debaty / ankiety i podsumowania

Może pora na uproszczenia?

Witold Witkowski

Głos Witolda Witkowskiego w debacie "Poezja na nowy wiek".

strona debaty

Wszyst­kie moż­li­we podzia­ły, poko­le­nio­we cezu­ry są eks­pe­ry­men­ta­mi kry­tycz­ny­mi. Poezja nie jest chy­ba dys­cy­pli­ną, któ­ra świe­żej krwi bez­względ­nie potrze­bu­je. Czter­dzie­sto­let­ni poeta nie musi sie­dzieć na ław­ce rezer­wo­wych, pięć­dzie­się­cio­let­ni poeta nie musi przejść na eme­ry­tu­rę. Co wię­cej, poezję jak filo­zo­fię moż­na uznać za dome­nę doj­rza­łych mędr­ców. Mło­dość nie jest licen­cją na upra­wia­nie poezji! Poezja jest ponad­po­ko­le­nio­wa. Wiersz dobry jest nim pod pió­rem każ­de­go „lat­ka”… Jed­nak trze­ba uczci­wie powie­dzieć, że zawsze ina­czej patrzy­my na mło­dych. U nich szu­ka­my powie­wu świe­żo­ści. To mło­dzi poeci mają nam przy­nieść nowe odkry­cia, któ­re pozwo­lą poezji iść naprzód – cokol­wiek to ozna­cza. Mło­dzi poeci dają też poezji twarz. Kul­tu­ro­wy wzo­rzec poety – mło­dy, zbun­to­wa­ny, nie­do­ży­wio­ny suchot­nik, z gołą gło­wą, „w chmu­rach”.

W mło­do­ści pisze się raczej dużo. Wie­lu mło­dych pisze i sta­ra się zaist­nieć. To taka powszech­na cho­ro­ba, być może nawet epi­de­mia. Ter­min „mło­da poezja” rezer­wo­wa­ny jest cią­gle dla kogoś inne­go, czas wyzna­cza ich ini­cja­ły… Ci co zaist­nie­li piszą i z cza­sem wia­do­mo już na co ich stać. Kie­dy dopa­da ich wiek doj­rza­ły, cza­sem zdra­dza­ją poezję… Naj­bar­dziej wytrwa­li zosta­ją z nią na sta­rość. Te komu­na­ły i sofi­zma­ty są zamiast podej­mo­wa­nia pró­by porów­ny­wa­nia poetów w sen­sie ści­słym. Jaką ska­lę porów­naw­czą nale­ża­ło­by przy­jąć, w jakim Sevres prze­cho­wy­wa­ny jest wzo­rzec do mie­rze­nia poetów? Gdy­by uda­ło się zna­leźć taką uni­wer­sal­ną mia­rę (np. do mie­rze­nia ich talen­tów!), moż­na by wte­dy przy­zna­wać gwiazd­ki, punk­ty w usta­lo­nych ska­lach. Daj­my na to, gdy­by mie­rzyć ich Miło­sza­mi, Her­ber­ta­mi czy Mic­kie­wi­cza­mi, Elsner dostał­by wte­dy np. 2 i pół Her­ber­ta, może ‑1 Mic­kie­wi­cza, a Deh­nel 5 Miło­szów, ale wszyst­ko to zbyt kło­po­tli­we i mało sku­tecz­ne porów­naw­czo. Zostań­my przy ogól­ni­kach.

Nie­wąt­pli­wie ostat­nim naj­waż­niej­szym i naj­gło­śniej­szym zja­wi­skiem poetyc­kim na dużą ska­lę, inspi­ro­wa­nym przez mło­dych poetów, był, nazwij­my to w skró­cie – „bru­Lion”. „bru­Lion” zesta­rzał się, kart­ki w nim pożół­kły, ale jego etos został wpi­sa­ny w kul­tu­rę, a bru­lio­no­wi poeci na nowych per­ga­mi­nach przed­sta­wia­ją swo­ją wizję świa­ta… Tro­chę cza­su minę­ło, a dzi­siaj mło­dzi poeci są roz­pro­sze­ni, zamknię­ci we wła­snych krę­gach, w któ­rych obo­wią­zu­je pewien sys­tem war­to­ści, eks­pre­sja i wraż­li­wość, auto­no­micz­ne rozu­mie­nie poezji. Zamknię­ci w jed­nej, nie­wiel­kiej niszy, czy­ta­ją się, sza­nu­ją i doce­nia­ją wza­jem­nie. Dziś nie ma wier­szy powszech­nie zna­nych, a poeci nie muszą patrzeć na innych, żeby pisać.

