Niemoc i niewiara
Roman Honet
Podsumowanie debaty "Poeci na nowy wiek".
strona debaty
Poeci na nowy wiekPrzez kilka wakacyjnych tygodni w Przystani! publikowane były wypowiedzi trzydziestu czytelników, poetów i krytyków, które miały stworzyć obraz polskiej liryki. To początek debaty o debiutach z ostatniej dekady. Pierwszy etap kilkumiesięcznego projektu „Poeci na nowy wiek” Biura Literackiego. Pora na pierwsze podsumowanie i słowo komentarza.
Zaskoczyła mnie niemoc. Niewiara. Zza głosów, poświęconych twórczości poszczególnego autora, wybranego z zamiłowania, czy – sporadycznie – z pragnienia, aby ocalić go od zapomnienia, spoza zdawkowych not i wypowiedzi syntetyzujących, uwzględniających szersze spektrum liryki ostatniej dekady, lub – co było powszechniejsze – poświęconym wyselekcjonowanej konstelacji kilku poetów, wydaje się wyłaniać myśl zaszczuta. Wystraszona. Zarażona ambiwalencją. Zrodzona wobec konieczności dokonania wyboru między dotkliwym albo-albo (korzyści albo nic; pisanie w blasku uwagi albo pisanie dla nikogo), niekiedy nie dopuszcza do siebie nawet ambiwalencji, tak chwiejna zdaje się i niepewna.
Rozpoznanie obszaru, zajmowanego przez debiutantów ostatniej dekady, zostało dokonane – w odczytaniu całościowym – skrupulatnie. Powymieniano nazwiska, poczyniono analogie do sytuacji formacji „brulionu”, zidentyfikowano patronów, przypomniano ważniejsze kategorie z debaty literackiej, pojawiły się interesujące głosy o sytuacji na rynku wydawniczym. Świetnie. Odniosłem jednak wrażenie, że wobec tak uważnego wychwycenia tego, co minione i teraźniejsze, ta ręka aptekarza, skupionego na wyliczaniu i odważaniu składników, zadrżała. Że za mało uwagi poświęcono przyszłości liryki, aż nadto – jej obecnemu stanowi. Ostukiwaniu jej podstaw, pytaniom o rodowód, czasem obsesyjnym.
Kalkulacja wsteczna jest z gruntu ankietowa i ciężko mieć o ten typ optyki pretensje, szkoda że niemal doszczętnie wyrugowała najpiękniejszy i najpotężniejszy argument młodości – przyszłość. Pytanie o dominację debiutantów z lat 90. wymownie zaciążyło nad ankietą. Należy się rozliczyć z poprzednią formacją, powiedzieć słowo, własne albo pożyczone, mijającym – to oczywiste. Ale dlaczego nie prognozować? Nie oddać się przyjemności przewidywania tematów, które są albo mogą okazać się istotne dla debiutantów ostatnich lat? Doskwierała mi ta nieobecność intuicji, brak spontaniczności. Stłamsiła je wstrzemięźliwość badacza, ograniczyła poprawność, być może czasem była to ignorancja. Drobiazgowość tego rozpoznania może zasługiwać na uznanie, lecz przypomina wyciąganie konfekcji z chronologicznej szafy.
Co z tego wynika? Że Sławomir Elsner wydał świetną książkę? Że świetną książkę wydała Julia Szychowiak? Że Pasewicz jest autorem świetnego debiutu? Niewątpliwie tak. Tyle że czytelnicy, towarzyszący współczesnej liryce, o tym wiedzą. Nawet jeśli niektórzy z mówiących teraz o doniosłej roli liryki Pasewicza pozwolili sobie w stosownym czasie nie zauważyć jego debiutu.
Szkoda, że w wypowiedziach dotyczących młodości zabrakło młodzieńczej brawury, że zarówno przepadły intelektualna spontaniczność i liryczna pasja, która nie teoretyzuje w skrytości, ale każe wołać: ogień mam, pochodnię sam sobie dorobię! Były racje ku temu. W minionym dziesięcioleciu ukazało się mnóstwo debiutów mogących uzasadniać dezynwolturę, a nie kalkulację, niepowtarzalność gestu poety, choćby obłąkaną i bezpodstawną, ale spontaniczną, lepszą niż kostyczne ruchy archiwisty.
