debaty / ankiety i podsumowania

Mane, Tekel, Fares

Tomasz Fijałkowski

Głos Tomasza Fijałkowskiego w debacie "Książka 2008".

strona debaty

Książka 2008

Wska­za­nie: Krzysz­tof SIWCZYK Cen­trum likwi­da­cji szkód

Tru­izmem było­by stwier­dze­nie, że nikłą war­tość poznaw­czą ma zapo­zna­nie się z wyni­kiem ple­bi­scy­tu (?) na poetyc­ką książ­kę roku. Bo i poetyk w Pol­sce mamy uro­dzaj, każ­da reali­zo­wa­na jest przez mniej lub bar­dziej sku­pio­nych wokół jakiejś wizji liry­ki twór­ców. Mno­żą się autor­skie pomy­sły na zago­spo­da­ro­wa­nie prze­strze­ni mię­dzy okład­ka­mi. Na doda­tek w „wyspiar­skim” życiu naszej sce­ny poetyc­kiej nijak dostrzec nie moż­na sil­nie zary­so­wa­nych hie­rar­chii, dają­cych się narzu­cić śro­do­wi­skom sku­pio­nym wokół róż­nych wydaw­nictw lub pism.

Z tak widzia­ne­go tery­to­rium z oczy­wi­stych wzglę­dów nie da się wypro­wa­dzić jed­nej „naj­cie­kaw­szej” książ­ki. Bo i jaką mia­rą mie­rzyć war­tość Wszyst­kie­go Boh­da­na Zadu­ry i baw się Roma­na Hone­ta? A jak w jed­nej dys­cy­pli­nie star­to­wać mają Ilu­zjon Macie­ja Woź­nia­ka iSale sale sale Szcze­pa­na Kopy­ta?

Traf chce, że w jed­nym euro­pej­skim mie­ście odby­wa­ją się dwa zna­ne w świe­cie fil­mo­wym festi­wa­le. Can­nes, bo o nim mowa, mat­ku­je zma­ga­niom o Zło­tą Pal­mę oraz potycz­kom tuz prze­my­słu por­no­gra­ficz­ne­go o nagro­dę o porów­ny­wal­nym do Pal­my zna­cze­niu. I zda­je się, że lau­re­aci naj­waż­niej­szej kate­go­rii (film roku) w obu przy­pad­kach coś tam zawsze o życiu powie­dzą i tyl­ko od wybo­ru kino­te­atru zale­ży, w jakie gło­sy zechce­my się wsłu­chi­wać.

A kie­dy wsłu­chi­wa­łem się w sze­lest kart­ko­wa­nych w tym roku tomi­ków, tyl­ko jeden głos wydał mi się na tyle osob­ny, że z czy­stym sumie­niem wrzu­cam bia­łą kul­kę do urny z napi­semCen­trum likwi­da­cji szkód Krzysz­to­fa Siw­czy­ka. Z pew­no­ścią nie będę musiał się przed nikim tłu­ma­czyć ze swo­je­go wybo­ru, bo tłu­ma­czyć się będą ci, któ­rzy wyty­pu­ją bez­piecz­niej­sze­go kan­dy­da­ta i pew­nie zwy­cięz­cę.

Cen­trum, oprócz tra­dy­cyj­nych fra­ze­sów sku­pia­ją­cych się raczej na feno­me­nie posta­ci auto­ra, zdol­ne­go w krót­kim cza­sie doro­bić się pla­kiet­ki z napi­sem „gość spe­cjal­ny, mło­dy kla­syk”, zbie­ra­ło zarzu­ty mono­to­nii, zaciem­nia­nia prze­ka­zu, pię­trze­nia nie­ko­mu­ni­ka­tyw­nych myśli itd. (Część przy­to­czo­nych zarzu­tów zmy­śli­łem, ale nie zdzi­wił­bym się, gdy­by takie gdzieś się poja­wi­ły.)

Myśląc nad tytu­łem recen­zji ostat­niej książ­ki Siw­czy­ka, zapi­sy­wa­łem bły­sko­tli­we hasła w sty­lu „Ale­go­rie apo­ka­lip­sy”, „Pocz­tów­ki z koń­ca świa­ta”, „Pio­sen­ki post mor­tem”, i wszyst­ko jakoś ukła­da­ło się we wzru­sza­ją­co łatwy do ska­ta­lo­go­wa­nia banał, któ­ry łyk­nął­by śred­nio roz­gar­nię­ty czy­tel­nik pra­sy lite­rac­kiej. Na szczę­ście recen­zja nigdy nie powsta­ła, bo gdy­bym miał na serio powie­dzieć, co myślę o tej książ­ce, rzekł­bym tyl­ko – to jest język umar­łych. To jest gra­ma­ty­ka nie­ist­nie­ją­ce­go już/ jesz­cze świa­ta, do któ­rej już/ jesz­cze nie mamy dostę­pu. To się bro­ni przed czy­ta­niem.