Mamy dzi­siaj ogrom­ną ofer­tę poetyc­ką, mnó­stwo wier­szy, wie­lu auto­rów, nowo­cze­sną pro­mo­cję, a więc tyle atrak­cyj­nych, dobrze pre­zen­to­wa­nych pro­po­zy­cji, że trud­no doko­nać wybo­ru. Trud­no też w takiej masie o spój­ność, o pro­gra­my poetyc­kie, o wiel­kie mię­dzy­po­ko­le­nio­we spo­ry. Wyda­je się, że mot­tem głów­nym każ­de­go pisa­nia jest: „miesz­cząc się w akcep­to­wa­nym mode­lu wypo­wie­dzi poetyc­kiej, zagrać po swo­je­mu”. Wycho­dzi wte­dy coś oso­bli­we­go, coś w pewien spo­sób nowe­go, powsta­ją jakieś nowe reje­stry, ale tak oso­bi­ste, dziw­ne, oni­rycz­ne, wie­lo­zna­cze­nio­we, że nikt o nich nic nie wie i wszy­scy o nich wie­dzą wszyst­ko. Na ile jest to nowe i nowa­tor­skie? Ci co piszą według współ­cze­sne­go mode­lu pisa­nia poezji, są jed­no­cze­śnie naj­lep­szy­mi odbior­ca­mi wier­szy, ale kto poza nimi? Pra­wie nikt.

Prze­mek Wit­kow­ski napi­sał na blo­gu: „- Jestem wzro­kow­cem. Dozna­nia węcho­we, czy sma­ko­we na mnie tak nie dzia­ła­ją. Poza tym nasza kul­tu­ra w tym momen­cie opie­ra się w dużej mie­rze na zale­wie obraz­ków. To taka mag­ma, z któ­rej wyło­nić pewien porzą­dek jest dużą sztu­ką. Moim zda­niem ta epo­ka wymu­sza, żeby­śmy ją przed­sta­wia­li w spo­sób gęsty. Ina­czej się nie da. (…)”.

Czy jed­nak o to idzie, by wszy­scy czy­ta­li i rozu­mie­li poezję? Język poetyc­ki nie będzie szu­kał poro­zu­mie­nia ze świa­tem za wszel­ką cenę, a zwłasz­cza za cenę jakichś gene­ral­nych i dale­ko idą­cych uprosz­czeń, nie zasy­mi­lu­je się ze sło­wo­to­kiem i byle gada­niem. Zda­nie poetyc­kie będzie zawsze wypiesz­czo­ne, wypo­le­ro­wa­ne, a zna­cze­nia będą spryt­nie kry­ły się mię­dzy sło­wa­mi i zda­nia­mi, i tyl­ko tro­chę w nich samych.

Zda­niem Maria­na Sta­li przy­czy­ną tak maso­we­go pisa­nia jest powszech­ny nie­po­kój, nie­pew­ność świa­ta. Pisa­nie jest pró­bą zna­le­zie­nia wła­snej toż­sa­mo­ści. Myślę, że pisa­nie jest pró­bą oca­le­nia sie­bie, odpo­wie­dzią na spo­łecz­ne zapo­trze­bo­wa­nie na suk­ces. Suk­ces w poezji wyda­je się bowiem spra­wą sto­sun­ko­wo łatwą, bo ste­reo­typ, wzo­rzec kul­tu­ro­wy wier­sza ogra­ni­cza się raczej do wizu­al­nej i dźwię­ko­wej jego posta­ci, pomi­ja­jąc zupeł­nie jego zasa­dę i isto­tę. Wiersz jest po pro­stu ukła­dem zwro­tek, któ­re się rymu­ją… Karol Mali­szew­ski w poszu­ki­wa­niu źró­deł zja­wi­ska powszech­ne­go pisa­nia się­ga do natu­ry czło­wie­ka, chę­ci opo­wie­dze­nia świa­ta wła­sny­mi sło­wa­mi.