Do już wspomnianych autorów można dołożyć choćby książki Joanny Wajs, Tomasza Pułki, Joanny Mueller, Julii Fiedorczuk, Pawła Sarny, Izabeli Kawczyńskiej, Wojciecha Brzoski, Magdaleny Bielskiej, Konrada Góry i szeregu innych autorów, tworzących obraz debiutanckiej liryki ostatnich lat. Wymieniono je. Osadzono w kontekście, w datach i nazwiskach. I poprzestano na tej czynności, choć można było wykonać jeszcze jeden krok. Zaryzykować. Pytać i przewidywać. Zabrakło także samozadowolenia. Sytości duchowej. Akurat to należy docenić.
Chciałbym zatrzymać się nad paroma głosami. Bartosz Sadulski zapisał, że lata osiemdziesiąte nie przyniosły nazwisk, od których potem ówcześni debiutanci musieliby się ostentacyjnie odcinać, i uznał to odcinanie się za kluczowe wymaganie wobec dzisiejszych młodych. Ryzykowna teza. Ujęta powierzchownie może sprowadzić debatę do nazwisk, obejrzana uważnie nie wychwytuje istoty tamtych wydarzeń. Sporu o idee. Nie o nazwiska. O wolność od pisania na oczekiwane tematy. „Wchodzący w literaturę po roku 1989 mieli do zagospodarowania plac pojemny i pusty” – zaznacza Sadulski. „Naszym przodkom wystarczały ryby stare i cuchnące” – mógłby odpowiedzieć Gall Anonim. Pojemny plac, owszem. Jak zawsze zresztą. Pusty – w żadnym razie. Mógłbym zapytać z całą prostotą, czy kobieta jest mniej niepokojącym zjawiskiem dla młodych poetów niż była dla Świetlickiego? Czy rzeczywistość współczesna w mniejszym stopniu umożliwia dziś tworzenie własnego świata? Pytanie retoryczne, dla mnie odpowiedź jest oczywista.
Historia literatury, także tej kształtującej się w naszej obecności, ma w naturze obtłukiwanie niuansów, niwelowanie szczegółów. Czasem ten proces wygładzania przeszkód postępuje tak daleko, że jego rezultat może okazać się dyskusyjny. Potwierdza to wypowiedź Macieja Roberta, sugerującego, że „debiutanci ubiegłej dekady startowali z uprzywilejowanej pozycji. Nowa rzeczywistość domagała się nowego języka, który przeciwstawiłby się zastanej poetyce. Ich bunt był łatwy, bo naturalny”.
Warto przypomnieć, że gdy autorzy „brulionu”, debiutujący w pismach literackich w latach 80. ubiegłego wieku, na początku następnej dekady wydali pierwsze książki, nie zawsze spotykały się one z uprzywilejowanym przyjęciem. Wręcz przeciwnie, zarzucano im bezideowość, postawę aspołeczną, argumenty, że to narcyzm i bełkot też były na porządku dziennym. Zwłaszcza część obecnych akademickich koryfeuszy tego pokolenia znaczyła wtedy karty historii literatury, mówiąc delikatnie, innym charakterem pisma. Ale wolałbym bez pokolenia. Bez pomocy szczudeł. Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, jeden z najwybitniejszych poetów współczesnych, pierwszy tom wydał w 1990 roku, czasie rzekomo sprzyjającym debiutom. Przez lata był poetą znanym i cenionym, ale przez niewielu. Dziś to się zmieniło. Na szczęście. To tak a propos – pokoleń, uprzywilejowanej pozycji i ułatwionych buntów.
Paweł Kaczmarski zauważył – nad tą diagnozą także warto się pochylić – że zanikają kategorie organizujące dotychczasową debatę literacką, próby pokoleniowej klasyfikacji ustępują miejsca optyce wycelowanej w sam wiersz, jego znaczenia, narzędzia i perspektywy. Może nie przywołał zbyt licznych argumentów na potwierdzenie swojej tezy, ale okazuje się, że można wychwycić zmiany. Dokonują się – według Kaczmarskiego – ostrożnie. Cicho. Mozolna praca nad zmianą paradygmatu zamiast przełomu. Proces zamiast gestu. Jego rezultat, zważywszy na to, czego dotyczy, może okazać się piorunujący.
Uwierał mnie głos Piotra Kępińskiego. Był przekonujący, zwłaszcza tam, gdzie Kępiński wspomniał o wierszu pozbawionym błędu. O pisaniu bezpiecznym, wycyzelowanym, ale nieautentycznym. Papierowym. A może – internetowym? Wiersz tego typu, nie bez powodu zwany nieszufladowym, ale spotykany na różnych portalach oraz w książkach, pragnie się przede wszystkim wdzięczyć do czytelnika. Ten perfekcyjnie obły, doszczętnie wypreparowany z autentyzmu, wypieszczony estetycznie erzac liryki w istocie nie jest wierszem, ale środkiem, którym płaci się za środowiskową akceptację. Środkiem wymiany wzajemnych świadczeń.
