debaty / ankiety i podsumowania

Nie należy poety golić na łyso. Wiersze o fryzjerach Darka Foksa

Kacper Płusa

Głos Kacpra Płusy w debacie "O poetyckich książkach trzydziestolecia".

strona debaty

O poetyckich książkach trzydziestolecia

Nie bez przy­czy­ny w tytu­le tomu poja­wia się owło­sie­nie. Od począt­ku (zaraz po wyda­niu książ­ki) mie­li­śmy do czy­nie­nia z wezwa­niem do współ­ple­mień­ców, któ­rych moż­na by okre­ślić mia­nem Bar­ba­rzyń­ców i nie. W swo­im komen­ta­rzu do pierw­sze­go wyda­nia debiu­tu Fok­sa Boh­dan Zadu­ra wspo­mi­na o nad­zwy­czaj­nej eru­dy­cji mło­de­go czło­wie­ka, któ­re­mu wła­śnie wydał wier­sze w Biblio­te­ce Twór­czo­ści. I nie spo­sób się nie zgo­dzić. Jakie prak­ty­ki czy­tel­ni­cze powi­nien pro­wa­dzić recen­zent, żeby nadą­żyć za tokiem rozu­mo­wa­nia auto­ra? Czy w ogó­le powi­nien coś pro­wa­dzić, czy być pro­wa­dzo­nym? Jeśli trzy­mać się ter­mi­no­lo­gii fil­mo­wej, teraz zacznę reży­se­ro­wać pań­stwu odbiór dzie­ła. Jak to mło­dy reży­ser, będę tro­chę roz­wy­drzo­ny, tro­chę pro­wo­ku­ją­cy. Idąc tro­pem Brech­ciąt­ka, skróć­my Wier­sze o fry­zje­rach Fok­sa o Fok­sa, wszak­że każ­dy kry­tyk czy­tał w cza­sach, kie­dy jesz­cze korzy­stał z noc­ni­ka i smocz­ka Śmierć auto­raRolan­da Barthes’a. Sko­ro już to zro­bi­li­śmy i Darek Foks nie żyje, a wia­do­mo kto zabił, zostań­my jego dok­to­rant­ką. Nie od dzi­siaj wia­do­mo, że dobry pro­mo­tor to mar­twy pro­mo­tor. Teraz, kie­dy wszyst­ko mamy już upo­rząd­ko­wa­ne, może­my roz­bie­rać te wier­sze na czę­ści, niczym kra­dzio­ne auta z Nie­miec, kra­dzio­ne fra­zy w jakiejś dziu­pli, w któ­rej zaszył się (jak alko­ho­lik) recen­zent. Masa­kra. Sto naj­lep­szych pol­skich reklam i jed­na nie­miec­ka, a potem to już chy­ba tyl­ko napi­sy koń­co­we. Cię­cie.

Gdzie jeste­śmy, wcho­dząc w świat przed­sta­wio­ny Fok­sa? Może to Wołyń Bourne’a? Masa­kra. Tak, dokład­nie. No, pro­szę sobie wyobra­zić. Pierw­sza poło­wa lat 90. Raczej Skier­nie­wi­ce, czy­li ‒ jeśli prze­ło­żyć na pol­ski ‒ jeste­śmy w dupie. Pro­win­cjo­nal­ne mia­stecz­ko, jak z wier­sza Bur­sy, cytu­jąc kla­sy­ka pol­skiej poli­ty­ki: „kościół, szko­ła, strzel­ni­ca”. Do tej tria­dy u auto­ra Wier­szy o fry­zje­rach(nie wiem, dla­cze­go nasu­wa mi się prze­ję­zy­cze­nie: Wier­sze o fra­je­rach)nale­ża­ło­by jesz­cze dodać biblio­te­kę i kino. Moje intu­icje zda­je się potwier­dzać fra­za z wier­sza: „Pój­dę cało­wać żaby gdzie indziej”. Ten klau­stro­fo­bicz­ny plan fil­mo­wy pozwa­la na nie­usta­ją­ce zbli­że­nia. Zbli­że­nia twa­rzy boha­te­rów, szcze­gół, detal w hur­to­wych ilo­ściach, zbli­że­nie się do jądra ciem­no­ści języ­ka. Cię­cie.