Język poetyc­ki cią­gle się zmie­nia i to pozwa­la ist­nieć poezji. Jeśli ktoś pisze Hone­tem, Miło­szem, Świe­tlic­kim czy Sosnow­skim, łatwo może być posą­dzo­ny o to, że nie ma nic do powie­dze­nia. Na Par­nas docie­ra­ją tyl­ko ci, któ­rzy nauczy­li się mówić do nas w spo­sób, w jaki innym się jesz­cze nie uda­ło.

W tym zgieł­ku nowej, poetyc­kiej twór­czo­ści bra­ku­je wier­szy pro­gra­mo­wych, mani­fe­stów (neo­lin­gwi­stycz­ny został szyb­ko odwo­ła­ny przez tych, co go ogło­si­li). Nie ma zatem wyraź­nych podzia­łów i spo­rów ide­owych mię­dzy „sta­ry­mi” i „nowy­mi”, mię­dzy tym co było, a tym co jest, lub powin­no być. Brak tych dzia­łań powo­du­je, że kry­ty­cy powo­łu­ją czas jako zasa­dę podzia­łu.

Moż­na powie­dzieć, że roz­pro­sze­nie poetów, czy brak wyraź­ne­go pro­gra­mu, któ­ry warsz­ta­to­wo, este­tycz­nie czy w jakiej­kol­wiek innej sfe­rze wyzna­cza nowe gra­ni­ce poezji, jest pew­nym histo­rycz­nym prze­ło­mem. W cza­sach glo­ba­li­za­cji nasze roz­pro­sze­nie jest jed­nak pozor­ne, a nasza bar­dzo roz­wi­nię­ta tole­ran­cja daje zie­lo­ne świa­tło każ­de­mu indy­wi­du­al­ne­mu pro­gra­mo­wi poetyc­kie­mu, choć­by nie był nigdzie zapi­sa­ny. To co poka­zu­ją jed­ni, inni mogą pochwy­cić bez żad­nych cere­gie­li i dekla­ra­cji!

Tak duża licz­ba piszą­cych powo­du­je ogrom­ne zapo­trze­bo­wa­nie na róż­ne­go rodza­ju dzia­ła­nia wery­fi­ku­ją­ce twór­czość, dosko­na­lą­ce twór­czość, pro­mu­ją­ce twór­czość. Mamy więc lite­rac­ką pra­sę, por­ta­le inter­ne­to­we, blo­gi, kon­kur­sy poetyc­kie, spo­tka­nia, warsz­ta­ty, szko­ły pisa­nia, inter­ne­to­we lek­cje pisa­nia, porad­ni­ki, pod­ręcz­ni­ki… Jed­nak tyl­ko nie­któ­re z tych dzia­łań wspie­ra­ją rze­tel­nie to, co w tej poetyc­kiej ofer­cie naj­lep­sze, trzy­ma­ją poziom, nada­ją ran­gę i poka­zu­ją azy­mut, okre­śla­ją kano­ny dobre­go pisa­nia.

