debaty / wydarzenia i inicjatywy

Muzo, nie być bokserem!

Paweł Bernacki

Głos Pawła Bernackiego w debacie "Dobry wieczór".

strona debaty

Dobry wieczór

Jak zor­ga­ni­zo­wać ide­al­ne spo­tka­nie autor­skie? Mówiąc szcze­rze, nie mam poję­cia. W grę wcho­dzi zbyt dużo czyn­ni­ków – wiel­kość spo­tka­nia, miej­sce, czas, typ publi­ki, for­ma auto­ra, jakość tek­stów… Nie wspo­mi­na­jąc już o róż­no­rod­nych gustach i tym, że tak napraw­dę każ­de­mu odpo­wia­da co inne­go. Oso­bi­ście szcze­gól­nie upodo­ba­łem sobie spo­tka­nia kame­ral­ne, w małych pomiesz­cze­niach, z nie­licz­ną widow­nią. Takie, na któ­rych pisa­rzo­wi i jego, w tym wypad­ku, słu­cha­czom łatwiej nawią­zać bli­ski kon­takt.

Ide­al­nym przy­kła­dem takie­go wie­czor­ku poetyc­kie­go było ostat­nie spo­tka­nie w Biu­rze Lite­rac­kim z Pio­trem Som­me­rem, któ­re pro­wa­dził Adam Popra­wa. Zresz­tą doszło na nim do nie­zwy­kle zabaw­nej sytu­acji. Otóż jesz­cze przed roz­po­czę­ciem roz­mo­wy obaj pano­wie sie­dzie­li wygod­nie w przy­go­to­wa­nych dla nich wcze­śniej fote­lach, lecz gdy tyl­ko ta się roz­po­czę­ła, pan Popra­wa wstał, by z należ­nym sza­cun­kiem zadać panu Som­me­ro­wi pierw­sze pyta­nie. Ten, nie chcąc być gor­szym oraz by nie oka­zać swe­mu roz­mów­cy bra­ku uzna­nia, rów­nież pod­niósł się ze swe­go fote­la, by udzie­lić odpo­wie­dzi. Po czym padło kolej­ne pyta­nie – tak­że na sto­ją­co. Po nim odpo­wiedź w tej samej pozy­cji… I tak obaj pano­wie prze­sta­li dobre kil­ka­dzie­siąt minut. Owo spo­tka­nie mia­ło to, co mieć powin­no – dobrą poezję, kame­ral­ny kli­mat, cie­płą atmos­fe­rę, wza­jem­ny sza­cu­nek auto­ra i jego publi­ki.

Zupeł­ne prze­ci­wień­stwo wie­czor­ku poetyc­kie­go tak­że odby­wa­ją­ce­go się w Biu­rze, pod­czas któ­re­go autor (któ­re­go nazwi­ska nie wymie­nię), deli­kat­nie mówiąc pija­ny jak pro­się, nie był nawet w sta­nie zro­zu­mieć inten­cji pro­wa­dzą­ce­go i na przy­kład na pyta­nie o jego wra­że­nia po debiu­cie, odpo­wie­dział, że zawsze wykra­da wydaw­com swo­je tomi­ki, jak­by kogo­kol­wiek to inte­re­so­wa­ło. Zresz­tą czy­nił to w spo­sób tak beł­ko­tli­wy, że cięż­ko było z tego wycią­gnąć jaki­kol­wiek sens… Poezja dzi­siaj ma napraw­dę małą publi­kę, a ta nie potrze­bu­je auto­rów, któ­rzy nie oka­zu­ją jej należ­ne­go sza­cun­ku. Takie jest przy­naj­mniej moje zda­nie. Tam­ten wie­czór miał wszyst­ko by być uda­nym. Oprócz auto­ra.

Żaląc się na nie­licz­ną publi­kę, bynaj­mniej nie doma­gam się, by na spo­tka­nia przy­cho­dzi­ły tłu­my. Jak powie­dzia­łem – wolę kame­ral­ne impre­zy i zupeł­nie nie zale­ży mi na tym, by poeta miał się cie­szyć popu­lar­no­ścią bok­se­ra. A już na pew­no nie na tym, jeśli mia­ło­by to się wią­zać z tak dużą komer­cja­li­za­cją poezji, jakiej uległ nie tyl­ko sport, ale wła­ści­wie cały show­biz­nes. Nie chcę czy­tać o pisa­rzach w „Fak­cie”, nie chcę oglą­dać ich zdjęć na Pudel­ku, naszej-kla­sie i Face­bo­oku. Wystar­czą mi książ­ki oraz spo­tka­nia autor­skie, wier­sze. Dziś znacz­nie więk­szą sztu­ką jest „nie być bok­se­rem”, niż nim być.

To jed­nak tak­że wyzwa­nie dla poetów i ich publi­ki. Utrzy­mać swój sta­tus, nie wsty­dzić się swo­jej pasji i zaję­cia, i nie pozwo­lić, by przez komer­cję cier­pia­ła sztu­ka. Spo­tka­nia takie, jak wspo­mnia­ne z Pio­trem Som­me­rem, nie­wąt­pli­wie robią poezji dobrze. Publi­ka jest zado­wo­lo­na, bo może cie­szyć się dobrą poezją, auto­rem, któ­ry ją sza­nu­je, cie­płą atmos­fe­rą, a i sam poeta dosta­je to, na czym chy­ba powin­no mu zale­żeć – wier­nych, odda­nych słu­cha­czy. Wytwa­rza się pewien magicz­ny krąg, pew­na więź koja­rzą­ca mi się z pier­wot­ną, przed­pi­śmien­ną recy­ta­cją pie­śni przy obo­zo­wych ogni­skach czy w cha­tach. Coś cze­go nie da wiel­ka, peł­na hala, czy sta­dion, a coś, w co oso­bi­ście wcho­dzę z nie­skry­wa­ną roz­ko­szą.