Autor cho­wa klej­no­ty i bły­skot­ki swo­je­go warsz­ta­tu za podwój­ną gar­dą, uży­wa kamu­fla­żu i misty­fi­ka­cji, któ­ry nazy­wa mia­nem Debor­da­żu, czy­li sło­wa, któ­re nic nie zna­czy. Foks to roz­wi­ja­ją­cy się pro­jekt – pisze Anna Kału­ża w swo­jej nomi­na­cji do tytu­łu Poetyc­kiej Książ­ki Trzy­dzie­sto­le­cia. Roz­wój to spe­cy­ficz­ny na zwo­ju papie­ru toa­le­to­we­go i na pół­ce biblio­tecz­nej. Wszak codzien­ność mie­sza się z oczy­ta­niem. Foks od jakie­goś cza­su sys­te­ma­tycz­nie zwi­ja inte­res i zwi­ja się na piwo (prze­cież w post­mo­der­ni­zmie nie z bólu), bowiem naj­waż­niej­sze w jego książ­kach jest to, co nie­za­pi­sa­ne, nie­do­po­wie­dze­nie. To dla­te­go utwo­ry Fok­sa wyglą­da­ją tak, jak­by ktoś pod jego nie­obec­ność wykre­ślił mu poło­wę nota­tek z bru­Lio­nu albo z Table­tu taty. Są tam nie­zwy­kle inte­re­su­ją­ce rze­czy, ale pozo­sta­ją w kwe­stii domy­słów. Czy­ta­nie poezji nie jest tak łatwe, jak pierw­szy ele­men­tarz, a sama świa­do­mość pisow­ni, skład­ni i skła­da­nia liter jak ofia­ry cało­pal­nej nie wystar­cza do tego, aby kom­pe­tent­nie ode­brać sygna­ły. Foks szcze­rzy się do tego typu czy­tel­ni­ków z inne­go cza­su, z cza­su rocz­ni­ków 60., popi­ja­jąc her­ba­tę na cera­cie w szkoc­ką krat­kę w jakimś barze na kon­kur­sie poetyc­kim. Cię­cie.

Misty­fi­ku­jąc wypo­wiedź Krzysz­to­fa Jawor­skie­go: „naj­młod­szy leci do skle­pu po kieł­ba­sę, a kto naj­póź­niej wsta­je, ten ma prze­je­ba­ne, bo musi zdać klu­cze jak egza­min, a za znisz­cze­nia w poko­ju hote­lo­wym, jak za wszyst­ko, co dobre w życiu, trze­ba kie­dyś będzie zapła­cić”. Nazy­wać to grą z języ­kiem i wyobraź­nią? Z mgły (nie smo­leń­skiej) wyła­nia się kolej­ny anty­bo­ha­ter tam­tych cza­sów: „Bo to jest bra­cie woj­na!” Tak, woj­na! – dopo­wia­dam. Kon­tek­sty sil­ne nie­wąt­pli­wie, mimo że to poko­le­nie nie docze­ka­ło się swo­ich Tek­sty­liów.Ale, ale, na wie­czo­rach autor­skich biso­wa­ło wie­lo­krot­nie. Bo ta woj­na (bra­cie) zaczę­ła się na For­cie Legni­ca, gdy już mia­no powie­dzieć, że na zacho­dzie bez zmian, to z piw­nej pia­ny pija­ni naro­dzi­li się oni: Bar­ba­rzyń­cy i nie, i tak czu­le weszli na salo­ny (fry­zjer­skie), wyci­na­jąc żylet­ką wier­sze Ber­ry­ma­na z „New Yor­ke­ra”, że pode­pta­li świe­ce i for­te­pian jakie­goś żula – Cho­pi­na z przed­mieść, a u tak zwa­nych nor­mal­nych ludzi budzi­li litość, trwo­gę i drże­nie. Bo takie są wła­śnie wier­sze. Przy­naj­mniej z jed­nej stro­ny poszar­pa­ne, tro­chę obdar­te, tro­chę zmię­te jak koszu­la po cało­noc­nej impre­zie. Wdra­pu­jesz się po dra­bi­nie bytów i nie wiesz, czy za tą górą nie cze­ka Her­mes – tak­sów­karz, psy, któ­re spi­su­ją cię z dowo­du za picie w par­ku oraz gwiaz­da (por­no), z któ­rą oka­zyj­nie sypiasz. To jest wła­śnie łącz­nicz­ka, ale co robi tu, w tych wier­szach, ciem­ną nocą ‒ wolisz nie pytać przed dwu­dzie­stą trze­cią. W latach 90. poszła­by na bez­ro­bo­cie, bo tele­fo­ni­stek nie było trze­ba, dla­te­go że Janusz Sła­wiń­ski ogło­sił Zanik cen­tra­li.A wte­dy żaden poeta nie był już sta­cjo­nar­ny, gdzieś na zie­mi, tej zie­mi spa­li­ło się wie­le komó­rek spo­łecz­nych. Wszyst­ko zosta­ło w rodzi­nie. W kom­pu­te­rach kry­ty­ków zain­sta­lo­wa­no post-pamięć. W tych cza­sach powsta­ło wie­le tomów poetyc­kich, a w wyko­na­niu Fok­sa każ­de koń­czy­ło się powo­dze­niem. Celem było prze­ję­cie wła­dzy nad świa­tem przed­sta­wio­nym, eks­plo­ra­cja po obiek­cie wes­tchnień. Cię­cie.

