Kar­ni­ster), prze­ło­ży­łem z ukra­iń­skie­go trzy zbio­ry wier­szy, opu­bli­ko­wa­łem autor­ski wybór Miro­na Bia­ło­szew­skie­go. Wier­sze, któ­re kieł­ko­wa­ły na mar­gi­ne­sie nigdy nie­skoń­czo­ne­go dok­to­ra­tu, sta­ły się zaś istot­nym ele­men­tem pra­cy badaw­czej cze­skie­go dok­to­ran­ta kom­pa­ra­ty­sty­ki przy­go­to­wu­ją­ce­go dyplom na temat ślą­skiej lite­ra­tu­ry w Cze­chach i Pol­sce, co w mojej lite­rac­kiej histo­rii jest para­dok­sal­nym i zabaw­nym akcen­tem.

Lite­ra­tu­ra pogrze­ba­ła więc moją karie­rę nauko­wą. Zabra­ła mi rów­nież samo­chód, któ­ry roz­bi­łem, wra­ca­jąc z biu­ro­we­go festi­wa­lu. Bez­względ­ny bóg poezji zażą­dał wów­czas od dzi­ka, by ten zło­żył się w ofie­rze w krwa­wym obrzę­dzie wpad­nię­cia w pro­wa­dzo­ne prze­ze mnie auto. Lite­ra­tu­ra zabra­ła mi rów­nież zde­rzak oraz maskę moje­go kolej­ne­go samo­cho­du, któ­ry przed spo­tka­niem autor­skim, któ­re mia­łem pro­wa­dzić, sta­ra­no­wał cofa­ją­cy na sta­cji ben­zy­no­wej facet. W zamian za to dała mi mnie same­go. Nie potra­fię i nie chcę myśleć dziś już o sobie bez tego kom­po­nen­tu mojej toż­sa­mo­ści, któ­ry zwią­za­ny jest z poezją. Lite­ra­tu­ra pozwo­li­ła mi się tro­chę lepiej zro­zu­mieć, opo­wie­dzieć się same­mu sobie, prze­czy­tać sie­bie same­go. Zro­zu­mia­łem to dopie­ro, gdy czas ode­rwał ode mnie moje dotych­cza­so­we książ­ki i pozwo­lił mi przyj­rzeć się im na powrót z per­spek­ty­wy czy­tel­ni­ka. Gdy je pisa­łem, prze­ko­na­ny byłem, że w swo­ich wier­szach pomi­jam sie­bie same­go jako mało zaj­mu­ją­cy ele­ment świa­ta. Poezja dała mi rów­nież, poprzez sie­bie samą, spo­sob­ność spo­tka­nia się z oso­ba­mi, któ­re czy­ta­ły napi­sa­ne prze­ze mnie wier­sze. Nie chcę pisać „moje wier­sze” w nadziei, że te cza­sem prze­sta­ją być moje i sta­ją się rów­nież wier­sza­mi czy­tel­ni­ków.

Lite­ra­tu­ra pozwo­li­ła mi rów­nież poznać wie­le fascy­nu­ją­cych osób. Kil­ka z tych zna­jo­mo­ści wykro­czy­ło z cza­sem poza ramy zwy­kłe­go kole­żeń­stwa. Poezja ści­śle splo­tła się rów­nież z moim życiem zawo­do­wym, choć cza­sem nie jest to tak oczy­wi­ste jak w przy­pad­ku pra­cy prze­kła­do­wej, spo­tkań czy warsz­ta­tów lite­rac­kich, któ­re zda­rza mi się pro­wa­dzić i orga­ni­zo­wać. Moja aktyw­ność na polu pro­jek­to­wa­nia gra­ficz­ne­go, któ­re jest moim pod­sta­wo­wym źró­dłem utrzy­ma­nia, bywa rów­nież sple­cio­na z lite­ra­tu­rą. Naj­bar­dziej satys­fak­cjo­nu­ją­ce reali­za­cje gra­ficz­ne, przy któ­rych pra­co­wa­łem, ści­śle zwią­za­ne są z lite­ra­tu­rą. Jestem auto­rem okła­dek i ukła­dów typo­gra­ficz­nych kil­ku­dzie­się­ciu ksią­żek. I cho­ciaż to nie jedy­ny obszar mojej pla­stycz­nej aktyw­no­ści, to tego typu pro­jek­ty zazwy­czaj otwie­ra­ją przede mną naj­cie­kaw­sze moż­li­wo­ści, jakie daje pro­jek­to­wa­nie gra­ficz­ne. Bywa­ją bowiem for­mą prze­kła­du tek­stu na język wizu­al­ny.

O AUTORZE

Jakub Pszoniak

Urodzony w 1983 r. w Bytomiu. Poeta i grafik, autor książek poetyckich Chyba na pewno (Biuro Literackie 2019), za którą otrzymał Wrocławską Nagrodę Poetycką Silesius, Lorem ipsum (Biuro Literackie 2022) oraz Karnister (Biuro Literackie 2024). Tłumacz tomów Głosy Kateriny Michalicyny (Pogranicze 2022), Oddychaj Oleny Stepanenko (Pogranicze 2023) oraz Tryb Switłany Powalajewej (Pogranicze 2024), autor wyboru wierszy Mirona Białoszewskiego Z dnia robię noc (Biuro Literackie 2022).