debaty / ankiety i podsumowania

Lubienie poezji

Mateusz Kotwica

Głos Mateusza Kotwicy w debacie "Być poetą dzisiaj".

strona debaty

Być poetą dzisiaj

Zapro­po­no­wa­na dys­ku­sja sta­wia waż­ne pyta­nia, na któ­re moż­na udzie­lić wie­le dia­me­tral­nie róż­nych odpo­wie­dzi. Jed­nak­że jed­na spra­wa nie budzi, według mnie, żad­nych zastrze­żeń – Nike dla książ­ki Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go to waż­ny moment dla współ­cze­snej poezji. Moż­na było usły­szeć, iż decy­zja w spra­wie nagro­dy jest wyra­zem sła­bo­ści pro­zy, ale czy nie jest to jedy­nie zasło­na dym­na? Sko­ro rze­czy­wi­ście pro­za jest bar­dziej wspie­ra­na, a poezja bez takie­go wspar­cia radzi sobie cał­kiem nie­źle, to z pomo­cą insty­tu­cji domi­na­cja ambit­nych wier­szy nad ambit­ny­mi powie­ścia­mi była­by kom­plet­na.

W tym kon­tek­ście nie jestem w sta­nie zro­zu­mieć słów Woj­cie­cha Kuczo­ka. Jaki bun­kier, przed­mie­ścia jakie­go mia­sta? I dla­cze­go aku­rat sypia­nie, a nie życie? I pyta­nie zasad­ni­cze – dla­cze­go jed­na oso­ba wypo­wia­da się za wszyst­kich poetów, któ­rzy prze­cież sami potra­fią mówić (a przy tym świet­nie pisać). Moim zda­niem taki głos tra­ci swo­ją wia­ry­god­ność w momen­cie, gdy prze­sta­je doty­czyć jed­nost­ki wypo­wia­da­ją­cej się, a pró­ba obję­cia tym gro­te­sko­wym stwier­dze­niem całej gru­py jest jak gom­bro­wi­czow­skie „upu­pia­nie”.

Dru­ga istot­na kwe­stia tej dys­ku­sji to zagad­nie­nie docie­ra­nia do czy­tel­ni­ka, roz­sze­rza­nia pola dzia­łań poezji na coraz więk­szą gru­pę odbior­ców. I tutaj czai się dyle­mat: czy na siłę sta­rać się docie­rać do naj­dal­szych krę­gów, czy może pozo­stać przy wąskiej gru­pie czy­tel­ni­ków? Dru­ga ewen­tu­al­ność wyda­je się jed­nak odro­bi­nę zbyt rady­kal­na, war­to więc sku­pić się na pierw­szym warian­cie.

W opi­sie dys­ku­sji posta­wio­no pyta­nie, w jaki spo­sób wydaw­cy mają wzbu­dzać zain­te­re­so­wa­nie poezją, zwłasz­cza wśród mło­dych. Odno­szę jed­nak wra­że­nie, że nawet naj­lep­sza ini­cja­ty­wa wydaw­ni­cza roz­bi­je się o ścia­nę w momen­cie, gdy nie zmie­ni się men­tal­ność zwią­za­na z odbio­rem i lek­tu­rą wier­szy. A to może się stać jedy­nie w szko­łach. Czo­ło­bit­ność wobec roman­ty­zmu (któ­ra dra­stycz­nie spły­cą tę barw­ną epo­kę), „pod­miot lirycz­ny powie­dział myślał…”, utar­ty kanon lek­tur – to wszyst­ko pro­wa­dzi do dziw­ne­go uprzed­mio­to­wie­nia wier­szy, a tym samym do ode­bra­nia poezji jej naj­więk­szej bro­ni – wra­że­nio­wo­ści. Nie dzi­wię się, że nawyk czy­ta­nia opar­ty na szkol­nym sche­ma­cie jest nud­ny. Tym­cza­sem nale­ży poka­zać, że moż­li­wa jest lek­tu­ra opar­ta na wła­snych wra­że­niach, docie­ka­niach. Przy tym podej­ściu każ­dy czy­tel­nik sta­je się w jakimś sen­sie kry­ty­kiem, ambit­nym odbior­cą poezji, któ­re­go wier­sze są w sta­nie poru­szyć, w prze­ci­wień­stwie do „roz­bie­ra­nych” na lek­cjach utwo­rów.

Może to myśle­nie dosyć uto­pij­ne, ale chciał­bym, aby w szko­łach uczo­no „lubie­nia” poezji i przy­jem­no­ści z obco­wa­nia z wier­sza­mi. Wte­dy poeci, wydaw­cy, śro­do­wi­ska lite­rac­kie nie musie­li­by wymy­ślać kolej­nych spo­so­bów dotar­cia do mło­de­go czy­tel­ni­ka, co pozwo­li­ło­by na zacho­wa­nie choć odro­bi­ny tra­dy­cji. Wie­czór poetyc­ki nie­ustan­nie koja­rzy mi się z pew­ną intym­no­ścią, spo­tka­niem z twór­czo­ścią, do któ­rej mam emo­cjo­nal­ny sto­su­nek. Myślę, że tej gra­ni­cy nie war­to prze­kra­czać, w innym wypad­ku poezja sta­nie się kolej­ną sztu­ką, któ­ra ule­gnie coraz głęb­szej komer­cja­li­za­cji. A takiej sytu­acji nie chcę sobie nawet wyobra­żać.