Mści­ciel poezji poszedł na Bel­we­der z Szo­sy Msz­czo­now­skiej i zasie­dział się w złej wie­rze w Insty­tu­cie Badań Lite­rac­kich. Za taką czyn­ną napaść na funk­cjo­na­riu­sza kul­tu­ry naro­do­wej powin­no się dostać doży­wo­cie. Foks sie­dzi. I pisze kolej­ne książ­ki z wyro­kiem doży­wo­cia za cało­kształt twór­czo­ści, ale cią­gle w zawie­sze­niu, bo – jak wia­do­mo – Foks to roz­wi­ja­ją­cy się pro­jekt i pew­nie jesz­cze dłu­go się nie skoń­czy w lite­ra­tu­rze. Cytu­ję: „Wyjeż­dża­my ze sto­li­cy, mówi sobie lite­ra­tu­ra o poran­ku”. Mimo że Foks pisze Wier­sze o fry­zje­rach, nie nale­ży posą­dzać go o zdra­dę ide­ałów, kola­bo­ra­cję i golić na łyso. W tej poezji po pro­stu cho­dzi o coś inne­go, niż to zwy­kle w liry­ce bywa. Cho­dzi o grę, żart, pastisz, paro­dię, aneg­do­tę. Naj­wyż­szym dobrem w tej lite­ra­tu­rze nie jest praw­da, ale nad­da­na war­tość este­tycz­na tek­stu. Tak więc Foks zapra­sza czy­tel­ni­ka do sie­bie, a zamiast cukier­ków roz­da­je wszyst­kim nalew­kę z iro­nii. Na zdro­wie! Tym­cza­sem chodź­my na Kebab Maister. Poeta sta­wia (hipo­te­zy i swo­je warun­ki). Mówi: „Bierz­cie i jedź­cie z tego (stąd) wszy­scy”. Kto ostat­ni, tego gry­zie głu­chy pies. Cię­cie.

Salon fry­zjer­ski koja­rzy się tak­że z ablu­cją. Poeta w swo­ich tomach prze­pro­wa­dza wal­kę o czy­stość języ­ka i inten­cji twór­czych. A ponie­waż lite­ra­tu­ra jest w ago­nii (za Pio­trem Kun­ce­wi­czem Ago­nia i nadzie­ja) potrze­bu­je świad­czeń i zabie­gów pie­lę­gna­cyj­nych, któ­re przy­wró­cą jej utra­co­ne bez­pow­rot­nie funk­cje życio­we. Liry­ka jest auto­no­micz­na, auto­te­licz­na. Poezja Fok­sa jest jak brzyd­ka, pod­sta­rza­ła dziew­czy­na: „Nikt nie jest (jej – przyp. K.P.) odda­ny, sama więc musi sobie coś dać”.Rzeczywistość w tych wier­szach nie bywa oca­lo­na, ale oclo­na przez auto­ra. Każ­dy z nas musi zapła­cić po-datek i nie cho­dzi tu tyl­ko o hono­ra­rium. „Rze­czy raz zoba­czo­nych nie da się odzo­ba­czyć”– jak twier­dzi Doro­ta Masłow­ska, tak więc ta podróż, ten bad trip tra­vel­ling stran­ger to przy­go­da tyl­ko dla twar­dzie­li. Nie na dar­mo Foks adre­su­je swo­ją histo­rię lite­ra­tu­ry pol­skiej do drwa­li. Zda­je się to potwier­dzać utwór „Ram­bo, pomóż poezji”. „Legen­dar­ny Car­los” jest po tro­chu ter­ro­ry­stą. Pola seman­tycz­ne zamie­nia na pola mino­we tak, aby czy­tel­ni­ko­wi zrze­dła mina. Regu­lar­nie deto­nu­je sen­sy, zbli­ża się do deta­lu ostroż­nie jak saper. I super! Cię­cie.

