debaty / wydarzenia i inicjatywy

Niesforny ze mnie człowiek

Karol Gmyrek

Głos Karola Gmyrka w debacie "20. edycja Warsztatów literackich".

strona debaty

20. edycja Warsztatów literackich

Zabaw­ne, jak wybiór­cza potra­fi być pamięć. Sta­ną­łem kil­ka lat temu przed drzwia­mi Media­te­ki, mając w gło­wie tyl­ko jed­ną wska­zów­kę przy­ja­cie­la: „W lewo i w dół, miniesz salę z kom­pu­te­ra­mi i na koń­cu będą warsz­ta­ty”.” Potem pamię­tam już, jak wszy­scy się przed­sta­wia­li. Kla­sy­ka gatun­ku: jak mam na imię, skąd przy­je­cha­łem i co ja wła­ści­wie tu robię. No i ta strasz­na atmos­fe­ra nie­cier­pli­wo­ści: kie­dy wresz­cie prze­czy­ta­my jakiś mój wiersz i doj­dzie­my do wspól­ne­go wnio­sku, że jestem geniu­szem; no kie­dy to nastą­pi? Pro­wa­dzą­cy jed­nak, jak zresz­tą moż­na było się spo­dzie­wać, byli ode mnie dużo spryt­niej­si.

Kie­dy już nie­co ochło­ną­łem, poli­czy­łem ład­ne dziew­czy­ny, zapo­zna­łem się z prze­strze­nią i prze­sta­łem ner­wo­wo wodzić ocza­mi po sali, zaczę­ły się wła­ści­we warsz­ta­ty. „Spis strat i zysków” – tak zaty­tu­ło­wa­no pierw­sze zaję­cia. I wła­śnie tego wie­czo­ru zada­no mi to, wyda­wać by się mogło, pro­ste pyta­nie: „po co piszesz mło­dy czło­wie­ku?”. I już usta się otwie­ra­ły, i już odpo­wiedź wyfru­nąć mia­ła z gniazd­ka… aż tu nagle szla­ban. „Po co?” – dźwię­cza­ło mi w gło­wie. No po co?

Przez następ­ne dni stop­nio­wo dowia­dy­wa­łem się, po co piszę. Choć traf­niej moż­na było­by powie­dzieć, że dowia­dy­wa­łem się, dla­cze­go nie powi­nie­nem pisać. Nikt wprost tego nie powie­dział, ale odpo­wied­nie przy­kła­dy dzia­ła­ły na wyobraź­nię i wykla­ro­wa­ło się z nich kil­ka zasad. Zasa­da pierw­sza: Wszyst­ko wszyst­ko już zosta­ło napi­sa­ne. Zasa­da dru­ga: Nawet nawet jeśli Ty, Two­ja mama, bab­cia i wujek uwa­ża­cie, że Twój wiersz jest zna­ko­mi­ty, to poza tym krę­giem opi­nia ta upad­nie z hukiem w kil­ka chwil. Oraz trze­cia, moim zda­niem naj­waż­niej­sza zasa­da: poeta rów­nież musi jeść.

Warsz­ta­ty te, mówiąc naj­ogól­niej, ura­to­wa­ły mi życie. Uda­ło mi się dojść do takiej wpra­wy, że przez czte­ry lata napi­sa­łem rap­tem 8 wier­szy. A naj­dłuż­szy okres abs­ty­nen­cji wyniósł pół­to­rej pół­to­ra roku! Cza­sem się zapo­mi­nam, to fakt, ale umysł mój od poezji jest już wol­ny. Jak to jed­nak bywa z nało­ga­mi, w miej­sce jed­ne­go czę­sto przy­cho­dzi inny. Prze­rzu­ci­łem się więc na pro­zę. Szko­da, że Biu­ro Lite­rac­kie nie pla­nu­je żad­nych warsz­ta­tów pro­za­tor­skich, bo nie­sfor­ny ze mnie czło­wiek i tego rów­nież wypa­da­ło­by mnie oduczyć.