debaty /

Naturalnie? Czyli jak?

Gabriela Iwińska

Głos Gabrieli Iwińskiej w debacie „Czytam naturalnie”.

strona debaty

Czytam naturalnie

No to zagad­ka, ponie­waż dla mnie hasło „czy­tam natu­ral­nie” wca­le nie wyda­je się być tak łatwo roz­wią­zy­wal­ne, jak może się to wyda­wać na pierw­szy rzut oka. A może prze­sa­dzam? Ale prze­cież słów­ko „natu­ral­nie” może odno­sić się do same­go pro­ce­su czy­ta­nia w róż­no­ra­ki spo­sób – na przy­kład taki, że robię to w spo­sób lek­ko przy­cho­dzą­cy. Coś jak bez­wied­ne mycie zębów rano i wie­czo­rem. Ozna­cza­ło­by to, że nie orga­ni­zu­ję przed tą czyn­no­ścią sank­tu­arium w domu, miej­sca, w któ­rym będę mogła „odpły­nąć”, któ­re pomo­że mi się wyci­szyć oraz pozwo­li sku­pić na leni­wie prze­pły­wa­ją­cych przed moimi ocza­mi lite­rach. Nie idę do kawiar­ni, bo to dobrze pasu­je do książ­ki. Nie robię sobie fot­ki na insta pod tytu­łem „patrz­cie, czy­tam”. Wykła­da­jąc pro­ściej: jestem wszę­dzie = czy­tam wszę­dzie. Gdzie mi się zachce, o jakiej­kol­wiek porze, nawet wśród gło­śno roz­ma­wia­ją­cych ludzi. Nie urzą­dzam popi­sów z zamy­ka­niem poko­ju, odcho­dze­niem na bok w miej­scu publicz­nym. W każ­dej chwi­li ktoś może mi prze­rwać, ja odcho­dzę od książ­ki, żeby potem „natu­ral­nie” do niej wró­cić.

To pierw­sza wykład­nia. Kolej­na jest taka, że samo czy­ta­nie jest dla mnie „natu­ral­ne”. To się oczy­wi­ście łączy z tą pierw­szą, jaką opi­sa­łam, jed­nak trze­ba to napi­sać osob­no. Pierw­sze czy­ta­nie wyni­ka bar­dziej z podej­ścia: jak to robię. Dru­gie z tego, że w ogó­le to robię i jest to dla mnie chleb powsze­dni. Ina­czej mówiąc – nie­na­tu­ral­ne było­by dla mnie nie­czy­ta­nie. Jest to coś w rodza­ju cie­płe­go posił­ku w cią­gu dnia. Moż­na nie zjeść, ale czło­wiek czu­je się nie­do­ży­wio­ny, osła­bio­ny i wie, że cze­goś mu bra­ku­je.

Trze­cie podej­ście nie jest już spo­so­bem, ale bar­dziej pró­bą ode­zwa­nia się na… pyta­nie. A pyta­nie brzmi: „czy­tasz?”, na co odpo­wia­dam „czy­tam, natu­ral­nie”. W tym wypad­ku to „natu­ral­nie” usta­wia mnie i każ­de­go następ­ne­go w spo­łe­czeń­stwie, usta­wia mnie po stro­nie tych, co ksią­żek nie boją się doty­kać.

Wszyst­kie eks­pli­ka­cje wokół tego hasła dzie­lą tak napraw­dę niu­an­se, choć dla mnie dość istot­ne. W koń­cu dia­beł tkwi i tak dalej. Wycho­dzi­ło­by na to, że namie­sza­łam. Niech i tak będzie, może to coś da.

Wprost uwiel­biam zapy­ta­nia, co war­to czy­tać. Natu­ral­nie czy nie­na­tu­ral­nie. Ogrom­na ocho­ta rzu­cić – wszyst­ko. I to nie jest wca­le wykrę­ca­nie się od odpo­wie­dzi, po pro­stu tak uwa­żam – nie ma książ­ki, z któ­rej nie było­by pożyt­ku. Zła przed­sta­wia spo­sób, jak nie nale­ży pisać, jakich ksią­żek uni­kać, kształ­tu­je zda­nie w dzie­dzi­nie lite­ra­tu­ry: co spra­wia, że dana powieść/tom wier­szy mi się nie podo­ba. Dobra książ­ka, wia­do­mo, daje to samo, tyl­ko w dru­gą stro­nę (co spra­wia, że coś mi się podo­ba), poza tym posze­rza moją wraż­li­wość, wyobraź­nię oraz wie­dzę (cho­ciaż zła też może).

Żeby już nie było zupeł­nie tak nie­pro­fe­sjo­nal­nie i lek­ce­wa­żą­co z mojej stro­ny, to pole­cam zawsze i w każ­dym momen­cie pro­zę Sta­chu­ry. W ogó­le pole­cam tego czło­wie­ka, bo cała jego postać połą­czo­na z pisa­niem jest „natu­ral­na”. Obo­jęt­ne, czy czy­ta się jego utwo­ry, czy czy­ta się o nim. Wszyst­ko to przy­cho­dzi natu­ral­nie, jest natu­ral­ne i natu­ral­nie zosta­nie na mojej naj­waż­niej­szej lite­rac­kiej pół­ce.

Z nowo­ści biu­ro­wych na razie mogę pole­cić Dwu­płat Szy­mo­na Słom­czyń­skie­go, ponie­waż mam już ten tom u sie­bie, nato­miast z wiel­ką cie­ka­wo­ścią i nut­ką nie­po­ko­ju wypa­tru­ję Sła­wo­mi­ra Elsne­ra Mów. Mam nadzie­ję, że będzie to rzecz god­na następ­stwa bar­dzo dobre­go debiu­tu. Oby był to zbiór, któ­rym, tak samo jak poprzed­nim, „natu­ral­nie” się zachwy­cę.