debaty / książki i autorzy

Netieton – „Interpolacja”

Sylwia Kluczewska

Głos Sylwii Kluczewskiej w debacie "Męska, żeńska, nieobojętna".

strona debaty

Żeńska, męska, nieobojętna

Na szczę­ście mamy dru­gą poło­wę XXI wie­ku. Trud­ność wciąż spra­wia jed­no­znacz­na odpo­wiedź na pyta­nie, czy foru­ją­cy ideę postę­pu ewo­lu­cjo­ni­ści mają rację, jed­nak w dys­ku­sjach coraz czę­ściej daje się zaob­ser­wo­wać zna­mien­ną ten­den­cję. Bada­cze spo­łecz­ni odwra­ca­ją gło­wy ku prze­szło­ści, przy­po­mi­na­jąc zatrwa­ża­ją­ce z dzi­siej­szej per­spek­ty­wy boje o tak ana­chro­nicz­ne podzia­ły, jak te doty­czą­ce płci czy toż­sa­mo­ści, a tym samym wyka­zu­jąc słusz­ność ewo­lu­cyj­nych zało­żeń. Czy ich stra­te­gie są sto­sow­ne? Więk­szość z nas wola­ła­by nie pamię­tać o cza­sach, gdy zupeł­nie natu­ral­ne dzi­siaj poję­cie płci kul­tu­ro­wej sta­no­wi­ło stra­szak (!) bądź inno­wa­cję burzą­cą sta­ry porzą­dek. Z kolei ucznio­wie i uczen­ni­ce szkół pod­sta­wo­wych w codzien­nym życiu pole­ga­ją­cy na post­pł­cio­wych dekli­na­cjach, czę­sto w ogó­le nie potra­fią odnieść się do sta­rych podzia­łów, nie rozu­mie­ją ich i trak­tu­ją jako błąd histo­rii. War­to zatem przy­po­mnieć, cze­go byli­śmy świad­ka­mi w dobie­ga­ją­cym już koń­ca stu­le­ciu.

Wyjdź­my od tego, co zna­ne: natu­ral­ną kole­ją rze­czy Inność ule­gła rede­fi­ni­cji (tak, nie­gdyś ozna­cza­ła co inne­go!) zosta­wiw­szy w tyle pejo­ra­tyw­ne kono­ta­cje i, nie zna­la­zł­szy na hory­zon­cie punk­tu, wobec któ­re­go mia­ła­by się kon­kre­ty­zo­wać, swo­im zasię­giem obję­ła całość. Dosko­na­le rozu­mie­my stwier­dze­nie, że każ­dy z nas jest inny, dla­te­go wszy­scy jeste­śmy tacy sami. Teo­ria róż­ni­cy cało­ści zdo­mi­no­wa­ła dys­kur­sy, ale i prak­ty­ki spo­łecz­ne – sku­pi­li­śmy się na szcze­gó­le, jed­nost­ko­wo­ści, odrzu­ci­li­śmy pla­kiet­ki jako mało przy­dat­ne i zama­zu­ją­ce auten­tycz­ność. Oka­za­ło się, że myśle­nie ste­reo­ty­pa­mi nie porząd­ku­je już świa­ta, a tyl­ko go entro­pi­zu­je. Wie­my, że pyta­nia o płeć kul­tu­ro­wą czy bio­lo­gicz­ną, kolor skó­ry, toż­sa­mość psy­cho­sek­su­al­ną etc. nicze­go nie zmie­nia­ją. Mamy świa­do­mość nie­trwa­ło­ści takich opi­sów, a co za tym idzie – ich nie­istot­no­ści. Tech­no­lo­gia świet­nie nam w tym poma­ga. Płyn­nie prze­cho­dzi­my przez kate­go­rie kie­dyś przy­na­leż­ne do danych grup na sta­łe, nie trosz­cząc się, że daw­niej było to nie­moż­li­we.

Ci, któ­rzy pamię­ta­ją, że w 2014 roku wpro­wa­dzo­no pięć­dzie­siąt sześć moż­li­wo­ści wybo­ru płci na plat­for­mie Face­bo­ok, wie­dzą, że róż­ni­ca nie zawsze ozna­cza­ła nie­skoń­czo­ną licz­bę warian­tów kształ­to­wa­nia sie­bie. Wów­czas róż­ni­ca wciąż jesz­cze posia­da­ła limit i wzbu­dza­ła kon­tro­wer­sje. To zro­zu­mia­łe – dopie­ro wkra­cza­li­śmy w tego typu dys­ku­sje. Zasta­na­wia­li­śmy się rów­nież, czy lite­ra­tu­ra ma płeć, tych jed­nak, któ­rzy wła­śnie wybu­cha­ją śmie­chem, uprze­dzę: owa reflek­sja mia­ła wte­dy rację bytu. Jej zaple­cze sta­no­wi­ło sta­re myśle­nie według opo­zy­cyj­nych bina­ry­zmów takich jak „(cis)mężczyzna – (cis)kobieta”, „przód – tył”, „wyso­kie – niskie”. Rzecz jasna bina­ry­zmy te skon­stru­owa­ne były z per­spek­ty­wy czło­nu pierw­sze­go, domi­nu­ją­ce­go i wyzna­cza­ją­ce­go nor­mę, a zatem hie­rar­chia ta narzu­ca­ła cha­rak­ter prze­mo­cy. Obec­nie reli­kwie logi­ki suple­men­ta­cji odnaj­du­je­my bodaj tyl­ko w ety­ce, rza­dziej w este­ty­ce, w któ­rej zastą­pio­no je bar­dziej spro­ble­ma­ty­zo­wa­ny­mi pier­wiast­ka­mi. War­to nato­miast mieć na uwa­dze, że gdy­by nie nie­gdy­siej­sze dys­ku­sje – doty­czą­ce gen­der czy płci lite­ra­tu­ry – mogli­by­śmy nie mieć teraz tego, co mamy.

