Naleśniki z Zadurą i inne przysmaki. Fort Legnica ’98
Paweł Sarna
Głos Pawła Sarny w debacie "Z Fortu do Portu".
strona debaty
Z Fortu do PortuMoje portowe wspominki rozpocząłem od domowego oblężenia, okazałej jak forteca, sterty czasopism. W jej gruzach znalazły się egzemplarze „Gazety Fortecznej” – ich właśnie szukałem. „Bałagan, znowu robisz to, co umiesz najlepiej” – mówi żona. Najprzyjemniej wspomina się w bałaganie, tak to już jest, kochanie. Legnica 1998. Mój pierwszy Fort. Dwie studentki poznane jeszcze na dworcu, niestety dla mnie, nieszczęśliwie rozkochane w poezji Tomka Różyckiego czy w samym Różyckim, na którego chciały „choćby popatrzeć”. Znajomy krytyk, legniczanin spotkany w drodze do hotelu mówi mi mniej więcej coś takiego: „Słuchaj, wreszcie coś się dzieje. Normalnie to nic się nie dzieje. Legnica, wiadomo. Nikogo nie ma, nikogo. A teraz na chwilę są wszyscy. Można popatrzeć, dotknąć, a nawet oblizać”. Podnoszę z gruzów stary numer „Opcji”, do którego napisałem reportaż. Opłacili mi podróż i nocleg w zamian za tekst, i jeszcze dali honorarium. A teraz na dodatek jest z czego zrzynać. Same plusy.
Wieczór pierwszy. Na chwilę Fort staje się dworcem kolejowym w Puławach. Artur Burszta w służbowym mundurze zaprasza Bohdana Zadurę, który już po chwili pojawia się przy torach. Na kolejnych stacjach pociąg zabiera następnych podróżnych: Marcina Świetlickiego, Tadeusza Piórę, Andrzeja Sosnowskiego, Piotra Sommera, Jerzego Jarniewicza, Krzysztofa Jaworskiego („moja ksywa Baleron”), Wojciecha Wilczyka, Darka Foksa, Marcina Barana, Marcina Sendeckiego, Tomasza Majerana, Mariusza Grzebalskiego, Jacka Podsiadłę („telewizja – wyłączyć kamery!”), Dariusza Sośnickiego („można już załączyć”), „czterech poetów młodych” – Tomasza Różyckiego, Marcina Hamkałę, Radka Kobierskiego i Jacka Gutorowa. Na stacji Belfast wsiadają Irlandczycy – Carson i Longley. Pociąg mknie, zważywszy na długość trasy, w rekordowym tempie. Znakomite towarzystwo, co w podróży nie zdarza się tak często. Dużo dobrych wierszy i zabawnych opowieści. Zaledwie dwie godzinki i już jesteśmy z powrotem w Legnicy.
„Noc z Zadurą”. Spotkanie bardzo smakowite. Najważniejszym punktem jest… promocja naleśników, które przygotował uprzednio sam Bohdan Zadura. Podczas spotkania jego młody pomocnik, Marcin Hamkało, uwija się, rozdając je publiczności, mistrz zaś czytaniem i kulinarnymi opowieściami uprzyjemnia konsumpcję. Zapamiętałem dobrze ten wieczór, bo nie udało mi się załapać nawet na kawałek naleśnika. Może dlatego do dzisiaj czuję ten zapach.
Wieczór drugi. „Dwóch poetów z Belfastu”. Longley, miły, starszy, brodaty pan przy kości, wygląda trochę jak Św. Mikołaj. Ciar án Carson, jak mówi, zajmuje się poezją i tradycyjną muzyką irlandzką. Demonstruje jedno i drugie – po przeczytaniu wierszy gra na instrumencie, którego dzisiaj nie mogę sobie przypomnieć, a może i wtedy nie wiedziałem, cóż to takiego. Wiele wierszy o tematyce politycznej, która dla Irlandczyków jest czymś najzupełniej poważnym. Do tego opowieść o urokach wsi, folklorze przedmieść i mitologii bagien. Podczas spotkania unosi się duch Seamusa Heaneya, o którym także mówiło się sporo. Było – jakby to ująć – bardzo etnicznie.
„Czterej poeci młodzi”. Wieczór ostatni. Cztery zakapturzone postaci w czerni, otwierające trumnę przy wtórze marsza żałobnego. Z jej wnętrza wyłania się, rozpoznany przez publikę pomimo czerwonej maski, Adam Wiedemann, który obwieszcza, że „debiutowanie to koszmar”, a następnie przedstawia uczestników tajemniczego obrządku jako najciekawszych poetów-debiutantów 1998 roku: Gutorow, Hamkało, Różycki i Kobierski. Dobrze, że podczas spotkania notowałem, bo dzięki temu mogę przytoczyć tę oryginalną kwestię wypowiedzianą przez Wiedemanna, będącą uzasadnieniem werdyktu: „debiutanci zostali uznani za najciekawszych, gdyż byli spłodzeni jeszcze za życia Wojaczka, wszyscy są magistrami, bardzo poważnie traktują to, co robią, i są w tym sympatyczni”. Tyle z pamięci i ze ściągawki, a raczej odwrotnie. Potem było jeszcze wiele festiwalowych spotkań, ale nic więcej się nie przypomni, bo czas pozbierać gazety, tomiki i inne pamiątki – żona już woła. Reszta jest sprzątaniem.
O AUTORZE
Paweł Sarna
Urodzony w Jaworznie. Poeta, krytyk literacki. Były redaktor w magazynie literackim „Kursywa”. Jego wiersze tłumaczono na język chorwacki, serbski, czeski i słowacki. Pracuje jako nauczyciel akademicki w Wyższej Szkole Humanitas. Mieszka w Katowicach.