Por­ta­le inter­ne­to­we peł­nią waż­ną rolę w upo­wszech­nia­niu tego, co zosta­ło napi­sa­ne. Skra­ca­ją dro­gę od pisa­nia do publi­ko­wa­nia i wyko­rzy­stu­ją nowo­cze­sność do reali­za­cji wła­snych marzeń o pisa­niu. Nie sta­wia­ją piszą­cym zbyt wygó­ro­wa­nych wyma­gań. Nigdy nie było łatwiej. Nigdy nie było też tak dużej publicz­no­ści i takie­go łatwe­go do niej dostę­pu – użyt­kow­ni­cy blo­gów i por­ta­li poetyc­kich potra­fią w naj­krót­szy spo­sób zre­cen­zo­wać każ­dy poetyc­ki utwór (wyko­rzy­stu­jąc emo­ti­ko­ny – pik­to­gra­my czy­tel­ni­czych emo­cji). Stać się gwiaz­dą por­ta­lu Nie­szu­fla­da czy Fabri­ca Libro­rum to już wyż­sza szko­ła jaz­dy, to nobi­li­ta­cja, to pew­nie też marze­nie wie­lu e‑piszących, to jakość, to publicz­ność, to dys­ku­sja dają­ca obraz napi­sa­ne­go wier­sza zaraz po jego opu­bli­ko­wa­niu, to moż­li­wość obser­wo­wa­nia wier­sza po jego oddzie­le­niu się od auto­ra. Żywot e‑wiersza okre­śla­ją: licz­ba odwie­dzin, licz­ba komen­ta­rzy, e‑recenzje. Blo­gi pro­wa­dzo­ne przez uzna­nych twór­ców z kolei skra­ca­ją dro­gę mię­dzy nimi, a odbior­ca­mi, w tym roz­po­czy­na­ją­cy­mi pisać. Począt­ku­ją­cy mogą poznać źró­dła inspi­ra­cji pisar­skich i korzy­stać z nich, docie­rać do tych samych waż­nych lek­tur.

Publi­ka­cje w cza­so­pi­smach lite­rac­kich lub pew­nych tytu­łach nie­li­te­rac­kich są jesz­cze wyż­szą for­mą nobi­li­ta­cji. Mieć w dorob­ku, zwłasz­cza przed tomi­kiem, opu­bli­ko­wa­ny wiersz w „Odrze”, „Twór­czo­ści”, „Tygo­dni­ku Powszech­nym” „Gaze­cie Wybor­czej” albo w „Topo­sie”, „Stu­dium” „Ha!arcie” czy „Nowej Oko­li­cy Poetów”, to jest splen­dor i wizy­tów­ka. Wie­le cza­so­pism to pro­win­cjo­nal­ne, lite­rac­kie ziny, któ­re czę­sto pro­po­nu­ją publi­ka­cję utwo­rów lub jej przy­spie­sze­nie za odpłat­no­ścią… One jed­nak speł­nia­ją marze­nia piszą­cych, a to wystar­cza­ją­cy powód uza­sad­nia­ją­cy ich ist­nie­nie.

Wyda­nie tomi­ku przez pew­ne wydaw­nic­twa, w tym Biu­ro Lite­rac­kie, auto­ma­tycz­nie nada­je mu więk­szą ran­gę. Taki tomik ma więk­szą szan­sę na suk­ces. Kry­je się za tym pew­ne nie­bez­pie­czeń­stwo fał­szo­wa­nia obra­zu war­to­ścio­wej ofer­ty poetyc­kiej. Wydaw­nic­twa te jed­nak prze­cież dłu­go pra­co­wa­ły na swo­ją mar­kę. Pro­mo­cja wier­sza to nie jest łatwa sztu­ka!

Poezja jest z jed­nej stro­ny bar­dziej dopa­so­wa­na niż inne rodza­je lite­rac­kie do naszej scho­ro­wa­nej rze­czy­wi­sto­ści, w któ­rej domi­nu­je per­ma­nent­ny brak cza­su, w któ­rej czy­ta­nie zosta­je dale­ko w tyle za oglą­da­niem i słu­cha­niem. To dopa­so­wa­nie prze­ja­wia się dłu­go­ścią wypo­wie­dzi, a raczej jej względ­ną krót­ko­ścią.

Z dru­giej stro­ny poezja zupeł­nie nie jest dopa­so­wa­na do dzi­siej­szych cza­sów – jest zwy­czaj­nie zbyt trud­na, pik­to­gra­my kul­tu­ry maso­wej poko­nu­ją ją. Nie­do­świad­czo­ny czy­tel­nik nie rozu­mie tych poetyc­kich gier, w któ­re pró­bu­ją wcią­gać auto­rzy wier­szy. Naj­bar­dziej ze wszyst­kich piszą­cych, chy­ba mło­dzi poeci kom­pli­ku­ją czy­tel­ni­ko­wi odbiór swo­jej twór­czo­ści. Trud­ność ich odczy­ta­nia być może wyni­ka z pomie­sza­nia, skom­pli­ko­wa­nia i roz­dar­cia świa­ta – poezja wszak sta­ra się go opi­sać, ale prze­cięt­ny czy­tel­nik jest czę­sto na stra­co­nej pozy­cji jako odbior­ca. Do czy­ta­nia wier­sza trze­ba teraz mieć nie­mal kry­tycz­no­li­te­rac­kie przy­go­to­wa­nie.