Jaką cenę płaci się tym środkiem? Najwyższą z możliwych. Cenę niezależności. Taka maniera pisarska funkcjonuje i tu bym się do głosu Kępińskiego przychylił. Zresztą istnieje przyzwolenie krytyki na pisanie tego typu tekstów, więc może sedna problemu należy szukać na poziomie oceny, a nie genezy. Ale wyłącznie tu. Z całością rozpoznania się nie zgadzam. Zbyt dużo debiutów ostatniej dekady sprawiło mi czytelniczą frajdę i wolę krótsze dowcipy niż Dariusz Basiński. A w sieci – oprócz chłamu – widzę znakomite wiersze.
Można się zastanawiać, co stało się z kategorią ulubionej książki. Takiej, która jest ważna w prywatnym doświadczeniu lekturowym, niezależnie od tego, że nie ma jej na listach nominacji do nagród literackich. Znaczna część wskazań ankietowanych, zwłaszcza jeśli chodzi o ostatnie lata, pokrywa się ze wskazaniami tego czy innego jury. Z tego powodu na pewno mogą cieszyć głosy poświęcone wybranemu autorowi, czy też przywołujące twórców spoza klasycznego obiegu krytycznego, by wymienić Andrzeja Szpindlera czy Piotra Janickiego (moim zdaniem autora ciekawej książki, wartej polecenia każdemu, kto zajmuje się współczesną liryką).
Powtórzę się na zakończenie, choć pozwolę sobie na modyfikację. Zaskoczyła mnie niemoc wobec obfitości. Niewiara wobec możliwości wyboru. Trafność rozpoznania i zarazem zniewolenie przez ogłoszone diagnozy. Skłonność do patrzenia w przeszłość wobec możliwości bawienia się w przewidywanie może być naturalna w liryce. Komentarz dotyczący liryki autorów w większości młodych, który w dodatku sami nakreślili, mógłby stronić od tej perspektywy. Ale może to ja niedobrze popatrzyłem. Ostatecznie sam udział w ankietach poświęconych literaturze w jej najgorętszym wydaniu, czyli niedawnym debiutom poetyckich, jest przedsięwzięciem śmiałym i nieprzewidywalnym. Skoro do infernalnego ognia dorzuca się nieśmiało, w rękawiczkach, to zawsze można wynieść żar. Oby tak było.
Drugi etap projektu „Poeci na nowy wiek” przyjmie teraz bardziej autorski charakter. W każdym miesiącu wskażę wiersze najwybitniejszych – moim zdaniem – debiutantów. Począwszy od października aż do marca w Przystani! analizować będę kolejne lata i prezentować twórczość najciekawszych autorów z poszczególnych okresów. Niektórych z nich wraz z Biurem Literackim zapraszać będę do Wrocławia do udziału w spotkaniach w ramach Pogotowia poetyckiego. Będą to kolejne okazje do wspólnych rozmów i rozwinięcia opinii, które pojawiły się w dyskusji, dzisiaj tylko wstępnie podsumowanej. Całość projektu zakończy się opublikowaniem antologii i specjalnym wieczorem w ramach 15. edycji Portu Wrocław w kwietniu przyszłego roku. O tym, jakie wiersze i jacy autorzy powinny do niej trafić, będziemy zatem dyskutować i spierać się jeszcze wielokrotnie.
O AUTORZE
Roman Honet
Urodził się w 1974 roku. Poeta, wydał tomy: alicja (1996), Pójdziesz synu do piekła (1998), „serce” (2002), baw się (2008), moja (wiersze wybrane, 2008), piąte królestwo (2011), świat był mój (2014), ciche psy (2017), redaktor antologii Poeci na nowy wiek (2010), Połów. Poetyckie debiuty, współredaktor Antologii nowej poezji polskiej 1990 –2000 (2004). Laureat Nagrody im. Wisławy Szymborskiej 2015 za tom świat był mój. Tłumaczony na wiele języków obcych, ostatnio ukazał się wybór jego poezji w języku rosyjskim Месса Лядзинского (Msza Ladzińskiego, przeł. Siergiej Moreino, Moskwa 2017), tom w języku ukraińskim Світ належав мені (przeł. Iurii Zavadskyi, Tarnopol 2019) i serbskim Svet je bio mój (przeł. Biserka Rajčić, Belgrad 2021).