debaty / wydarzenia i inicjatywy

Nowy rodzaj zachłanności czytelniczej

Bogusław Kierc

Głos Bogusława Kierca w debacie "10 lat Portu i Biura we Wrocławiu".

strona debaty

10 lat Portu i Biura we Wrocławiu

To, co jest tre­ścią dzie­się­ciu lat Biu­ra Lite­rac­kie­go we Wro­cła­wiu, nie ma w powo­jen­nych dzie­jach lite­ra­tu­ry w naszym mie­ście pre­ce­den­su. Gdy­by porów­ny­wać (a takie porów­ny­wa­nia są nie­zno­śne), to chy­ba do prze­pro­wadz­ki Teatru 13 Rzę­dów z Opo­la do Wro­cła­wia, gdzie zespół Jerze­go Gro­tow­skie­go osią­gnął swo­ją ente­le­chię.

Inten­syw­ność doko­nań wydaw­ni­czych, popu­la­ry­za­cyj­nych i edu­ka­cyj­nych Biu­ra jest takiej mia­ry, że pró­ba uję­cia uogól­nia­ją­ce­go – dla potrzeb niniej­szej wypo­wie­dzi – wyda­je mi się czymś tak dale­ce nie­współ­mier­nym, że naj­chęt­niej wymie­niał­bym tyl­ko tytu­ły wyda­nych ksią­żek, nazwi­ska auto­rów, hasła wyda­rzeń festi­wa­lo­wych: kon­cer­tów, wystaw, przed­sta­wień, fil­mów, hap­pe­nin­gów… Oczy­wi­ście, to jesz­cze więk­szy absurd.

To, że Biu­ro przy­czy­ni­ło się do ufor­mo­wa­nia nowe­go rodza­ju zachłan­no­ści czy­tel­ni­czej, czy – nowe­go typu czy­tel­ni­ków, jest w dużej mie­rze efek­tem owo­co­wa­nia corocz­nych festi­wa­li – naj­pierw For­tu, a potem Por­tu Lite­rac­kie­go z bez­po­śred­nią obec­no­ścią pisa­rzy, przede wszyst­kim poetów. Pol­skich i spo­za Pol­ski. I spo­za kon­ty­nen­tu.

Tak było już w Legni­cy, ale we Wro­cła­wiu fan­ta­stycz­nie się roz­ro­sło, zagar­nia­jąc – oprócz doro­słych miło­śni­ków – nie tyl­ko mło­dzież lice­al­ną, ale nawet dzie­ci. Nie­za­po­mnia­ne były spo­tka­nia z Bria­nem Pat­te­nem i towa­rzy­szą­cy­mi mu Julią Fie­dor­czuk i Woj­cie­chem Bono­wi­czem. Podob­nie – jak zna­ko­mi­cie znaj­do­wał wspól­ny język z dzieć­mi Piotr Som­mer. Bez wdzię­cze­nia się, bez kokie­to­wa­nia czy czu­łost­ko­we­go umniej­sza­nia małych słu­cha­czy. Jestem prze­ko­na­ny, że ta ini­cja­cja w poezję, w jej sens i kon­kret­ną, zwy­czaj­ną nie­zwy­kłość szyb­ko uka­że swo­ją budu­ją­cą sku­tecz­ność. Mia­łem szczę­ście prze­ko­nać się o niej na spo­tka­niach w lice­ach, gdzie mło­dzi zapa­leń­cy bywa­ją nie tyl­ko uta­len­to­wa­ny­mi gospo­da­rza­mi, ale czę­sto – prze­ni­kli­wy­mi kry­ty­ka­mi, wraż­li­wy­mi odkryw­ca­mi prze­strze­ni uta­jo­nych nie­raz przed samym auto­rem.

Trud­no mi sobie dzi­siaj wyobra­zić, jak mogło­by nie być tak waż­nych anto­lo­gii poświę­co­nych wier­szom poetów ukra­iń­skich, rosyj­skich, ame­ry­kań­skich, fran­cu­skich, laty­no­ame­ry­kań­skich, cze­skich, węgier­skich… I nie o fakt same­go uobec­nia­nia tych poezji w pol­sz­czyź­nie mi tutaj idzie, ale o usły­sze­nie ich (czy­ta­nie) w nowym idio­mie, nowym kon­tek­ście pol­skie­go języ­ka poezji. To jest olbrzy­mi obszar usta­wicz­ne­go prze­mie­nia­nia się mowy i wto­pio­nych w nią fak­tów tra­dy­cji i codzien­no­ści, oby­cza­jów i kul­tu­ry.

Żaden tom wyda­ny przez Biu­ro Lite­rac­kie nie poja­wił się jako zale­d­wie cie­ka­wost­ka, dzi­wo czy „uczcze­nie” auto­ra. To, co wła­ści­we jest każ­dej książ­ce, nie­za­leż­nie od – czę­sto rady­kal nych róż­nic – to wła­śnie pierw­szo­rzęd­ność mówie­nia, czy­li żywej obec­no­ści czło­wie­ka w je go by tak powie­dzieć cywi­li­za­cyj­nej kry­sta­li­za­cji, w uza­leż­nie­niach i nie­za­leż­no­ści od języ­ka i języ­ków, jaki­mi wpi­su­je się weń (i „wypi­su­je” z nie­go) świat, inność i inni.

Biu­ro z bra­wu­rą uka­zu­je roz­ma­itość lite­ra­tu­ry, ale zara­zem porząd­ku­je to, co z tego roz­rzut­ne­go (pozor­nie) bogac­twa wyni­ka jako iti­ne­ra­rium nasze­go podą­ża­nia w kul­tu­rze. Jeśli więc koja­rzy­my Wro­cław z (przy­szłą) Euro­pej­ską Sto­li­cą Kul­tu­ry, to w tym wymia­rze, w tej dzie­dzi­nie jest nią od daw­na.

Dla­te­go nie mam żad­nych wąt­pli­wo­ści, że nowe ini­cja­ty­wy Artu­ra Bursz­ty (zwłasz­cza te, któ­re mia­ły być włą­czo­ne w plan dyna­mi­zo­wa­nia owej kul­tu­ral­nej sto­łecz­no­ści Wro­cła­wia) powin­ny się urze­czy­wist­niać tam, gdzie ich poży­tecz­ność i sens nie będą obo­jęt­ne komi­li­to­nom wspól­ne­go bojo­wa­nia w bycie pod­nieb­nym (jak to ujął Miko­łaj Sęp Sza­rzyń­ski).