Dokąd zmie­rza? Lepiej – powin­na zmie­rzać? Praw­dzi­wiej – może zmie­rzać? Poezja.
– w stro­nę więk­szej pro­sto­ty, uprosz­czeń pozwa­la­ją­cych ją trak­to­wać jak atrak­cyj­ny dla prze­cięt­ne­go odbior­cy prze­kaz pew­ne­go ładun­ku wraż­li­wo­ści i wie­dzy o sobie, innych oraz ota­cza­ją­cym świe­cie,
– w stro­nę repor­ter­skie­go opi­sy­wa­nia rze­czy­wi­sto­ści,
– w stro­nę poszu­ki­wa­nia ład­nej for­my, któ­ra będzie reali­zo­wa­ła w odbior­cy arche­ty­picz­ną potrze­bę poetyc­ko­ści,
– w stro­nę połą­cze­nia się z inny­mi for­ma­mi eks­pre­sji, z inny­mi dzie­dzi­na­mi sztu­ki,
– może w stro­nę słu­cha­nia lub oglą­da­nia, a nie czy­ta­nia poezji?
Widać to już w wie­lu wier­szach.

Kto może być waż­nym poetą za kil­ka lat? Joan­na Wajs – cóż, że tyl­ko jeden tomik i to jakieś 5 lat temu. Liczę na następ­ną książ­kę poetyc­ką. Obie­cu­ją­ce jest to, że jest dzien­ni­kar­ką, tłu­macz­ką z wło­skie­go i kry­ty­kiem lite­rac­kim, czy­li jest aktyw­na twór­czo. Jacek Deh­nel – „Tak czy ina­czej – sta­ro­świec­kość” to bar­dzo traf­ne okre­śle­nie Karo­la Mali­szew­skie­go, cha­rak­te­ry­zu­ją­ce twór­czość Jac­ka Deh­ne­la. Niech niko­mu nie przyj­dzie na myśl, że to są sło­wa depre­cjo­nu­ją­ce jego twór­czość… Jacek Deh­nel korzy­sta­jąc z doświad­czeń wie­ków minio­nych, wkra­cza w lite­ra­tu­rę w spo­sób atrak­cyj­ny i war­to­ścio­wy. Pozwa­la roz­wi­jać się niby-skost­nia­łej prze­szło­ści. Joan­na Muel­ler – uwo­dzi mnie jej aktyw­ność, pró­by nawią­zy­wa­nia do tra­dy­cji poetyc­kich, ich wskrze­sza­nia i kon­ty­nu­acji, fascy­na­cje języ­kiem. Anna Pod­cza­szy i Julia Fie­dor­czuk – mło­de, obie­cu­ją­ce i zaan­ga­żo­wa­ne, pięk­nie mate­rią sło­wa ope­ru­ją­ce. Por­to­we dziew­czy­ny. Sła­wo­mir Elsner – eks­cy­tu­ją­ca głę­bo­kość wier­sza, język, w któ­rym moż­na się odna­leźć. Prze­my­sław Wit­kow­ski – gęsty w zna­cze­nia, boga­ty w obra­zy, nie­zwy­kle inte­li­gent­ny spo­sób wyra­ża­nia świa­ta, dość trud­ny. Dąbrow­ski, Różyc­ki, Baczew­ski… i jesz­cze wie­lu poetów ze star­szych poko­leń, z róż­ny­mi metry­ka­mi uro­dze­nia. Jesz­cze wszy­scy war­ci doce­nie­nia nie zosta­li doce­nie­ni, jesz­cze wie­le poetyk cze­ka na zasłu­żo­ne lau­da­cje. Tak czy ina­czej dal­sze ist­nie­nie poezji jest prze­są­dzo­ne. Powo­dze­nie poetów już nie. W poezji może pora na uprosz­cze­nia? Może wła­śnie przy­szła pora na pro­sto­tę, któ­ra prze­cież jest rów­nie pięk­na!