debaty / ankiety i podsumowania

Nie wierzę w skuteczność jakichkolwiek działań

Krzysztof Szeremeta

Głos Krzysztofa Szeremety w debacie "Być poetą dzisiaj".

strona debaty

Być poetą dzisiaj

Kie­dy Dyc­ki dostał Nike, ludzie zaczę­li uda­wać, że wie­dzą kto to jest, że mają jego książ­ki, że je lubią i że je czy­ta­ją. Nawet kadra nauko­wa na Wydzia­le Polo­ni­sty­ki UJ i stu­den­ci tegoż, uda­wa­li. Zaś w auto­bu­sie widzia­łem kobie­tę z Pio­sen­ką w ręku, zagad­nię­tą zresz­tą przez jakie­goś chło­pa­ka, któ­ry ze znaw­stwem wypo­wie­dział się o wer­dyk­cie, że był to dobry wer­dykt. I zro­bił ten chło­pak bar­dzo mądrą, kul­tu­ral­ną minę, a kobie­ta dalej – sto­jąc – uda­wa­ła, że czy­ta albo nawet, Bóg to jeden wie, czy­ta­ła.

Ale powiedz­my sobie uczci­wie: Nike dla Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go – dłu­go­fa­lo­wo – nicze­go nie zmie­ni. I owszem, są powo­dy do rado­ści, nawet casu­sy podob­ne do powyż­sze­go mogą jakoś tam cie­szyć, ale powo­dów do hur­ra­op­ty­mi­zmu brak – wszel­kie zain­te­re­so­wa­nie jest sezo­no­we, za parę tygo­dni mało kto będzie o Dyc­kim pamię­tał. Trud­no się zresz­tą dzi­wić, rzecz ma się podob­nie nawet jeśli cho­dzi o, na przy­kład, kadrę pol­skich pił­ka­rzy ręcz­nych. Nisza niszą pozo­sta­nie, co w zasa­dzie niczym strasz­nym nie jest – w niszo­wo­ści bowiem cały urok i pięk­no, uma­so­wie­nie cze­go­kol­wiek musi łączyć się z obni­że­niem jako­ści.

Nie moż­na ocze­ki­wać od poety, aże­by tra­fiał do czy­tel­ni­ka; to czy­tel­nik ewen­tu­al­nie może tra­fić do poety, tyl­ko taka zależ­ność jest wła­ści­wa. W momen­cie, kie­dy autor zaczy­na się wdzię­czyć i obli­czać wier­sze z myślą o ewen­tu­al­nym odczy­ta­niu, koń­czy się jed­nost­ko­wość, a wraz z nią koń­czy się poezja. Trud­no od poety ocze­ki­wać auto­pro­mo­cji, albo­wiem był­by to strasz­ny obciach – nie dość, że kosz­mar­ny este­tycz­nie, to jesz­cze zupeł­nie bez­pro­duk­tyw­ny, bo nie spo­sób ode­brać poważ­nie upra­wia­ją­ce­go takie prak­ty­ki, czło­wie­ka. Pro­mo­cja i całe to „docie­ra­nie do czy­tel­ni­ka” powin­ny leżeć w gestii wydaw­cy. Klu­czo­wym wyda­je się być two­rze­nie świa­do­mo­ści ist­nie­nia takie­go zja­wi­ska, jak mło­da czy śred­nia poezja – i że nie jest to tyl­ko Tka­czy­szyn-Dyc­ki, czy, nie daj Boże, tyl­ko Mar­cin Świe­tlic­ki. A świa­do­my czło­wiek sam naj­le­piej wie, co robi.

Naj­efek­tyw­niej­szą, a zara­zem naj­prost­szą dro­gą pro­mo­cji wyda­je się być Inter­net, nie powin­no się jed­nak zapo­mi­nać, że żywe­go kon­tak­tu z auto­rem i jego poezją nic nie jest w sta­nie zastą­pić; stąd waż­ne jest orga­ni­zo­wa­nie odpo­wied­nich, pozba­wio­nych pom­pa­tycz­no-zry­tu­ali­zo­wa­ne­go antu­ra­żu, spo­tkań autor­skich. War­to też zasta­no­wić się, czy wszech­obec­na na lite­rac­kich even­tach atmos­fe­ra powszech­ne­go kum­pel­stwa nie jest odstrę­cza­ją­ca dla ludzi spo­za wsze­la­kich gron i kółeczek.Granicą, któ­rej abso­lut­nie prze­kra­czać nie wol­no, jest gra­ni­ca sztucz­no­ści i żena­dy.

Jak naj­mniej powin­no się pozo­sta­wiać w rękach pań­stwa. Pomi­ja­jąc wzglę­dy ide­olo­gicz­ne – w ośrod­kach kul­tu­ry, zwłasz­cza tych pro­win­cjo­nal­nych, panu­ją zależ­no­ści podob­ne do tych, z któ­ry­mi mamy do czy­nie­nia w okrę­go­wych związ­kach pił­ki noż­nej. Na sta­no­wi­skach zasia­da­ją pozba­wio­ne jakich­kol­wiek kom­pe­ten­cji leśne dziad­ki i leśne bab­cie, któ­re o niczym nie mają poję­cia, nicze­go nie widzia­ły i nicze­go nie czy­ta­ją, a jedy­nym, co zor­ga­ni­zo­wać potra­fią są mon­ta­że muzycz­no-poetyc­kie i impre­zy z cyklu „Zatrzy­mać czas w kro­pli wspo­mnień”.

Nie wie­rzę w sku­tecz­ność jakich­kol­wiek dzia­łań, ale i tak trze­ba pró­bo­wać.