Darek Foks był wie­lo­krot­nie nomi­no­wa­ny do Nagro­dy Lite­rac­kiej Gdy­nia, ponie­waż kapi­tu­ła chcia­ła zadość­uczy­nić jego żąda­niom dostę­pu do morza. Nad przy­zna­niem nagro­dy Nike jury wciąż się waha. Jak przy­sta­ło na bar­ba­rzyń­cę otrzy­mał Nagro­dę im. Nata­lii Gall. Nie uda­ło mu się nato­miast zdo­być, mimo nomi­na­cji, nie­le­gal­ne­go, fał­szy­we­go Pasz­por­tu Poli­ty­ki na swo­je nazwi­sko. Nie dzi­wi więc fakt, że jego książ­ki zosta­ły wyty­po­wa­ne przez Annę Kału­żę do tytu­łu Poetyc­kiej Książ­ki Trzy­dzie­sto­le­cia Biu­ra Lite­rac­kie­go. Niniej­szym tek­stem wrzu­cam mały kamy­czek do ogród­ka wiel­kich za-szczy­tów, jaki­mi raz za razem bywa obda­rza­ny autor Orcia. Wobec tych osią­gnięć tytuł jed­ne­go ze spo­tkań z poetą, któ­re odby­ło się w ramach Festi­wa­lu FAMA w Świ­no­uj­ściu: Dla­cze­go Foks nie zosta­nie wiel­kim pisa­rzem? ‒ zda­je się nie­ak­tu­al­ny, jak wspo­mnia­ny już „New Yor­ker” z wier­sza­mi Ber­ry­ma­na, i cał­ko­wi­cie nie na miej­scu. Cię­cie.

Miej­my nadzie­ję, że ciąg dal­szy nastą­pi. Na krót­ko zapa­no­wa­ła cisza na pla­nie. Choć minę­ło już kil­ka lat, odkąd ogło­szo­no dru­kiem Prze­ce­nę map, trze­ba użyć nie­co tury­stycz­ne­go porów­na­nia. Wier­sze o fry­zje­rach to punkt A, punkt wyj­ścia. Jaki będzie punkt B, punkt doj­ścia? Nie wia­do­mo. Nie wia­do­mo tak­że, czy jeź­dzi tam­tę­dy jaki­kol­wiek auto­bus, a jeśli tak, czy uda nam się do nie­go zabrać. Cię­cie.

 

Dofi­nan­so­wa­no ze środ­ków Naro­do­we­go Cen­trum Kul­tu­ry w ramach Pro­gra­mu Ojczy­sty – dodaj do ulu­bio­nych 2019.

z nck

 

O AUTORZE

Kacper Płusa

ur. 1 marca 1992 r. Poeta, laureat konkursów poetyckich m.in. Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im.R.Wojaczka (Mikołów), Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. R.M. Rilkego (Sopot), Festiwali Rozh’lady (Bratysława) i FAMA (Świnoujście). Stypendysta Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego za lata 2014 i 2016. Student Studium Literacko-Artystycznego UJ. Z zawodu dziennikarz. Publikował w „Twórczości”, „Gazecie Wyborczej”, „Toposie”, „Arkadii”. Wydał tomy poetyckie Ze skraju i ze światła (Łódź 2012), za który otrzymał Nagrodę im. Kazimiery Iłłakowiczówny, wyróżnienie na festiwalu Złoty Środek Poezji w Kutnie oraz był nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia. Opublikował także tom Wiersze na żółtym papierze(Świdnica 2015), za który otrzymał nominację do Złotej Róży im. J. Zielińskiego. Jego wiersze były tłumaczone na rosyjski, angielski i niemiecki. Mieszka w Łodzi.