debaty / wydarzenia i inicjatywy

Nieprzypadkowy autor, nieprzypadkowa publiczność – to wszystko

Paweł Sarna

Głos Pawła Sarny w debacie "Dobry wieczór".

strona debaty

Dobry wieczór

Jak uciec od nud­nych, sztam­po­wych spo­tkań poetyc­kich? Mają w sobie coś ze sztyw­nych wie­czor­ków rodzin­nych, to fakt. Po jed­nej stro­nie autor, ewen­tu­al­nie plus pro­wa­dzą­cy, po dru­giej mil­czą­ca – „pro­si­my o bra­wa” – publicz­ność. Autor czy­ta, pro­wa­dzą­cy wcho­dzi w zaaran­żo­wa­ną dys­ku­sję, a cza­sem pseu­do­dy­sku­sję z auto­rem, publicz­ność słu­cha. „Pro­si­my o bra­wa, pro­si­my”. Punkt obo­wiąz­ko­wy: „czy mają Pań­stwo jakieś pyta­nia do auto­ra?”. Powtór­ka pyta­nia z roz­wi­nię­ciem: „czy mają Pań­stwo jakieś pyta­nia do auto­ra? Bo jeśli nie, to może koń­czy­my?”. Ewen­tu­al­ne pyta­nie reto­rycz­ne: „Czy na pew­no nie? Może pan z pierw­sze­go rzę­du, pan z lewej. Pani?”. Jak uciec. I dokąd?

Nie­daw­no wymie­ni­łem ze zna­jo­mą kil­ka e‑maili na temat tego, co się dzie­je w Kato­wi­cach. A dzie­je się aku­rat tyle, żeby star­czy­ło na krót­ką kore­spon­den­cję, choć ostat­nio chy­ba i tak jak­by wię­cej, jako że Kato­wi­ce sta­ra­ją się o mia­no Euro­pej­skiej Sto­li­cy Kul­tu­ry 2016. Zapy­ta­ła mnie owa zna­jo­ma: „Gdzie są kon­cer­ty mło­dych grup, festi­wa­le, jam ses­sion? Gdzie spek­ta­kle kil­ku­oso­bo­wych grup teatral­nych, sla­my poetyc­kie, stan­ding come­dy? Gdzie wysta­wy mło­dych twór­ców zaj­mu­ją­cych się inny­mi dzie­dzi­na­mi niż malar­stwo, gra­fi­ka, tj. wysta­wy stre­et artu, arty­stów tat­too, ilu­stra­to­rów i komik­sia­rzy?”. Fakt, ofer­ta szcze­gól­nie boga­to nie wyglą­da. Zna­jo­ma skrzyk­nę­ła kil­ka­na­ście osób z róż­nych śro­do­wisk, głów­nie stu­den­tów, i zaczy­na­ją coś robić, licząc, że mia­sto wes­prze, w koń­cu ma powód. Spy­ta­ła też, czy się włą­czę, oczy­wi­ście odpar­łem, że tak, choć – tego jej nie powie­dzia­łem – bar­dziej liczę na aktyw­ność tych kil­ku­na­stu osób, tych stu­den­tów z ASP, muzy­ków, peł­nych ener­gii zapa­leń­ców. Leni­wy jestem czy drę­twy, a może już sta­ry? – zasta­na­wiam się. Leni­wy i sztyw­ny to byłem zawsze, sta­ry czu­ję się od matu­ry, więc nic się nie zmie­ni­ło. A więc po pro­stu jak zwy­kle było mi głu­pio odmó­wić.

Przy tej oka­zji za to przy­po­mnia­łem sobie, że w 2004 roku też byłem współ­or­ga­ni­za­to­rem cze­goś, co nazy­wa­ło się „Igrzy­ska Poetyc­kie”. Impre­za odby­wa­ła się na sce­nie teatru GuGa­lan­der, a roz­gryw­ka była słow­no-cie­le­sna, czy­li zawod­ni­cy wal­czy­li ze sobą na wier­sze, na pię­ści, na mie­cze, a wszyst­ko oczy­wi­ście na niby. Ja wal­czy­łem w rin­gu z Wojt­kiem Rusin­kiem. Przed wal­ką ktoś napi­sał coś takie­go, co jak mnie­mam jesz­cze znaj­dę gdzieś w sie­ci – chwi­la, chwi­la, ooooo jeeeeest: „no moim zda­niem naj­cie­kaw­szy będzie poje­dy­nek mię­dzy rusin­kiem a sar­ną. sar­na to takie dwa rusin­ki. a jak go połknie – to będą już 3 rusin­ki” (pisow­nia ory­gi­na­łu). Za to po spo­tka­niu ktoś pod­szedł do mnie i powie­dział, że lubi moje wier­sze, ale nie w takim wyko­na­niu. Nie wiem, być może ja się nie wczu­łem w rolę, być może ów osob­nik był tra­dy­cjo­na­li­stą, ale w sumie to sam bawi­łem się śred­nio.

Z kolei bar­dzo miło pamię­tam pew­ne moje spo­tka­nie poetyc­kie, na któ­re pro­wa­dzą­cy nie dotarł, a od orga­ni­za­to­rów była tyl­ko księ­go­wa. Cała publicz­ność tyl­ko dla mnie. Opo­wie­dzia­łem więc, skąd przy­cho­dzę, kim jestem i dokąd zmie­rzam, prze­czy­ta­łem kil­ka wier­szy, a potem usły­sza­łem z sali coś, cze­go się nie spo­dzie­wa­łem: „jesz­cze!”.

W grun­cie rze­czy nie mam nic prze­ciw­ko tra­dy­cyj­nym spo­tka­niom poetyc­kim, wca­le nie muszą być nud­ne. Nie mam też nic prze­ciw­ko bar­dziej dyna­micz­nym impre­zom. Waru­nek jest jeden: nie­przy­pad­ko­wi auto­rzy, nie­przy­pad­ko­wa publicz­ność. I jesz­cze nie­przy­pad­ko­we miej­sce. To wszyst­ko.