Z dru­giej stro­ny uza­sad­nio­ne jest posta­wie­nie pyta­nia, czy na począt­ku XXI wie­ku ist­nia­ła w ogó­le moż­li­wość zatrzy­ma­nia kół zęba­tych daw­no wpra­wio­nych w ruch. To oczy­wi­ście naj­sze­rzej dostęp­na popkul­tu­ra wizu­al­na przo­do­wa­ła w oswa­ja­niu z trans­gre­sją i sub­wer­sją, z łatwo­ścią obna­ża­jąc kon­struk­ty kul­tu­ro­we, ale i lite­ra­tu­ra mówi­ła już wte­dy moc­nym gło­sem o róż­ni­cy. Wystar­czy wspo­mnieć kil­ka nazwisk pisa­rzy i pisa­rek umy­ka­ją­cych pro­ste­mu dycho­to­micz­ne­mu podzia­ło­wi – Doro­ta Masłow­ska, Michał Wit­kow­ski, Euge­niusz Tka­czy­szyn-Dyc­ki. Kil­ka­na­ście lat póź­niej mie­li­śmy oka­zję śle­dzić roz­wój pisar­ski Toma­sza Futur­skie­go, któ­ry, nota­be­ne, świet­nie wyczuł moment, by zapeł­nić two­rzą­cą się na ryn­ku niszę. Na anty­po­dach oso­bi­stej, nie­zwy­kle sen­su­al­nej pro­zy Futur­skie­go i jego mniej lub bar­dziej bie­głych w sztu­ce naśla­dow­ców zaist­nia­ła twór­czość innej koniecz­nej do odno­to­wa­nia posta­ci: Kata­rzy­ny Inte­gral, w zdu­mie­wa­ją­cy spo­sób sca­la­ją­cej szcze­gół z opi­sem pano­ra­micz­nym. Jej opa­słe, zawie­ra­ją­ce mno­gość wąt­ków powie­ści – przez wie­lu kry­ty­ków uzna­wa­ne za współ­cze­sne wer­sje powie­ści moder­ni­stycz­nych – przy­wró­ci­ły wia­rę w dzie­ła reali­stycz­ne, wie­lo­aspek­to­we, a zara­zem wol­ne od pato­su i pre­ten­sji. To w nich tak­że, bodaj po raz pierw­szy, mogli przej­rzeć się użyt­kow­ni­cy wyra­sta­ją­cej kul­tu­ry zróż­ni­co­wa­nia.

W koń­cu, nie zapo­mi­naj­my o zasłu­gach, któ­re sta­ły się udzia­łem kościo­łów, a zwłasz­cza o dzia­ła­niach zaini­cjo­wa­nych przez papie­ży­cę Kon­stan­cję II. Kie­dy ta patron­ka zmia­ny jako siły napę­do­wej histo­rii wpro­wa­dzi­ła w życie swo­je kon­cep­cje (m.in. wyko­rzy­sta­ła zło­to i klej­no­ty Waty­ka­nu budu­jąc insty­tu­cje pomo­cy dla naj­bar­dziej potrze­bu­ją­cych), Kościół kato­lic­ki nie­by­wa­le posze­rzył swo­je gra­ni­ce – stał się wzo­rem nie tyl­ko dla ludzi róż­nych wyznań i nie­wie­rzą­cych, ale tak­że tych, któ­rzy nie chcą defi­nio­wać swo­je­go życia ducho­we­go. Wobec wszyst­kich ostat­nich osią­gnięć KK, trud­no uwie­rzyć, że daw­niej insty­tu­cja ta, chcąc utrzy­mać swo­je zwierzch­nic­two, potrze­bo­wa­ła odwo­ły­wać się do meta­pod­mio­tów rze­ko­mo nie­bę­dą­cych wytwo­rem czło­wie­ka (takich jak choć­by „natu­ral­ność”) i że pro­pa­go­wa­ła segre­ga­cję spo­łe­czeń­stwa. Trud­no uwie­rzyć, że kto­kol­wiek mógł bro­nić nie­rów­no­ści.